To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Od tego nie odstąpię, zwłaszcza teraz. DZIEŃDZIERZYŃSKI C o m m e n t? A cóż się stało nowego? MAURYCY ( poufnie) Zdaje mi się, że panna Paulina mnie kocha. DZIEŃDZIERZYŃSKI ( uradowany) Niepodobna! Wygadała się? MAURYCY Przypadkiem pochwyciłem dowód. DZIEŃDZIERZYŃSKI ( jak wyżej) Kiedy? Teraz? MAURYCY Przed chwilą. DZIEŃDZIERZYŃSKI Dlatego też to miała taką minę powróciwszy stąd… ( ściskając go) Winszuję ci z całego serca. Oświadczyłeś się zaraz, z kopyta? MAURYCY Nie. DZIEŃDZIERZYŃSKI C o m m e n t? Nie? A, jakiż to safanduła! Takie rzeczy kończy się na gorąco. Chodź zaraz ze mną… jeszcze by trzeba kogo na świadka, żeby się które nie rozmyśliło. MAURYCY ( śmiejąc się) Jakżeż pan to traktujesz. DZIEŃDZIERZYŃSKI Ale bo ja wam nie wierzę… No, zawsze interes jest na lepszej drodze… tylko już tego wcale nie rozumiem… E c o u t e z, skoro masz pewność, że cię kocha… MAURYCY Ale nie pewność, domysł dopiero. DZIEŃDZIERZYŃSKI No chociażby domysł, to z tych twoich zamków na lodzie możesz skwitować. MAURYCY Broń Boże! DZIEŃDZIERZYŃSKI Rozumiem, że mogłeś projektować p a r d é s p é r a t i o n, ale… MAURYCY Właśnie teraz chcę dać dowód pannie Paulinie, że ją kocham bezinteresownie. DZIEŃDZIERZYŃSKI M a i s p o u r q u o i?… Teraz ona cię już będzie kochać takim, jakim jesteś, możesz założyć ręce i nic nie robić. Ja zapracowałem tyle, że wystarczy dla moich dzieci i wnuków. ( po chwili) A zresztą, skoro chcesz pracować dlatego, że z waszego majątku nic ci się nie okroi, to pracuj w Zabrodziu. Ja abdykuję, nie znam się na gospodarstwie. MAURYCY Wstydziłbym się… Przyjść do gotowego, samemu nic nie wniosłszy… Co innego, gdybym mógł mieszkać w Czarnoskale. 180 DZIEŃDZIERZYŃSKI No to w Czarnoskale! Jeszcze lepiej, majątek familijny. Spłacimy tego twojego szwagierka, nawet jeżeli chcesz, zahipotekuję tę sumę na imię Poli, będziesz mi płacił procent. MAURYCY Co za sztuka! To nie byłby dowód miłości, a ja muszę przekonać pannę Paulinę, że mi chodzi o nią, a nie o majątek. Zresztą, jak się pan będziesz opierał, to się zrzeknę chyba posagu. DZIEŃDZIERZYŃSKI To to to… Sfiksowałeś wyraźnie, t u a s f i x é. Czy myślisz, że pozwoliłbym na to, żebyście siedzieli o głodzie i chłodzie? Cóż bym ja był za ojciec? MAURYCY A ja co za mąż, gdybym nie potrafił własną pracą utrzymać żony? DZIEŃDZIERZYŃSKI ( zdesperowany) No i gadajże tu z nim! SCENA VIII POPRZEDZAJĄCY, WŁADYSŁAW. DZIEŃDZIERZYŃSKI A, pan Władysław, jak się masz. ( ściska go, po czym Władysław ściska się z Maurycym) Jesteśmy e n f a m i l l e, w całym komplecie; bardzo dobrze, bo rozsądzisz tu sprawę pomiędzy mną a tym upartym kozłem. WŁADYSŁAW ( roztargniony, wyraża się lakonicznie) On zawsze był takim. DZIEŃDZIERZYŃSKI Wyobraź sobie: daję mu córkę, bez żadnych ograniczeń, ze wszystkim, co posiada i do czego ma prawo, a on stawia warunki, targuje się ze mną. WŁADYSŁAW Chciwość? DZIEŃDZIERZYŃSKI C o m m e n t? A wiesz co, że naprowadzasz mnie na myśl: to chyba chciwość ( Maurycy się śmieje) Bo że się chce zrzec posagu, to gadanie… wie dobrze, że go i tak nie minie… Ale zachciało mu się jeszcze samemu robić majątek. Powiedział mu ktoś plotkę, której uwierzył, że ja zawsze prowadzę mój handel hurtowy, tylko pod inną firmą. WŁADYSŁAW Dziwiłbym się panu. DZIEŃDZIERZYŃSKI ( triumfująco do Maurycego) A co! V o y e z ¦ v o u s! ( do Władysława) Ale nie wierz temu, to nieprawda. WŁADYSŁAW Dziwiłbym się, gdybyś pan zmienił firmę. Po co? DZIEŃDZIERZYŃSKI C o m m e n t? Ale czekaj no! Więc chce wejść ze mną w spółkę, stać za kantorem, zapisywać rachunki i świecić swoim nazwiskiem… Szlacheckie nazwisko mojego zięcia na szyldzie! Nigdy! 181 WŁADYSŁAW Ma rozum. DZIEŃDZIERZYŃSKI Szarzać się dla pieniędzy to rozum? WŁADYSŁAW Najprzód, że to nie jest szarzaniem się; a potem, pieniądz jest wszystkim. DZIEŃDZIERZYŃSKI Zgoda i na to. Więc niechże go nie lekceważy i bierze, kiedy mu daję. WŁADYSŁAW Przyjmować, gdy sam nic nie ma, byłoby zbyt wielkie ryzyko. DZIEŃDZIERZYŃSKI Jakie ryzyko? Pola bierze go jak jest, nie pyta… e l l e n e d e m a n d e p a s… szaleje za nim, sam mi to powiedział. MAURYCY A to kiedy? WŁADYSŁAW Uczucie miłości jest przechodnim. Pannie Paulinie dziś może się zdawać, że go kocha… DZIEŃDZIERZYŃSKI ( zły) Zdawać, zdawać… jak się co zdaje, to widać, że tak jest, inaczej jakże by się mogło zdawać? WŁADYSŁAW Przypuśćmy. Ale czy pan wiesz, co się dzieje na dnie jej serca? Czy nie kiełkują tam maleńkie ziarnka wątpliwości? Gdzież dowód, że on nie gra roli zakochanego dla interesu? DZIEŃDZIERZYŃSKI ( patrzy na Maurycego) On?… Nie! To być nie może. WŁADYSŁAW Dlaczego? DZIEŃDZIERZYŃSKI Najlepszy dowód, że dla niej chce głupstwo zrobić. WŁADYSŁAW Więc pozwól mu pan na to głupstwo, chociażby na próbę. Jeżeli wytrwa… DZIEŃDZIERZYŃSKI ( po chwili) Co z wami gadać! Wariaty… ( biorąc Maurycego pod rękę) Choć ze mną do ojca… chociażeś pełnoletni, on zawsze ma nad tobą władzę… Jeżeli na to pozwoli… no! ( na stronie) Tak głupim przecie nie będzie. MAURYCY Co bądź ojciec powie, stawiam panu dwa pewniki: od zamiaru mego nie odstąpię i pannę Paulinę mieć muszę. DZIEŃDZIERZYŃSKI Dobrze, dobrze. ( do Władysława) Ty idziesz z nami? WŁADYSŁAW Na chwilkę tylko, bo mam jeszcze do załatwienia parę interesów przed obrzędem. ( Dzieńdzierzyński z Maurycym wychodzą na prawo) 182 SCENA IX ŁECHCIŃSKA, WŁADYSŁAW. ŁECHCIŃSKA ( która od kilku chwil czatowała we drzwiach z lewej strony, zatrzymując Władysława) A! Złoto, srebro widziałam, a naszego pana Władysława już nie pamiętam kiedy, słowo daję. WŁADYSŁAW ( ironicznie) Skądże tyle łaski… naszego! Nie wiedziałem, że nas łączą jakie nici sympatyczne, i to do tego stopnia. ŁECHCIŃSKA Nasz, nasz, bo nie ma godziny, nie ma minuty, żebyśmy z panną Gabrielą nie mówiły o panu. Już tak zaciętego człowieka, jak pan, nie widziałam w życiu, jak matkę kocham. Żeby się tak zawziąć, to niesłychane rzeczy. Ale ja mówiłam i perswadowałam, że pan przyjedziesz. WŁADYSŁAW Zagadkowe słowa dla mnie. ŁECHCIŃSKA To już tam nasza panna Gabriela panu wytłumaczy. Jeżeli się pan nie poczuwasz do niczego, to tym lepiej… widać, że było nieporozumienie. ( ciszej) Zatrzymaj się pan chwileczkę, zaraz tu wyjdzie, chce się z panem zobaczyć, tak sobie, sam na sam… Bo to dziś, przy tym rejwachu, trudno by było złapać dobrą sposobność… Momenciczek tylko. ( wychodzi na lewo) SCENA X WŁADYSŁAW, po chwili GABRIELA. WŁADYSŁAW ( sam) Jak to! Mnie serce mogło jeszcze zabić?… Rzecz dziwna