To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Teraz widzę, że nie przesadzał. Pani : bardzo piękna! Co za wspaniała sylwetka! Jest pani tancerką, chyba się nie • k1 - Nie... Zdaje się, że już czas na mnie. jestem trochę zmęczona... - Nie ma mowy - ucięła gospodyni - dopiero co pani przyszła. Poza }n dałabym głowę, że już gdzieś' panią spotkałam... Może w Nowym Jorku? ' klubie Fifty Four? - Możliwe - odpowiedziała Śmierć niechętnie. - Wenecja? Harry's Bar? - Mam tak kiepską pamięć! - A ja wręcz przeciwnie. Mam s'wietną pamięć do twarzy. Saint-Paul-?-Vence? Fundacja Maeght? Lugano? Trouville? Wyspy Bahama? Savoy i Londynie? Chwileczkę. Chez Pierre? Albo w Plaża? Stanowczo to był Nowy Śmierć potwierdziła, żeby jej sprawić przyjemność. - Jest pani dziennikarką, prawda? Fotografem? O Boże. ale ze mnie s' Jasne, jest pani modelką! - Już bardzo późno - broniła się Śmierć - muszę is'ć. Mam bardzo > pracy. - I co z tego? Praca nie zając. Moi przyjaciele palą się. żeby panią me może ich pani zawies'ć. Są uroczy, przekona się pani. bardzo się i spodobają. Śmierć rzuciła błagalne spojrzenie w kierunku Pecha, ale ten tylko żył ramionami, a gospodyni już ją ciągnęła za sobą. Śmierć westchnęła > i zaprzestając oporu, podążyła za nią. Oto. w jaki sposób Śmierć weszła na paryskie salony. DOWÓD NIE WPROST Bywają takie dni. że z chęcią poszlibyśmy do samego pieklą, jeśli tylkol diabłu strzeliłoby do łba przysłać zaproszenie w stylu: "Będziemy zaszczyceni l Pańską obecnos'cią na wernisażu pos'wieconym najnowszym dziełom Lucyfera, l Galeria Pod Spodem, ulica Szatańska, numer taki a taki. o tej a o tej godzinie, j Koktajl." Może wy byście nie poszli, to dość powszechny błąd uważać siebie żal takiego jak inni. ale ja nie dałbym si? prosić. Szczególnie koktajl wydaje mi się [ propozycją nie do odrzucenia. Oto dlaczego wydałem okrzyk radości na widok wsuniętej w drzwi l całkiem zwyczajnej kartki zapraszającej do podziwiania jeszcze tego samego wieczoru nowych obrazów pewnego sławnego, lecz nie znanego mi malarza, w jakiejś' nędznej galerii przy Rue de Seine. Wszystko lepsze od ponurej nudy mojej nory! Miałem już powyżej uszu tego swojego życia, brakowało mi nadętego nastroju wernisaży. Nie wspominając, że magiczne słowo "Koktajl" poprzedzał inny rzeczownik, nie mniej tres'ciwy: "Bufet". Zawiązawszy na szyi jedyny krawat, jaki posiadam, pognałem na lewe nabrzeże Sekwany. Tak jak przypuszczałem, malarstwo było godne pożałowania. Nie! zabawiłem długo w sali wystawowej, lecz szybko przeszedłem do drugiego pomieszczenia, gdzie grupa miłośników sztuki obżerała się melodycznie. Osuszywszy jeden za dnigim cztery kieliszki szampana, a uzbrojony w piąty, oddaliłem się w poszukiwaniu jakiegoś' siedziska, bo zaczynałem się już zataczać. W przejs'ciu porwałem półmisek maleńkich kanapek, tak że kiedy usadowiłem się na skórzanej kanapie, zajmowanej przez dwie kobiety i mężczyznę, byłem już nieźle obładowany. Panie nie były najmłodsze, ale ich sukienki nie sięgające kolan ukazywały wcale ładne nogi. Mizdrzyły się niczym licealistki i wyglądały na zdecydowane. zabawić się za wszelką cen?. Tęgi piećdziesieciolatek rozprawiający o reu-aryzmie miał załzawione oczy i usta pełne jedzenia. Po obfitości ciasteczek, dóre zgromadził na kolanach, można było poznać, że to zawodowy uczestnik 7\j?ć. Z początku z roztargnieniem śledziłem wymian? zdań. lecz moje unteresowanie rosło w miarę słuchania. - Nie do wiary, jak potrafi mnie łamać na zmianę pogody - świadczyła srebrzysta (jedna była platynową blondynką, a druga przyprószoną sbrem siwizny brunetką). Ich towarzysz, znawca wszelkich niedoli ludzkich, z powagą pokiwał ową. - Leczyłem już gorsze przypadki, prósz? pani, i ośmiel? si? dodać, że i cwzytywnym skutkiem. - Wiec pan jest lekarzem? - dopytywała si? subtelnie platynowa. - Nie mam prawa do takiego określenia, droga pani. jestem tylko ergoterapeutą. Malarzem-energoterapeutą - wyjas'nil. Panie osłupiały. - Naprawdę? Potwierdził z powagą. - Lecz? przez dotyk. Ruchem powolnym, pełnym dostojeństwa podniósł dłonie na wysokos'ć i i przyglądał si? im z podziwem, - Uleczą wszystko. Dzi?ki nim mogłem ulżyć niezliczonej liczbie cszcz?s'liwców. którym medycyna oficjalna nie była już w stanie pomóc! Tu go mamy. starego łotra! - Jeśli pani si? zgodzi, byłbym szcz?s'liwy mogąc użyć swoich umie-sości. żeby pani pomóc. Srebrzysta westchn?ła tak ci?żko, że odpadł jej guzik od bluzki, i bez K gł?boko wydekoltowanej. - Czy to dużo kosztuje? - Nic. prósz? pani. Nie miałbym prawa kupczyć tym darem. Bior? tyle. : mi si? ofiaruje. Z trudem ukryłem us'miech. Zauważył moją min? i rzucił specjalnie pod i adresem: - Oczywis'cie. zawsze znajdą si? zatwardziali materialiści, uważający f za wybitne umysłowości, którzy b?dą uparcie negować cudowną moc ducha, l mi ich. nawet jeśli wymyślają mi od szarlatanów. Mam nadziej?, że panie inaczej. Czy wierzycie w zjawiska nadprzyrodzone? Panie spiesznie przytaknęły