To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Miał trochę racji. Matt nadal siedział na krawężniku. Był wyczerpany i nie podobało mu się to. — Wszędzie cię pełno, Lance. — Staram się. — I tak cholernie się starasz. — Matt pstryknął palcami. — Hej, Lance, wiesz, kogo mi teraz przypominasz? Tę Blokującą Mamuśkę. Lance nic nie powiedział. — Pamiętasz tę Blokującą Mamuśkę z Hobart Gap Road? — zapytał Matt. — Panią Sweeney. —— Właśnie. Panią S. Zawsze wyglądała przez okno, o każdej Porze. Z kwaśnym grymasem na gębie, wiecznie narzekająca dzieciaki, które skracają sobie drogę przez jej podwórze. — wskazał na niego palcem. — Jesteś taki sam, Lance, ś jak wielka Blokująca Mamuśka. 167 — Piłeś, Mat? — Taa. Czy to jakiś problem? — Sam w sobie nie. — Dlaczego więc tak się starasz, Lance? Wzruszył ramionami. — Po prostu próbuję trzymać złych facetów z daleka od tego miejsca. — I myślisz, że możesz? Lance nie odpowiedział- — Naprawdę sądzisz, Że twoje minivany i dobre szkoły są, sam nie wiem, jakimś polem siłowym powstrzymującym zło? — Matt roześmiał się odrobinę zbyt głośno. — Do diabła, Lance, spójrz na mnie, jak rany. Jestem idealnym przykładem tego, że to głupie gadanie. Powinienem brać udział w waszych pogadankach ostrzegawczych dla nastolatków, no wiesz, takiej jak ta, kiedy byliśmy w szKole średniej i gliniarze kazali nam oglądać jakiś samochód rozbity przez pijanego kierowcę. Ja też powinienem być takim przykładem. Jednym z ostrzeżeń dla nastolatków. Tylko nie jestem pewien, przed czym. — Na przykład, żeby nie wdawać się w bójki. — Nie wdawałem się w bójki. Próbowałem przerwać jedną. Lance powstrzymał westchnienie. — Chcesz przeprowadzić ponownie proces na tym deszczu, Matt? — Nie. — To dobrze. No to może podwiozę cię do domu? — Nie zamierzasz mnie aresztować? — Może innym razem. Matt po raz ostatni spojrzał na dom. — Może masz rację. — Co do czego? — Tego, gdzie moje miejsce. — Chodź, Matt. Jest mokro. Odwiozę cię do domu. Lance stanął za nim. Wsun^ mu ręce pod pachy i podniósł. Był silny. Matt chwiejnie stanął na nogach. Kręciło mu się w głowie. Burczało w żołądku. Lance usadził go z przodu samochodu. — Jak się pochorujesz w inoim samochodzie — ostrzegł — to pożałujesz, że cię nie aresztowałem. 168 O, twardziel. odrobinę uchylił okno, wystarczająco, by wpuścić świeże powietrze, ale nie deszcz. Trzymał nos tuż przy tej szparze, jak pies. Pomogło. Zamknął oczy i oparł głowę o szybę. Pod policzkiem poczuł zimne szkło. ._ Skąd ten atak pijaństwa, Matt? — Miałem ochotę się napić. — Często ci się to zdarza? Upijać i robić głupoty? — Jesteś też doradcą Anonimowych Alkoholików, Lance? No wiesz, oprócz etatu Blokującej Mamuśki? Lance pokiwał głową. — Masz rację. Zmieńmy temat. Deszcz trochę zelżał. Wycieraczki odrobinę zwolniły. Lance trzymał obie ręce na kierownicy. — Moja najstarsza córka ma trzynaście lat. Uwierzysz? — Ile masz dzieci, Lance? — Troje. Dwie dziewczynki i chłopca. — Zdjął jedną rękę z kierownicy i sięgnął po portfel. Wyjął z niego trzy fotografie i wręczył je Mattowi. Ten obejrzał je, jak zawsze szukając podobieństwa do rodzica. — Ten chłopak. Ile ma lat? — Sześć. — Wygląda tak jak ty w jego wieku. Lance uśmiechnął się. — Devin. Nazywamy go Devil. To istny szatan. — Jak jego stary. — Chyba tak. Zamilkli. Lance wyciągnął rękę, żeby włączyć radio, ale zrezygnował. — Moja córka. Ta najstarsza. Zastanawiam się, czy nie wysłać jej do katolickiej szkoły. — Teraz jest w Heritage? Heritage to szkoła średnia, do której obaj uczęszczali. — Tak, ale nie wiem, jest trochę niesforna. Słyszałem, że St Margarefs w East Orange podobno jest niezła. Matt spoglądał przez okno. —— Wiesz coś o tym? —— O katolickiej szkole? —— Tak. Albo o St Margarefs. 169 — Nie. Lance znów trzymał obie dłonie na kierownicy. — A wiesz, kto tam chodził? — Gdzie chodził? — Do St Margarefs. — Nie. — Pamiętasz Loren Muse? Matt pamiętał. Tak to jest z tymi, z którymi chodziłeś do szkoły podstawowej, nawet jeśli już nigdy nie spotkałeś ich po jej ukończeniu