To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Proszę ich zaopatrzyć w żywność na tydzień. Rozkazy dla fregaty są następujące: po wysłaniu szalupy i kutra weźmie pan kurs na nawietrzną Cape Mola. Po nastaniu świtu wciągnie pan banderę francuską i będzie się trzymał przylądka na odległość strzału armatniego. Do tego czasu powinienem dotrzeć na pokład - jeśli nie uczynię tego do szóstej po południu, proszę się udać do umówionego punktu spotkania i czekać tam dwadzieścia cztery godziny. Po upływie tego czasu proszę skierować się na Gibraltar, niezależnie od tego, czy powrócę, czy nie. Proszę, oto rozkazy dla pana, przeczyta pan tam wszystko, o czym teraz panu mówię. Przede wszystkim proszę zapamiętać jedno - zabraniam podejmowania jakichkolwiek ekspedycji ratunkowych. Nagła wizja wyprawy tych poczciwych, dzielnych, ale jakże bezradnych i pozbawionych umiejętności perspektywicznego myślenia chłopaków brnących na obce ziemie oraz fregaty padającej pod ostrzałem hiszpańskich kanonierek lub ciężkich baterii na Cape Mola czy St Phillip, sprawiła, że powtórzył te słowa jeszcze raz. Po chwili przerwy nieco mniej pewnym tonem dodał: - Mój drogi panie Simmons, chciałbym również obciążyć pana obowiązkiem zatroszczenia się o moje prywatne sprawy. Jeśli wydarzenia przybiorą niekorzystny obrót, proszę przesłać te listy z Gibraltaru na mój adres domowy. Pierwszy oficer spuścił wzrok, po czym ponownie spojrzał Jackowi w twarz. Wyglądał na bardzo zakłopotanego i najwidoczniej nie potrafił znaleźć właściwych słów, ale Jack już nie chciał ich słyszeć. To była jego własna wyprawa. Poza garstką ludzi z dawnej załogi „Sophie" był jedynym człowiekiem na pokładzie znającym Port Mahon od środka i zdecydowanie też jedynym, który był w ogrodzie Molly Harte i jej pokoiku muzycznym, toteż teraz, gdy ogarniające go napięcie z wolna sięgało zenitu, nie życzył sobie żadnych wielkich gestów. Nie była to odpowiednia chwila na dzielenie się emocjami. - Proszę porozmawiać z załogą abordażową pryzu, panie Simmons - w jego głosie pojawił się cień zniecierpliwienia. - Ci, którzy zdecydują się na udział w wyprawie, mają być zwolnieni ze swoich obowiązków, muszą przecież odpocząć. Chcę też zamienić kilka słów ze sternikiem tej łodzi. Niech kanonierka przybije do burty, zejdę na jej pokład, gdy będę gotów. To wszystko, panie Simmons. - Tak jest, sir - powiedział Simmons. Zatrzymał się i odwrócił w drzwiach, ale Jack był już zajęty przygotowaniami. - Killick - odezwał się. - Moja szpada stępiła się wczoraj, zabierz ją do zbrojmistrza. Niech ją naostrzy jak brzytwę! I zerknij też na pistolety, skałka się zużyła. O, Bonden, jesteś. Pamiętasz Port Mahon? - Oczywiście, sir. - Dobrze. Dziś wieczór wpłyniemy tam kanonierką. Francuzi trzymają doktora w więzieniu. A teraz spójrz na tę książkę. Zawiera francuskie kody i sygnały, posprawdzaj według niej chorągiewki oraz latarnie kanonierki i przygotuj wszystko jak należy. Jeśli czegoś nie ma, to zdobądź to. Potem uszykuj sobie jakieś ciepłe ubranie i weź pieniądze. W najgorszym przypadku możemy skończyć w twierdzy Verdun. - Tak jest, sir. Pan Simmons do pana. Pierwszy oficer zameldował, że cała załoga szalupy zgłosiła się na ochotnika do udziału w wyprawie, w związku z czym dał im wolne. - I jeszcze jedno, sir - dodał. - Oficerowie i załoga uznają to za obrazę, jeśli zabroni się im udziału w misji... znaczy, jeśli pan ich nie zabierze. Nalegam, by nie rozczarował pan mnie i całej mesy oficerskiej. - Wiem, o co panu chodzi, Simmons. Uszanuj czyjeś uczucia i tak dalej. Sam powinienem mieć takie odczucia, niestety, to szczególna misja i nie mam zamiaru zmieniać moich rozkazów. Czy kanonierka stoi już przy burcie? - Dobija do ćwiartki rufowej, sir. - Niech pan West i jego ludzie sprawdzą takielunek, sam zejdę na pokład za pół godziny. Aha, niech pan wyda załodze kanonierki czerwone wełniane czapki, takie, jakie się nosi na Morzu Śródziemnym - dodał, spoglądając na zegarek. — Tak jest, sir - odparł Simmons zmartwiałym głosem. Pół godziny później Jack wyszedł na pokład w zarzuconym na ramiona płaszczu, zakrywającym wygnieciony mundur, w zadartym kapeluszu i hesyjskich butach na nogach. - Na okręt powrócę dopiero po wykonaniu zadania w Port Mahon, panie Simmons - powiedział, patrząc na niebo