To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Zapytajcie Lincolna - rzuciłem. - Co takiego? - spytała ostro Pris. - Daj spokój, na Boga. — Mówię poważnie — oznajmiłem. — Poproście go o radę. - Co prowincjonalny polityk z ubiegłego stulecia może wiedzieć o Samie Barrowsie? - Pris zaśmiała się sardonicznie. Najspokojniej, jak tylko potrafiłem, powiedziałem: - Pohamuj się, Pris. Bądź wobec niego uczciwa. - Nie kłóćmy się - wtrącił się szybko Maury. - Każdy ma prawo do własnej opinii. Moim zdaniem powinniśmy pokazać Lincolna Barrowsowi, a jeśli z jakichś szalonych powodów... - przerwał. Zadzwonił telefon. Maury szybkim krokiem podszedł do aparatu i podniósł słuchawkę. - Spółka WAZA, Maury Rock przy telefonie. Cisza. Obracając się do nas, Maury szepnął: — Barrows. Stało się, pomyślałem. Kości zostały rzucone. - Tak, proszę pana - mówił Maury do słuchawki. - Odbierzemy pana z lotniska w Boise. Tak, tam się spotkamy. - Gdzie jest Stanton? - spytałem ojca. - Kto, mein Sohn? — Stanton, homunkulus. Nigdzie go nie widzę. — Przypomniawszy sobie wrogość, jaką okazywał Lincolnowi, wstałem i podszedłem do Pris, która usiłowała podsłuchać telefoniczną rozmowę Maury'ego. - Gdzie jest Stanton? - zapytałem głośno. - Nie wiem. Bundy gdzieś go schował. Pewnie na dole w sklepie. - Chwileczkę. - Maury opuścił słuchawkę i zwracając się do mnie z dziwnym wyrazem twarzy, rzekł: - Stanton jest w Seattle z Barrowsem. - Och, nie - usłyszałem jęk Pris. - Zeszłej nocy wsiadł do autobusu Greyhounda - ciągnął Maury. - Dotarł do Seattle dziś rano i od razu poszedł do Barrowsa. Barrows mówi, że odbyli długą i ciekawą rozmowę. - Zakrył słuchawkę dłonią. - Barrows nie dostał jeszcze naszej depeszy. To Stanton go zainteresował. Czy mam mu powiedzieć o Lincolnie? - Czemu nie - odparłem. - I tak dostanie telegram. - Panie Barrows - rzekł Maury do słuchawki - właśnie wysłaliśmy do pana depeszę. Tak, mamy drugiego homunkulusa, replikę Lincolna. To niebywały sukces, większy nawet niż Stanton. - Zerkając na mnie z zakłopotaniem, kontynuował: - Czy Stanton przyleci z panem? Niepokoimy się o niego. - Nastąpiła cisza, po czym Maury ponownie opuścił słuchawkę. - Barrows mówi, że Stanton napomknął, iż zamierza zostać w Seattle przez parę dni i obejrzeć miasto. Chce pójść do fryzjera, odwiedzić bibliotekę, a jeśli miasto mu się spodoba, może nawet pomyśli o przeprowadzeniu się tam i otworzeniu kancelarii adwokackiej. - Jezus Maria -jęknęła Pris, zaciskając pięści. - Powiedz Barrowsowi, by namówił go do powrotu! Maury podjął rozmowę telefoniczną: - Czy mógłby pan go przekonać, aby wrócił razem z panem? - Znów cisza. - Już wyszedł - powiedział Maury, zwracając się do nas, tym razem nie zakrywając słuchawki. - Powiedział Barrowsowi do widzenia i ruszył w drogę. -Maury zmarszczył czoło głęboko zatroskany. - Tak czy owak, ustal szczegóły dotyczące przylotu - odezwałem się. - Prawda. - Maury zebrał się w sobie i ponownie przemówił do słuchawki: - Myślę, że ta przeklęta maszyna da sobie radę. Ma chyba pieniądze? - Cisza. - Dał mu pan jeszcze dwadzieścia dolarów? To dobrze. A więc do zobaczenia. Lincoln jest jeszcze lepszy. Tak, proszę pana. Dziękuję i do widzenia. - Odwiesił słuchawkę i usiadł. Wpatrywał się w podłogę, usta mu drżały. - Nawet nie zauważyłem, że zniknął. Myślicie, że był zły z powodu Lincolna? Pewnie tak. Ma facet temperament. - Co się stało, to się nie odstanie - zauważyłem. - Prawda - mruknął Maury, zagryzając wargi. - Akumulator wytrzyma jeszcze sześć miesięcy! Możemy go nie zobaczyć do przyszłego roku. O Boże, włożyliśmy w to tysiące dolarów. A co będzie, jeśli Barrows coś knuje? Może zamknął go gdzieś w piwnicy? - Gdyby tak było, nie przyjeżdżałby tutaj - powiedziała Pris. - Może zresztą wyjdzie to nam na dobre. Może Barrows nie przyjechałby tutaj, gdyby nie Stanton i to, co powiedział i zrobił. Może telegram by go nie przekonał, aby do nas przyjechać. Gdyby Stanton nie uciekł, wystawiając Barrowsa do wiatru, może ten by go usidlił, a my zostalibyśmy na lodzie. - Taak - zgodził się niechętnie Maury. Głos zabrał mój ojciec: - Barrows jest człowiekiem godnym szacunku, prawda? Człowiekiem, który nie przechodzi obojętnie obok problemów społecznych. Weźmy na przykład ten list, który pokazał mi syn, a w którym mowa o budownictwie czynszowym i tych biedakach, których otacza opieką. Maury znów kiwnął głową, jednak wciąż nieprzekonany Głaszcząc mojego ojca po ramieniu, Pris powiedziała: - Tak, Jerome, to porządny człowiek. Polubisz go. Ojciec spojrzał na Pris, a potem na mnie. - Wygląda na to, że wszystko skończy się dobrze, nicht wahr? Wszyscy pokiwaliśmy głowami z mieszaniną troski i strachu. W drzwiach pojawił się Bob Bundy, trzymał w ręku złożoną kartkę papieru. Podchodząc do mnie, powiedział: - Wiadomość od Lincolna. Rozłożyłem kartkę. Były to krótkie wyrazy współczucia. Pan Louis Rosen. Szanowny Panie Pragnę zapytać o stan pańskiego zdrowia, mając nadzieję, że czuje się pan już lepiej. Z wyrazami szacunku A. Lincoln - Zejdę i osobiście mu podziękuję - powiedziałem do Maury'ego. - Zrób tak. Rozdział dziewiąty W mroźnym wietrze czekaliśmy przy wejściu do hali dworca lotniczego na przylot samolotu z Seatlle