To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Moje. Scott wychynął z kryjówki upychając kostkę w kieszeni. - A, to... to od wujka Harry'ego. - Emmo, wujcio Harry dał ci lalę? - Dał ją mnie, żebym dał Emmie - wtrącił pośpiesznie Scott, dokładając kolejny kamyczek do piramidy kłamstw. - W tamtą niedzielę. - Popsujesz ją, córeczko. Emma podeszła z lalką do matki. - Rozbiera. Widzi? - Naprawdę? Jak... fff! - Jane gwałtownie wessała powietrze przez zęby. Paradine spojrzał w jej stronę. - Co jest? Wzięła lalkę i zbliżyła się do niego, ale po krótkim wahaniu przeszła do jadalni, rzucając mężowi znaczące spojrzenie. Podążył za nią i zamknął drzwi. Lalka leżała już na uprzątniętym stole. - Jak ci się podoba, Denny? Niezbyt piękne, co? - Hmmm... Istotnie, lalka była na pierwszy rzut oka dość obrzydliwa. Model anatomiczny nie dziwiłby w akademii medycznej, ale żeby lalka dla dzieci... Rozkładała się warstwami: skóra, mięśnie, poszczególne organy - wszystko miniaturowe, ale, jak stwierdził Paradine, doskonale precyzyjne. Paradine był szczerze zaciekawiony. - Bo ja wiem... Dziecko inaczej odbiera te rzeczy... - Patrz wątroba. To na pewno wątroba? - Jasne. Wiesz co? Ja... a to ci dopiero! - Co takiego? - Ona jednak nie jest anatomicznie doskonała - Paradine przysunął sobie krzesło. - Przewód pokarmowy powinien być dłuższy; brak jelita grubego. Ślepej kiszki też nie ma. - Uważasz, że Emma może się tym bawić? - Sam bym się pobawił - odparł Paradine. - Skąd ten Harry wytrzasnął taką lalkę? Nie, nie widzę w niej nic zdrożnego. Dorośli przywykli reagować na widok wnętrzności obrzydzeniem, ale dziecko nie zna tego uczucia. Wydaje mu się, że jest jednolicie wypchane w środku, coś jak kartofel. Ta lalka może nauczyć Emmę solidnych podstaw fizjologii. - A to co jest? System nerwowy? - Nie, system nerwowy biegnie tak. A to krwionośny: tętnice, żyły jaka śmieszna aorta... - Paradine był wyraźnie zakłopotany. - Ta... jak jest siatka po łacinie? Rita? Rata? - Rales - zaryzykowała Jane. - To rodzaj oddychania - obciął ją z wyższością Paradine. - Nie mam pojęcia, czemu miałaby służyć ta świetlista siatka. Przenika całe ciało, tak jak nerwy. - Krew. - Nie. To nie jest układ krążenia, ani system nerwowy. Coś podobnego! Wygląda na to, że łączy się z płucami! Zagadka dziwacznej lalki całkiem ich pochłonęła. Zdumiewająca perfekcja wykonania kłóciła się w niewytłumaczalny sposób z odstępstwami od normy fizjologicznej, jakie prezentował model. - Zaczekaj, sięgnę po Goulda - powiedział Paradine i już po chwili porównywał lalkę z planszami anatomicznymi. Wyjaśniło mu to niewiele, raczej spotęgowało dezorientację. Ale frajda była jeszcze większa niż przy abakusie. Tymczasem w pokoju obok Emma przesuwała w tę i z powrotem koraliki liczydła. Ruchy nie były już tak nieodgadnione, nawet jeśli koralik znikał. Emma już prawie, prawie znalazła nowy kierunek - prawie... Scott dysząc wpatrywał się w kryształowy sześcian i w myślach popełniając wiele falstartów, dyrygował wznoszeniem budowli nieco bardziej skomplikowanej niż ta, którą strawił ogień, On także się uczył - podlegał procesowi uwarunkowania... Z czysto antropomorficznego punktu widzenia Paradine popełnił gruby błąd nie pozbywając się zabawek natychmiast. Nie uświadamiał sobie ich prawdziwego znaczenia, a gdy ta świadomość wreszcie do niego dotarła, sprawy zabrnęły już za daleko. Wujek Harry był nadal poza miastem, odcinając tym samym najoczywistsze źródło konsultacji. Poza tym trwały właśnie egzaminy śródsemestralne, co oznaczało piekielny wysiłek umysłowy i kompletne wyczerpanie wieczorami. Jane na dodatek przez cały tydzień kiepsko sie czuła. Tak więc Emma i Scott mogli korzystać z zabawek do woli. - Tato - zapytał Scott któregoś wieczora - co to jest gargazon? - Garnizon? Scott zawahał się. - Nie, chyba jednak gargazon. Nie ma takiego słowa? - Garnizon to jest miejsce, gdzie stacjonuje wojsko. Zgadza się? - Nie pasuje - bąknął Scott i z chmurną miną wrócił do zabawy liczydłem. Szło mu już bardzo sprawnie, mimo to właściwy dzieciom instynkt unikania kłopotliwych sytuacji skłaniał go, tak samo jak Emmę, do bawienia się tajemniczymi przedmiotami z dala od dorosłych. Nie kryli się zbyt ostentacyjnie, ale bardziej skomplikowane eksperymenty przeprowadzali poza polem obserwacji rodziców. Scott uczył się szybko. Sytuacje, które teraz widywał w kryształowej kostce, niewiele miały wspólnego z początkowymi prościutkimi problemami. Były to jednak fascynujące zadania techniczne. Gdyby Scott wiedział, że ktoś steruje jego edukacją i nadzoruje jego wyniki - choć w sposób czysto mechaniczny - z pewnością zaraz straciłby zainteresowanie zabawą. Ponieważ tego nie wiedział, nic nie tłamsiło jego inicjatywy. Liczydło, kostka, lalka i cała reszta przedmiotów, które dzieci znalazły w skrzynce... Paradine'owi i Jane nie śniło się nawet, jak wielki wpływ na ich dzieci ma zawartość machiny czasu. Bo i skądże mieliby to wiedzieć? Instynkt samozachowawczy dziecka czyni je naturalnym dramaturgiem. Dziecko nie ulega jeszcze częściowo dla siebie niewytłumaczalnym wymogom świata dorosłych, a różnice ludzkich charakterów dodatkowo komplikują mu życie. Ktoś na przykład mówi dziecku, że owszem, zabawa w błocie jest dopuszczalna, pod warunkiem, że podczas kopania dołów nie wyrywa się z korzeniami kwiatów i drzewek