To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Na głównym ekranie w centrali van Gelder obserwował obraz z peryskopów: sięgające granicy widzialności grzbiety fal. Po obu burtach okrętu duże błękitne garby pokrywała morska piana. Zaciągnięte chmurami niebo było najjaśniejsze na zachodzie, gdzie miało czerwonawą barwę, zapowiedź zbliżającego się zmierzchu. Van Geldera przerażała świadomość, że w każdej chwili zza chmur może wyskoczyć samolot aliantów wprost na Voortrekkera. Usłyszał i poczuł jak gdzieś niedaleko wybucha kolejny ładunek głębinowy. Voortrekker znowu się zakołysał, wywołany falą uderzeniową wstrząs przeszedł po pokładzie i boleśnie ugodził van Geldera w stopy, a przekazana krzesłem wibracja pchnęła jego ciało. Zakołysały się kable mikrofonów, niektórzy z obecnych poruszyli się nerwowo w swoich fotelach. Dowódcy pod komendą van Geldera, którzy z powodu zatłoczenia zmuszeni byli stać, uspokajającym, lecz stanowczym głosem rozpraszali obawy młodszych marynarzy. Van Gelder spuścił wzrok na swoją koszulę od munduru. Pomimo chłodu idącego z urządzeń klimatyzacyjnych, które miały zapewnić prawidłowe działanie elektroniki, plamy potu pod pachami były większe i ciemniejsze niż przedtem. Wrócił do obrazu z satelity, by przyjrzeć się przekazowi z bezzałogowego samolotu, znajdującego się setki mil na północ. Na ekranie widział Diego Garcia. Niebo nad celem było krystalicznie czyste. Zobaczył przed sobą siedemnastomilowy atol o kształcie wielkiej litery V z osłoniętą laguną między dwoma ramionami i małymi, zadrzewionymi wysepkami u wejścia. Pośrodku laguny znajdował się port, gdzie stały na kotwicach statki handlowe i fregaty. Budowle na wyspie były dobrze widoczne pomimo zastosowania kamuflażu. Van Gelder ujrzał długie betonowe pasy startowe bazy lotniczej, a także hangary i schrony na samoloty, koszary i budynki administracyjne, magazyny, wielkie zbiorniki paliwa, olejów i smarów. Gdy obserwował ten zminiaturyzowany świat, w pewnym momencie ujrzał nagle czerwone i żółte strugi ognia tryskające w niebo, za którymi ciągnęły się warkocze dymu – niczym spadające gwiazdy, ale lecące w odwrotnym kierunku. Były to pociski antyrakietowe, wyrzucane z atolu i niektórych okrętów. Na pasach startowych pojawiły się kolejne samoloty, które wystartowały, by przechwycić rakiety manewrujące, zbliżające się z południa, lub też aby po prostu uciec. Obrazowi nie towarzyszyły żadne dźwięki. Wszystko to, co van Gelder zobaczył w Diego Garcia, rozgrywało się w absolutnej ciszy. Nie było słychać syren alarmu przeciwlotniczego, ochrypłymi głosami wydawanych rozkazów. Trzydzieści sześć rakiet manewrujących ter Horsta, uzbrojonych w głowice nuklearne, dążyło do atolu, pokonując jeden kilometr na sekundę. Wszyscy w bazie musieli już o tym wiedzieć. Trzecia bomba głębinowa zrzucona z samolotu wybuchła niedaleko Voortrekkera, uderzając z ogłuszającym hukiem prawdopodobnie w kolejnego wabia. To rosyjska ruletka, przyznał w duchu van Gelder. Jan ter Horst tylko się uśmiechał, podczas gdy van Gelderowi chciało się krzyczeć. Wiązki radarowe przeciwnika były coraz silniejsze. Kolejna atomowa bomba głębinowa eksplodowała jeszcze głośniej i mocniej – bliżej niż poprzednie. Van Gelder był do głębi wstrząśnięty. „Boże, proszę, niech nasze rakiety wreszcie uderzą, abyśmy mogli zanurzyć się i uciec stąd”. Marynarze wstrzymali oddech, gdy kula ognista ostatniego wybuchu podwodnego wystrzeliła w niebo spoza horyzontu na głównym ekranie. Technik obsługujący peryskop ustawił zbliżenie, a wtedy wszyscy ujrzeli koronę atomowego grzyba, który wybił dziurę w chmurach, po czym zniknął powyżej. Van Gelder odchrząknął. – Kapitanie, bardzo zalecam natychmiastowe zanurzenie. – Odmawiam – odparł surowo ter Horst. – Wiesz równie dobrze jak ja, że nie mamy telemetrii pocisków. Musimy więc ocenić wyrządzone zniszczenia w czasie rzeczywistym. Teraz właśnie nastała najlepsza pora na atak, gdy Pentagon wciąż jeszcze jest ogłupiały po psychologicznym nalocie na Nowy Jork, a grupa uderzeniowa Reagana znajduje się zbyt daleko od Diego Garcia, by podjąć interwencję. Gdy alianci zorientują się, że wyszliśmy z suchego doku o wiele wcześniej, niż się spodziewali, stracimy element strategicznego zaskoczenia. Jeśliby pierwsza salwa pocisków okazała się nieskuteczna, natychmiast musimy o tym wiedzieć, a ciebie czekać będzie wystrzelenie większej ilości rakiet. – Kontakt wzrokowy z nadlatującym obiektem! – zawołał jeden z techników van Geldera monitorujący obraz peryskopowy. – Wrogi samolot. Szybko się zbliża! Van Gelder przejął kontrolę obrazu i włączył maksymalne powiększenie. – To odrzutowiec, kapitanie. Leci zbyt szybko, byśmy mogli użyć pocisku przeciwlotniczego. Rakiety typu Polifem, które Voortrekker mógł wystrzelić z wyrzutni torpedowych, były przeznaczone do zwalczania jedynie powolnych samolotów śmigłowych i helikopterów. – Namiar celu? – warknął ter Horst. – Dwa osiem pięć! – Van Gelder wciąż obserwował odległą plamkę samolotu. Stopniowo robiła się coraz większa