To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Przynajmniej, biorąc pod uwagę chwiejące się wokół skały, nie będzie kłopotów z pogrzebem. "Nie mów mi nic o śmierci" - zaszeptało coś w jego głowie. Głos szemrał jak wiatr na pustyni. - "Tamci, na drodze poniżej, są martwi. Możesz do nich pójść, jeśli chcesz. Możesz pogrzebać ich ciała, skoro taki jest twój wybór, podobnie jak do ciebie należy wybór sposobu pożegnania się z życiem.. To nie są twoi ludzie... nie twój kraj... nie twoja bitwa... Dlaczego obawiasz się okrutnej śmierci, skoro alternatywą dla niej jest życie niewolnika? W Rzymie sami niewolnicy zbuntowali się przeciwko takiemu życiu." "Liż moje sandały" - dodał Lucilius. "Uważaj na ten kamień..." - Quintus poszukał bezpieczniejszego oparcia dla stopy, kierując czyjąś rękę ku pewniejszemu uchwytowi. "Jego dziad zginał kark i zabijał swoją dumę, płaszcząc się niczym klient, lecz nigdy nie zawahał się." O mało się nie potknął. Głupi wypadek byłby niezłym wyjściem, co? Powiedziałby Minosowi i Radamantysowi na sądzie: "Przewróciłem się. Rozczulałem się nad sobą". Czekałby go Tartar. Rzymianie tak naprawdę nie wierzyli w takie miejsca, ale po tym, co zobaczył w snach i na wygnaniu, lepiej nie ryzykować. "Cisza" - zażądał od głosów, walczących w jego czaszce. Ich echo zdawało się rozbrzmiewać w hełmie. Żwir uderzył w blachę; wzbił się kurz, wyciskając mu łzy z oczu. Szczęśliwi ci, którzy umarli. "Nigdy nie zmusisz starca, by ci się kłaniał. Ja również tego nie zrobię." Krok za krokiem, pokonując skałę i ziemię przejścia, posuwali się w dół zbocza. Zależnie od przyjętego punktu widzenia, bogowie albo im sprzyjali, albo chcieli ich jeszcze bardziej ukarać, gdyż większości udało się dotrzeć do doliny. Lament, który usłyszeli, gdy ziemia zaczęła dygotać, ucichł. Nikt nie pamiętał, w jakiej chwili urwały się podziemne grzmoty. Nikt sobie nie przypominał, kiedy umilkły niesione przez wiatr krzyki. Ostatnie skalne odłamki potoczyły się z zamierającym łoskotem w dół, gdy Rzymianie i Ch'in niepewnie zatrzymali się na równinie. Nikt nie osunął się z ulgą na kolana, co napełniło Quintusa ciepłą dumą. Nawet wiatr, osuszający im skórę z potu, ucichł. Połknęła ich mgła, roztaczająca wokół gruby parawan ciszy. Szarawobiałe kłęby wiły się między nimi. Poruszanie się wśród nich było jak zwiad w ruinach, nie tyle udekorowanych pajęczynami, co nimi poprzegradzanych. Miękkie dotknięcia mgły na wychudzonych twarzach i krwawiących dłoniach napawały odrazą. Lucilius skrzywił się, jakby dotknął padliny: - Ułeee! - Cicho! - burknął Rufus. Draupadi owinęła twarz przybrudzonym szafranem swego stroju. Quintus spostrzegł, że oddycha płytko, jak na dużej wysokości, nie chcąc zaczerpnąć do płuc zbyt wiele tego mglistego, niezdrowego powietrza. "Mgła pożywi się tobą - ozwał się w głowie nie chciany głos - Pajęczyny oplotą cię. Będziesz chwytał powietrze i zanosił się kaszlem, dopóki krew nie tryśnie ci z ust, plamiąc więzy. W ten sposób zostawisz swoje kości tutaj, gdzie budowle wspaniałych miast zniknęły bez śladu." Przez zapach pleśni, czegoś starego, słonego i zepsutego jak zgniły skorupiak, przebijał zapach pustyni. Czyniło to odór jeszcze nieznośniejszym. - Spokojnie, chłopcze, spokojnie - dobiegł go głos Rufusa. W oczach żołnierzy czaił się strach. Ludzie byli zagubieni i przerażeni. - Mgła gęstnieje, panie - ktoś mruknął. Czy spotka ich jeszcze coś gorszego, spowitych mgłą wojowników, jak muchy oplatane siecią pająka, gdy ruszą w głąb prawdziwej pustyni? Przyszło mu na myśl, że Draupadi jest mistrzynią iluzji. Oczywiście, ona... - "Domina"? - Quintus zwrócił się do czarodziejki, jakby była wielką damą jego własnej rasy - będziemy wędrować w tej mgle, aż wreszcie umrzemy. Spojrzała mu w oczy, po czym spuściła wzrok. - Nawet po śmierci byłoby lepiej - przyznała. - Oni obserwują. Albo coś. Stworzyłam już tarcze... - wyciągnęła drżącą dłoń. - Obiecuję. Nagle nawet chwila spędzona wśród tych mgieł zdawała się o wiek za długa. Stawały się coraz gęstsze i gęstsze, jakby czerpiąc siłę z uwięzionych w nich ludzi. Śmiercionośny, ohydny odór narastał. - Chciałabym oszczędzić wam tego, co zobaczycie - powiedziała. Po raz pierwszy, odkąd ją poznał, nie wyglądała na zbyt pewną siebie. - Jesteście na właściwej drodze, wierzcie mi - dodała. Zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła, cofnęła się, jakby ujrzała okropności ukryte przed innymi. Upadek konia przerwał ciszę. Quintus usłyszał trzask kości. Chwilę później miedziany zapach krwi wypełnił powietrze, gdy wojownik Ch'in skrócił męczarnie zwierzęcia. Próbując zobaczyć, gdzie padł koń, Quintus stąpnął krzywo i omal nie upadł na ostry żwir. Uratował się kalecząc sobie dłonie i kolana, czuł silny ból w piersiach, jakby znów przykładano do jego ciała znamię Legionu