To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Ursilla odrzuciła dziś swoją codzienną matowoszarą szatę i plisowany w drobne fałdki płócienny czepiec, zawsze okalający jej chudą twarz o ostrych rysach i zasłaniający włosy. Stała teraz z obnażonymi ramionami, a jej ciemne, przetykane siwizną pukle opadały na niebieską suknię, która połyskiwała olśniewająco w blasku lampy. Na piersiach Mądrej Kobiety widniał wielki srebrny wisior w kształcie miesiąca w pełni wysadzany kamieniami księżycowymi, niebieskawymi jak lód w otoczce mlecznobiałych. Moja matka również ubrała się inaczej. Zawsze nosiła bogate stroje, lecz tej nocy - w przeciwieństwie do Ursilli - wydawała się odziana skromniej niż zwykle. Jej suknia miała pomarańczową barwę płomieni, a włosy okrywały ją ciemnym płaszczem. Wisior na jej piersi był gładkim miedzianym owalem bez żadnych ozdób. To ona zaprowadziła mnie do sanktuarium Mądrej Kobiety. Stanęła przed pięcioramienną gwiazdą i zacisnęła mi mocno ręce na ramionach, jakby obawiała się, że zechcę uciec. Byłem tak onieśmielony tym, co tutaj zobaczyłem, iż nie zastanawiałem się, jaką rolę przyjdzie mi odegrać. Ursilla okrążyła kamienny blok, wskazując palcem na każdą ze świec. Zapalały się w odpowiedzi na jej gesty. W końcu tylko świeca stojąca przede mną i moją matką pozostała nie zapalona. Pani Heroise popchnęła mnie lekko do przodu i oboje znaleźliśmy się w obrębie namalowanej na podłodze gwiazdy. Potem szybko mnie podniosła i położyła na kamiennym bloku. Ledwie się tam znalazłem, ogarnęła mnie nagła senność. Nie mogłem się poruszyć, ale wcale się nie bałem. Płomyk ukoronował ostatnią ze świec na krańcach gwiazdy. Teraz Ursilla zapaliła w ten sam sposób świece przy mojej głowie i stopach. Czekająca w górze chmura dymu zaczęła się obniżać. Musiałem zamknąć oczy. Z daleka, bardzo daleka dobiegł mnie cichy śpiew, ale nie rozumiałem słów pieśni. Zapadłem w sen. Obudziłem się wcześnie rano w moim własnym łożu. Nie pamiętałem żadnego ze snów, zachowałem jedynie w pamięci ów początek nocy. Choć byłem jeszcze bardzo młody, to jednak wyczułem, że była to tajemnica, o której nie należało wspominać. Nikt nie mógłby mi wyjaśnić znaczenia tego, co mnie spotkało. Mój wuj, pan Erach, kapitan Cadoc i większa część drużyny Car Do Prawn opuścili zamek. Wyruszyli z Ofiarą Plonów z wina i ziarna do włości Wodza Klanu Czerwonych Płaszczy. Dlatego owego poranka przyszedł po mnie niejaki Pergvin, woj, którego już wielokrotnie widziałem, ponieważ zawsze towarzyszył pani Eldris, ilekroć wyjeżdżała z Zamku. Był mężczyzną w średnim wieku, niezbyt rozmownym. Zajmował niezłą pozycję wśród żołnierzy jako mistrz szermierki i dobry jeździec. Wydawało się jednak, że nie zamierzał awansować w służbie pana Eracha i że zadowalało go obecne życie. Nie ucieszyłem się na widok Pergvina, bo chociaż byłem podniecony i dumny z faktu, że w końcu promowano mnie do Wieży Młodzieńców, pamiętałem, iż odtąd znajdę się na łasce i niełasce mojego kuzyna Maughusa. A ponieważ Pergyina uważano za członka świty pani Eldris, przypuszczałem, że stanie po stronie nienawidzącego mnie dręczyciela. - Witaj, paniczu Kethanie - odezwał się uroczyście i zasalutował jak oficerowi. Później przeniósł spojrzenie na moją matkę, która stała wyprostowana, bez cienia emocji na młodzieńczej twarzy. Tylko jej oczy zdradzały, jak doświadczony miała umysł. - Pani, twój brat, pan Erach, na jakiś czas powierzył mi opiekę nad paniczem Kethanem. Nic mu się nie stanie... Pani Heroise skinęła głową. - Wiem o tym, Pergyińie. Synu - zwróciła się do mnie. - Znoś dobrze to, co cię czeka, przestań być dzieckiem i szukaj tego, co zrobi z ciebie mężczyznę. W moim sercu podniecenie ustąpiło miejsca obawie. W owej bowiem chwili wcale nie czułem się przyszłym mężczyzną, lecz dzieckiem pozbawionym jakiegokolwiek oparcia. Oto Pergvin zabiera mnie z bezpiecznego gniazda, które dawało mi dotychczas schronienie, i przenosi do innego świata, świata, gdzie władzę ma Maughus. Będę bezbronny. Nie wierzyłem, że zdołam się przeciwstawić terrorowi kuzyna, gdyż za dobrze poznałem jego podstępne intrygi podczas krótkich wizyt, kiedy nie mogłem uniknąć jego towarzystwa. Nigdy nie chciałem prosić o pomoc mojej surowej matki i zdecydowałem, że teraz też nie poproszę o nią tego obcego wojownika. Bo chociaż byłem mały, postanowiłem w duchu, iż nikt, a przede wszystkim Maughus nigdy nie odgadnie, że się boję. Nie dopuszczę do takiej hańby. - Będziesz czuł się samotny, paniczu