To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Stadła monarsze (c.d.) Król pojechał do Polski sam. Barbara została na Litwie i jeszcze raz poroniła. Młoda para spotkać się miała dopiero we wrześniu. Nastąpiło to w okolicach Radomia. Zygmunt August przybył na miejsce pierwszy. Czekał, stojąc na wzgórku o kilkadziesiąt sążni od traktu. Szeroki pas czarnego sukna liońskiego słał się spod stóp królewskich aż do gościńca. Kolaska oczekiwanej dotoczyła się do skraju chodnika. Zgodnie z wolą męża, wyrażoną w specjalnym liście, Barbara miała na sobie szaty czarne. Pośrodku rozesłanej po ziemi kirowej wstęgi spotkały się i powitały dwie w żałobę przybrane postacie. Obaj Radziwiłłowie wraz z siostrą odnosili się do króla ze skrajną pokorą. Rozpoczynała się wielka gra o przyozdobienie ich rodu koroną. Trudności dawały się przewidzieć. Na pozór tylko one widniały wokół. Biskup Mikołaj Dzierzgowski gotów był mocą swej władzy duchownej "rozdać na podział grzech królewski rozwodu tak, aby na każdego mężczyznę w Polsce trochę przypadło". Podczas gdy w Piotrkowie grzmiał, piorunował, to znów klękał w kornym błaganiu sejm, Barbara przebywała w Nowym Korczynie. Zygmunt August kazał dworzanom strzec jej dniem i nocą. Szczególnie troszczył się o to, aby jej białogłowy pić nie dawały, "a zwłaszcza z kubków, albowiem jednak ze szklanic łacniej by się wszystko zobaczyło". Na odwiedzających pilnie zważać, "trzecie oko chować". W grudniu 1548 roku Barbara przybyła na Wawel. Zamieszkała w komnatach Bony, która wraz z córkami wyjechała do Warszawy. Na progu zamkowym witał parę monarszą ksiądz Piotr Myszkowski. Oracja jego zawierała akcenty krzepiące, powoływała się na precedensy historyczne. Wszakże to i Aleksander Wielki nie wstydził się niewolnicy poślubić, sam Abraham sługę za oblubienicę przybrał. Barbara nie umiała po łacinie. Nie potrafiła zresztą wielu innych rzeczy, przede wszystkim żyć z ludźmi w zgodzie i zachowywać się w sposób taktowny. Była na pozór prymitywna. I w jej stosunku do męża musiało być coś rażącego, skoro Mikołaj Czarny mógł napisać: "Przebóg też o to proszę, niechaj inak niźli w Dubinkach strzeże łaski pana swego, który się teraz krwawym potem o nią poci". Nieraz musiał Zygmunt August długo wyczekiwać w sieni wawelskiej, aż się małżonka "wyburda". Gorzej, że razem z nim wystawał orszak senatorów koronnych, mający towarzyszyć młodej parze. Pojawiali się na Wawelu rozsierdzeni szlachcice, by zabierać ze dworu swe córki, obrażone na "fuki" nowej pani. Dla nikogo nie miała Barbara serca ani ucha. Sama zaś wypychała się naprzód wtedy nawet, kiedy rozum nakazywał pozostać w cieniu. Na miłosierdzie Boże! - pisał Rudy - niech jej kto wyperswaduje pomysł wyjazdu przy boku męża do Poznania, bo Wielkopolanie tak kolebkę "paszkwilusami" oblepią, że przyjdzie specjalną służbę najmować do zdzierania. Niechże uważa, i na nią trzeba uważać, by jej powodzenie zanadto do głowy nie uderzyło, przez co i ona, i król dorobią się fatalnej opinii. "Potem trudno siekierą wyrąbać, co by się teraz palcy wyrwać mogło". Zygmunt August rzeczywiście pocił się o Barbarę krwawym potem. Miał przeciwko sobie cały sejm koronny i większość senatu. Jednakże zwyciężył, dowiódł swych wielkich zdolności oraz siły charakteru. Szkoda tylko, że w tak niesłusznej i szkodliwej sprawie. Magnaci zaczęli się uginać. Wreszcie ten z nich, który przed dwoma laty mieszał Barbarę z błotem i wypominał wszystkich jej trzydziestu kilku kochanków, własnoręcznie podał strzemię królowi. Zygmunt August napisał raz wtedy do Radziwiłła, że na tym zepsutym świecie pieniądze wiele mogą. Pieniądze i coś jeszcze. Sprawa Barbary pozwala ocenić, jak przenikliwymi ludźmi byli nuncjusze, którzy władzę króla polskiego uznawali za rozległą. Był on szafarzem dostojeństw i dóbr doczesnych. Skoro wytrzymał pierwszy atak i pasje nieco opadły, ci, którzy mieli najwięcej zarówno do stracenia, jak do zyskania, zaczęli się ostrożnie oglądać i spozierać naprzód. Zwłaszcza to ostatnie było ważne. Król liczył dwadzieścia kilka lat. Z Barbarą czy bez niej - władza na długo miała pozostawać w jego ręku. Mało jest na świecie ludzi wolnych od lęku o karierę. O ileż liczniejsi są tacy, którzy po prostu nie boją się śmierci. Matka nadal stała przeciwko małżeństwu syna. Za jej plecami córki i coraz szczuplejsze grono osób dostojnych. Gmin szlachecki zdania nie zmieniał, ale bez woli monarchy sejm nie mógł nawet zostać zwołany, nie mówiąc już o powzięciu jakiejkolwiek uchwały. Trzeba było do niej zgody trzech stanów - króla, senatu oraz izby poselskiej. Parlament obradował jednak. Zygmunt August nie słuchał go, leczna razie jeszcze nie sabotował. W roku 1550, kiedy sejm zasiadał w Piotrkowie, zjechała z Mazowsza Bona wraz z córkami. Roztasowała się w pobliżu miasta, we wsi Gomolinie. Król odwiedził ją tam. Ludzie ówcześni lubili przy każdej sposobności obdarzać się pierścionkami. Niepodobna policzyć, ile ich wymienili Zygmunt i Barbara podczas chwil rozłąki. Posłańcy wozili je wraz z listami. Król przewidywał, że matka może mu wręczyć taki podarek podczas wizyty. Włożył więc rękawice. Nie chciał brać gołą dłonią. Bał się trucizny działającej przez skórę. Nie wstydził się napisać o tym w liście do Mikołaja Czarnego. Ród Radziwiłłów uważał widać wtedy za swój własny, matkę zaś za człowieka obcego i wroga. Dowodów dbałości o siostry raczej brakuje. Zwierzywszy się Czarnemu z jednego rodzaju podejrzeń w stosunku do rodzicielki, donosił Rudemu o innym. Bona przywiozła z Warszawy do Gomolina czarownicę, "Wielkiego Ożoga", którą od dawna miała u siebie. Służbie królewskiej udało się pochwycić wiedźmę, "jest już u nas w klatce, śpiewa dosyć niemało, owa jest się czemu podziwować..." Śpiewa - jak widzimy, przenośni tej używa się już od stuleci. Odpowiednio zachęcony człowiek na każdą nutę zaśpiewa. Nieszczęsna baba siedziała w więzieniu sieradzkim, potem w Brześciu. Trafiła dalej i do Dubinek, tych samych, w których ongi przebywała Barbara. Ostatnia wiadomość o Ożogu pochodzi z Wilna. Zabierano się tam "prawo jej uczynić"