To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Zresztą i tak pewnie wydrapałaby mu oczy. Idąc, przyglądał się jej podejrzliwie. Wyglądała na nieco zmęczoną po całym dniu pracy, ale ogólnie wydawała się spokojna. Normalna. Strzyżenie jałowców nie było zapowiedzią ataku szaleństwa; prawdopodobnie planowała to zrobić od tygodni. Stajnie pachniały sianem, poza tym oferowały przyjemny chłód, w przeciwieństwie do upału panującego na zewnątrz. Dominik kazał parobkowi przeprowadzić Promień Księżyca do dużego boksu na końcu budynku. Poprowadził tam Meriel. Widząc gości, klacz podeszła do drzwi i wyciągnęła szyję, pomrukując towarzysko. Parobek wyczesał wcześniej jej białą grzywę i ogon, tak że błyszczały teraz jak włosy Meriel. Wpiął jej w grzywę niebieską wstążkę, przez co Księżycowy Promień wyglądała jak kucyk z bajki. - Tak naprawdę klacz podarował ci twój sąsiad, generał Ames - wyjaśnił Dominik. Patrzył z zadowoleniem, jak oczy Meriel stają się okrągłe ze zdumienia. Potem, zaskakując go, dziewczyna krzyknęła 136 MARY JO PUTNEY i okręciła się. W jej głosie brzmiał ten sam strach, który wyczuł, kiedy próbował wywieźć ją z Warfield. Kiedy rzuciła się w stronę drzwi, Dominik, kierując się instynktem, zagrodził jej drogę. Tak mocno na niego wpadła, że stracił równowagę i runął na stóg siana. Menel upadła na niego. Próbując się uwolnić, wzbijała rękami w powietrze źdźbła słomy. Objął ją mocno i przycisnął do siebie. - Nie uciekaj, Meriel! Nie tym razem. Ucieczka nic ci nie pomoże. Kojarzyła mu się z przerażonym ptakiem. Cała drżała. Dlaczego, do diabła, tak się przestraszyła? Denerwowała się przed jazdą na Pegasusie, ale nie było mowy o takiej dzikiej panice. - Nie uciekaj, słodka. Przy mnie jesteś bezpieczna - szeptał. Przestała się wyrywać, ale nadal drżała. Dominik zmienił pozycję na wygodniejszą, przyciągnął Meriel i oparł jej głowę na swoim ramieniu. Od czego zacząć? Pamiętając, co mówił Ames, powiedział: - Czy jesteś przygnębiona, bo Kiężycowy Promień wygląda tak jak kucyk, którego miałaś w Indiach? A może przypomina ci utratę rodziców. W jej zielonych oczach nie było łez, ale dziewczyna ciężko westchnęła i schowała twarz na jego piersi. Próbował sobie wyobrazić, jak wyglądała jako dziecko w tamtą tragiczną noc, i wszystko, co mogła wówczas przeżywać mała dziewczynka. Pałac maharadży, pachnący kwiatami i przyprawami Wschodu, i nagłą, niespodziewaną napaść. - Nawet doświadczeni żołnierze potrafią czasami wpaść w panikę na polu walki. Ogłuszające wystrzały, okrzyki prze rażenia i bólu, ogień. Twoi rodzice i służba zostali zabici. Potem pojmali cię jacyś obcy ludzie. Byłaś sama. Wyobrażając sobie scenerię tragicznych zajść, odniósł dziwne wrażenie, że połączył się z przeszłością Meriel. Zobaczył ją płaczącą za matką, uprowadzaną przez jakiegoś barbarzyńskiego poganina. Chryste, jak ona to zniosła? DZIECKO CISZY 137 Kiedy po raz pierwszy słuchał opowieści o jej losach, był nią przejęty, ale nie znał wtedy samej Meriel. Teraz jej dra matyczne przejścia odbijały się krwawo w jego sercu. - Biedactwo - szeptał. - Takie straszliwe przeżycia, a potem jeszcze niewola w obcym kraju. To dlatego przestałaś mówić bo nikt cię nie rozumiał. Nawet jeśli w niewoli była dobrze traktowana, to z pewnością czuła się samotna. Nie było przy niej bliskich, a pamięcią nieustannie wracała do rozrywających serce wspomnień. Nic dziwnego, że uciekła przed nimi do wyimaginowanego świata. Musiała się tam wycofać, żeby przetrwać. Był pewien, że tak właśnie było. Od tamtej chwili cały czas jest sama, zamknięta w delikatnej bańce bezpieczeństwa, chroniącej ją przed cierpieniem. Aż do bólu pragnął uwolnić ją od koszmarów z przeszłości. Wtedy zamknięcie się w sobie uratowało ją, ale z czasem stało się jej więzieniem. Pragnął oswobodzić Meriel nie dla Kyle'a, tylko dla niej samej. Jak do niej dotrzeć? Powinien najpierw dotrzeć do jądra jej strachu, a potem jakoś go pokonać. Może dobrze by było, gdyby opowiedział Meriel o lęku, który sam przeżywał. Ale wtedy wyda się, że nie jest Kyle'em. A może Meriel się nie zorientuje? Uznał, że warto podjąć to w gruncie rzeczy niewielkie ryzyko. Nawet jeśli dziewczyna nie zrozumie jego słów, to ton głosu, ból w nim zawarty, uświadomi jej, że nie jest osamotniona w swoich przeżyciach. - Meriel, kiedyś służyłem w wojsku. - Ojciec postanowił, że Dominik, jako młodszy syn, musi zostać księdzem albo żołnierzem. Dominik wybrał wojsko. Kyle był wściekły i pró bował namówić brata na to, żeby ten studiował razem z nim w Cambridge. Ale nie tym akurat bólem Dominik chciał się dzisiaj podzielić. - W Indiach widziałaś zapewne wielu żoł nierzy. Twój stryj był żołnierzem. Poruszyła się niespokojnie słysząc to słowa. 138 MARY JO PUTNEY - Szy... - uspokoił ją. - Jesteś bezpieczna, Meriel. Przy sięgam. Kiedy zobaczył, że się wyciszyła, rozpoczął na nowo. - Wybrałem kawalerię, ponieważ uwielbiam konie. Byłem wtedy jeszcze chłopcem. Miałem tylko siedemnaście lat. Myś lałem, że wojna to wielka przygoda, że zostanę bohaterem. Boże, jaki ze mnie był głupiec i to podwójny, bo cieszyłem się, kiedy Napoleon wrócił z wygnania i na nowo postawił Europę w ogniu. Miał wrażenie, że Meriel go słucha, ale nie wiedział, czy go rozumie. - Tym sposobem zostałem kornetem. To najniższy rangą stopień oficerski w kawalerii. Bitwa pod Waterloo należała chyba do największych w historii. Dla mnie była pierwszą i ostatnią. - Słowa uwięzły mu w gardle. Nikomu jeszcze nie opowiadał, co przeżył tamtego dnia. Kiedyś jego powiernikiem byłby Kyle, ale stali się sobie tak obcy, że nie umiałby przyznać mu się do słabości. Zwłaszcza jemu. - Spodziewałem się, że będę czuł strach w czasie bitwy, ale nie przypuszczałem, że będzie on tak paraliżujący. Powy wracał mi wnętrzności. - Przełknął głośno ślinę. - Bałem się wszystkiego. Oczywiście śmierci, ale najbardziej powolnego umierania. Bałem się, że postrzelą mnie w brzuch i będę konał w błocie przez kilka dni. Bałem się, że będę musiał oglądać śmierć kolegów i nie będę mógł im pomóc. Albo że przeżyję, ale okaleczony do końca życia. W koszmarnych wizjach widział siebie ślepego i spara liżowanego, przytrzymanego przy życiu przez rodzinę z litości i poczucia obowiązku. Był tak bardzo bezradny, że nie potrafił nawet się zabić. Pohamował dreszcz przerażenia. - Najbardziej bałem się, że wszyscy dowiedzą się, że jestem tchórzem i że z obrzydzenia będą mi pluli w twarz. Że się załamię i ucieknę, przez co narażę życie kolegów. Zaczął oddychać krótko i szybko. - Meriel, Waterloo to było piekło na ziemi. Otaczał mnie DZIECKO CISZY 139 smród prochu i wrzaski umierających ludzi. Odgłosy wystrzałów i oślepiający dym. Nie wiedziałem, co się dzieje. Nie wiedzia łem. W pewnym sensie to było najgorsze. Pogłaskał ją po plecach spoconą dłonią. - Dzięki Bogu nie splamiłem honoru, choć nie zostałem też bohaterem. Mądry i odważny sierżant Finn uratował mnie przed popełnieniem błędów wynikających z mojego braku doświadczenia