To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Tak więc czasu na wypoczynek nie miałem zbyt wiele. Często siedziałem nad książkami do bladego świtu. Od dawna również nie widywałem nikogo z Harkasów, ponieważ mieszkałem obecnie w baraku, a nie w domu Harkas Yena. Gdy z okazji zdobycia odznaki pilota otrzymałem wreszcie wolny dzień, natychmiast pojechałem odwiedzić przyjaciół. W domu Harkas Yena oprócz Dona i Yamody zastałem Balzo Maro, pierwszą spotkaną na Polodzie dziewczynę. Wszyscy bardzo się ucieszyli ze spotkania i serdecznie mi gratulowali z okazji przeniesienia do służby w lotnictwie. — Wyglądasz teraz zupełnie inaczej — odezwała się Balzo Maro z uśmiechem na twarzy. Tak rzeczywiście było. Miałem na sobie niebieski, cekinowy strój, niebieskie buty i niebieski hełm sił powietrznych. — I wiele się na Polodzie nauczyłem, ale jednego wciąż nie mogę pojąć — powiedziałem. — Wspólna kąpiel nago mężczyzn i kobiet jest dla was zjawiskiem normalnym. Dlaczego więc byłaś tak zaszokowana moją nagością, kiedy mnie po raz pierwszy ujrzałaś? Balzo Maro uśmiechnęła się. — Jest pewna różnica pomiędzy pływaniem nago a bieganiem po mieście zupełnie bez ubrania. Ale prawdę mówiąc, to nie twoja nagość była dla mnie szokująca, lecz brąz twojej skóry i twoje czarne włosy. Zastanawiałam się wówczas, jaka dzika bestia stoi przede mną. — No cóż, gdy ja zobaczyłem ciebie w środku dnia w tym dziwnym stroju pasującym raczej na bal maskowy, pomyślałem, że coś musi być z tobą nie w porządku. — W tej sukience nie ma nic szczególnego — odpowiedziała. — Wszystkie dziewczyny w Unisie noszą takie. Nie podoba ci się? Nie sądzisz, że jest ładna? — Bardzo mi się podoba — brzmiała moja odpowiedź. — Ale przyznaj, czy nie znudziło ci się noszenie w kółko tej samej rzeczy? Czy czasami nie marzysz o założeniu czegoś nowego? Balzo Maro potrząsnęła przecząco głową. — Jest wojna — powiedziała. Jak widać, tu na Polodzie była to uniwersalna odpowiedź na każde kłopotliwe pytanie. — Możemy nosić włosy uczesane, jak nam się podoba — zauważyła Harkas Yamoda. — A to też coś znaczy. — Czy mam rozumieć, że macie tu fryzjerki, które wciąż na bieżąco wymyślają dla was nowe uczesania? — zapytałem. Yamoda roześmiała się. — Już prawie od stu lat nie ma w Unisie ani fryzjerek, ani kosmetyczek, ani masażystek. Od dawna radzimy sobie same. — Czy wszystkie kobiety pracują? — zapytałem. — Oczywiście — odpowiedziała Balzo Maro. — Nie może być inaczej, jeśli nasi mężczyźni mają zająć się jedynie obroną kraju i pracą w brygadach roboczych. Musiałem w tym momencie zadać sobie pytanie, jak zachowałyby się amerykańskie kobiety, gdyby naziści zagrozili ich ojczyźnie. Chciałbym wierzyć, że podobnie jak kobiety Unisu nie zawiodłyby w godzinie próby. Z początku miałyby zapewne problemy z zaakceptowaniem noszenia wciąż tego samego niezniszczalnego kostiumu. Tu, na Polodzie, kobiety nie zmieniają stroju od momentu osiągnięcia dojrzałości aż do zamążpójścia. Kostium Balzo Maro, jak sama mi powiedziała, mógł już mieć jakieś pięćdziesiąt lat i był sprzedawany za każdym razem, gdy już nie pasował na użytkowniczkę. Później, gdy wychodzą za mąż, zakładają srebrny kostium i ten noszą już do śmierci; chyba że mąż zginie na wojnie, wtedy zmieniają go na purpurowy. Myślę, że dla wielu amerykańskich kobiet śmierć byłaby jednak lepszym wyjściem niż noszenie tego samego ubioru przez całe niemal życie. Pomimo najszczerszych chęci nie mogłem sobie wyobrazić, powiedzmy, Elizabeth Arden rezygnującej z wymogów mody, a tym bardziej przy wykonywaniu pracy fizycznej, w rodzaju na przykład kopania kartofli. — Jesteś już tutaj kilka miesięcy — odezwał się Harkas Don. — Jak ci się podoba nasze życie? — Nie muszę cię chyba przekonywać, że podobają mi się obywatele waszego kraju — odpowiedziałem. — Wasza odwaga i zasady moralne są imponujące. Podoba mi się również wasz system sprawowania władzy. Jest prosty i jednocześnie niezwykle skuteczny. Odnoszę wrażenie, że to właśnie dzięki temu wykształciliście społeczeństwo wolne od zdrajców i kryminalistów. Harkas Don potrząsnął przecząco głową. — Niestety, w tym wypadku się mylisz — powiedział. — Mamy zarówno kryminalistów, jak i zdrajców. Lecz bez wątpienia jest ich znacznie mniej niż sto lat temu, kiedy to kwitła nieprawdopodobna korupcja polityczna, a wraz z nią szerzyły się również inne przestępstwa. Wśród nas żyje wielu sympatyków Kaparów, jak również Kaparów prawdziwych, którzy zostali przysłani w celach wywiadowczych i sabotażowych. Każdej nocy dostają się tutaj na spadochronach. Większość z nich udaje się nam przechwycić, lecz niestety nie wszystkich. Widzisz, Kaparzy to mieszana rasa. Wielu z nich ma białą skórę i blond włosy, tak że z łatwością mogą być wzięci za Unisan. — Są wśród nich również i czarnowłosi — odezwała się Harkas Yamoda, spojrzawszy jednocześnie znacząco na mnie, lecz już po chwili uśmiechnęła się, jak gdyby chciała się z czegoś wycofać. — A więc nie rozumiem, dlaczego nie zostałem wzięty za Kapara i zlikwidowany — odpowiedziałem. — To ta twoja ciemna karnacja cię ocaliła — powiedział Harkas Don — i fakt, że bez wątpienia nic nie rozumiałeś w żadnym języku Polody. Widzisz, przeprowadzono dyskretnie kilka testów, na które ty w ogóle nie zareagowałeś. Nie mógłbyś się tak obojętnie zachować, gdybyś znał jakikolwiek język Polody