To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Ma mieć do dziesięciu lat. Trzeba przeprowadzić pewne obrzędy religijne. Muszę się połączyć z siłami, które rządzą Wszechświatem. - Twemu życzeniu stanie się zadość. - Budynki świątyni wymagają naprawy. Rozważałem przeniesienie się na wieś i zlecenie budowy nowej świątyni - znacznie większej - powiedział Padaxes. - Imperator myśli dokładnie to samo - powiedział Eertik. - Po powrocie zastaniesz gotowe plany. - Przekaż moje podziękowania Lordowi Cesce. - Przekażę. Niech twoja podróż będzie szybka, a powrót radosny. - Jeśli tak zechce Duch - odpowiedział Padaxes i nałożył hełm. Z okna wysokiej wieży opat spoglądał na górny ogród, w którym dwudziestu ośmiu akolitów klęczało pod różanymi drzewkami. Pomimo zimy róże rozwijały się wspaniale, a zapach ich kwiatów wypełniał powietrze. Zwierzchnik przymknął oczy i uwolnił swoją duszę, która łagodnie zstąpiła do ogrodu i spoczęła obok smukłego Katana. Umysł mężczyzny otworzył się na jej przyjęcie i razem podążyli wzdłuż kruchych gałązek i drobnych naczyniek rośliny. Powitała ich czerwona róża. Przełożony klasztoru wycofał się, a potem kolejno łączył z duszami wszystkich akolitów. Tylko róża Balana nie zakwitła. Pączki jej były już jednak pełne i niewiele brakowało, by dorównał towarzyszom. Opat powrócił do swego ciała w wysokiej wieży, otworzył oczy i odetchnął głęboko, po czym podszedł do południowego okna, które wychodziło na niższy poziom i spojrzał na znajdujący się tam ogród warzywny. Widząc klęczącego na ziemi mnicha w brudnej sutannie, zszedł spiralnymi schodami i otworzył drzwi do dolnego ogrodu, wkraczając na porządnie wyszorowane płyty ścieżki, wiodącej do warzywnika. - Pozdrowienia, bracie - powiedział. Zakonnik podniósł wzrok i pochylił głowę w ukłonie. - Pozdrowienia, Lordzie Opacie. Pryncypał usiadł w pobliżu, na kamiennej ławce. - Nie przerywaj pracy - powiedział. - Nie chcę ci przeszkadzać. Mężczyzna wrócił do pielenia; ręce miał czarne od brudu, a paznokcie zniszczone i połamane. Przełożony rozejrzał się dokoła. Ogród był zadbany, narzędzia naostrzone, ścieżki równe i oczyszczone z chwastów. Z przyjemnością popatrzył na mnicha. Zmienił się bardzo od tego dnia, gdy pięć lat temu zjawił się w klasztorze i oświadczył, że chce zostać zakonnikiem. Był wówczas ubrany w lśniącą zbroję, u pasa miał dwa krótkie miecze, a pierś przepasywał mu pendent z trzema sztyletami. - Dlaczego pragniesz służyć Źródłu? - zapytał opat. - Jestem zmęczony śmiercią - odpowiedział. - Zabijanie jest twoim życiem - stwierdził, spoglądając w pełne cierpienia oczy wojownika. - Chcę się zmienić. - A może ukryć? - Nie. - Dlaczego wybrałeś ten klasztor? - Ja... ja modliłem się. - Czy otrzymałeś odpowiedź? - Nie. Jednak zamierzałem ruszyć na zachód, a po modlitwie zmieniłem zdanie i pojechałem na północ. I tak trafiłem do was. - Czy myślisz, że to jest odpowiedź? - Nie wiem. Ty mi powiedz. - Czy. wiesz, jaki to zakon? - Nie. - Tutejsi nowicjusze posiadają talenty niedostępne innym ludziom i moc wykraczającą poza twoje zrozumienie. Poświęcają Źródłu całe swe życie. A co ty możesz zaoferować? - Tylko siebie i swoje życie. - Bardzo dobrze. Przyjmę cię. Posłuchaj jednak i dobrze zapamiętaj. Nie będziesz miał nic wspólnego z pozostałymi nowicjuszami. Nie wolno ci chodzić do górnego ogrodu. Będziesz mieszkał na dole w chacie ogrodnika. Odłożysz swoją broń i nigdy więcej jej nie dotkniesz. Twoje zadania to służba i całkowite posłuszeństwo. Nie będziesz z nikim rozmawiał - wolno ci odpowiedzieć tylko wtedy, kiedy się do ciebie zwrócę. - Zgadzam się - odpowiedział bez wahania wojownik. - Każdego popołudnia będę cię uczył i śledził twoje postępy. Jeśli zawiedziesz pod jakimkolwiek względem, oddalę cię. - Zgadzam się. Przez pięć lat wojownik posłusznie wypełniał swoje obowiązki i opat widział, jak wraz z upływem czasu znika wyraz cierpienia w jego ciemnych oczach. Robił postępy w nauce, chociaż nigdy nie udało mu się opanować sztuki uwalniania duszy. Pod każdym innym względem był z niego zadowolony. - Jesteś szczęśliwy, Decado? - zapytał teraz. Mnich wyprostował się i odwrócił. - Tak, Lordzie Opacie. - Niczego nie żałujesz? - Niczego. - Mam wieści o Smoku - powiedział przełożony, przyglądając mu się bacznie. - Czy chciałbyś je usłyszeć? Mężczyzna zamyślił się. - Tak, chciałbym. Czy to źle? - Nie, Decado, nie ma w tym nic złego. Byli twoimi przyjaciółmi. Zakonnik nie odpowiedział, czekając na słowa swojego zwierzchnika. - Zostali starci w strasznej bitwie z potworami Ceski