To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Mężczyzna na sienniku zakaszlał straszliwie, po czym spróbował przykryć swoją nagość mocno podniszczonym kocem. - Jestem głodny - zajęczał, lecz Nimue nie zwracała na niego uwagi. Czekałem. - Zawiodłam się na tobie, Derfel - odezwała się znienacka Nimue. Jej oddech marszczył leciutko powierzchnię cieczy. - Dlaczego? - Widzę tutaj, że na plaży została spalona królowa. Chciałabym mieć jej popioły - powiedziała z wyrzutem. - Mogłabym użyć popiołów z królowej. Powinieneś był o tym wiedzieć. - Zamilkła, a ja również się nie odzywałem. Ciecz uspokoiła się na nowo. Kiedy Nimue przemówiła po raz drugi, jej głos był obcy, głęboki i oddech druidki nie marszczył wcale ciemnej powierzchni. - Do Cadarn przybędą dwaj królowie, ale będzie tam władał człowiek, który królem nie jest. Martwi zostaną sobie poślubieni, zagubiony zostanie odnaleziony, a miecz będzie na gardle dziecka. - Powiedziawszy to, krzyknęła tak strasznie, że nagi mężczyzna umknął natychmiast w najdalszy kąt chaty i skulił się tam, zasłaniając twarz rękami. - Powtórz to Merlinowi - rzekła Nimue już normalnym głosem. - On będzie wiedział, co to znaczy. - Powtórzę - obiecałem. - I powiedz mu - dodała z jakimś szaleństwem w głosie, chwytając mnie za ramię brudną ręką - że widziałam tam Kocioł. Powiedz mu, że już wkrótce zostanie użyty. Wkrótce, Derfel! Przekaż mu to. - Przekażę. - Nie mogąc już dłużej znieść fetoru, wyrwałem jej się i wybiegłem na dwór, gdzie padał deszcz ze śniegiem. Wyszła za mną i okryła się przed wiatrem połą mojego płaszcza. Dziwnie radosna, odprowadziła mnie do połamanej furtki. - Każdy myśli, że przegrywamy, Derfel - powiedziała. - Każdy myśli, że ci plugawi chrześcijanie zabierają nam ziemię. Ale tak nie jest. Już wkrótce Kocioł zostanie odkryty, wróci Merlin i moc zostanie uwolniona. Zatrzymałem się przy furtce i spojrzałem w dół na grupkę chrześcijan, którzy zawsze zbierali się u stóp góry Tor, aby z rozpostartymi ramionami odprawiać swoje dziwne modlitwy. Był to pomysł Sansuma i Morgan, którzy uważali, że nieprzerwane pacierze mogą wygnać pogan z góry Tor. Nimue spojrzała z pogardą na rozmodloną grupkę. Niektórzy z chrześcijan rozpoznali ją i zaczęli się żegnać. - Uważasz, że chrześcijaństwo zwycięża? - zapytała. - Obawiam się, że tak. - Słuchałem dobiegającego od stóp góry wściekłego wycia. Przypomniałem sobie szalonych biczowników z Iski i zastanawiałem się, jak długo taki koszmarny fanatyzm uda się utrzymać w ryzach. - Obawiam się, że tak - powtórzyłem smutno. - Oni nie wygrywają - oświadczyła z pogardą Nimue. - Popatrz. - Wyszła spod mojego płaszcza i zadarła brudną suknię, wystawiając swoją mizerną nagość na widok zebranych na dole chrześcijan. Potem, w obscenicznym geście, wypchnęła w ich kierunku biodra i zawyła okropnie, opuszczając suknię. Niektórzy z chrześcijan uczynili znak krzyża, większość jednak, jak zauważyłem, instynktownie czyniła prawą dłonią pogańskie znaki, mające uchronić ich od złego, i pluła na ziemię. - Widzisz? - Uśmiechnęła się do mnie. - Oni wciąż wierzą w swoich starych bogów. Wciąż wierzą. A niedługo już przekonają się, że starzy bogowie istnieją na pewno. Przekaż to Merlinowi, Derfel. Opowiedziałem mu o wszystkim. Stałem przed nim i mówiłem, że dwaj królowie przybędą do Cadarn, ale władać tam będzie człowiek, który królem nie jest. Że martwi zostaną sobie poślubieni, zagubiony zostanie odnaleziony, a miecz znajdzie się na szyi dziecka. - Powiedz to jeszcze raz, Derfel - poprosił Merlin, przyglądając mi się uważnie i głaszcząc kota, który spał na jego kolanach. Powtórzyłem wszystko uroczystym głosem i dodałem obietnicę Nimue, że Kocioł już niedługo zostanie odkryty i że nadchodzi związane z tym niebezpieczeństwo. Roześmiał się, potrząsnął głową, potem znowu się roześmiał. Pogłaskał kota. - I mówisz, że miała głowę druida? - zapytał. - Głowę Balise’a, panie. Połaskotał kota pod brodą. - Głowa Balise’a została spalona, Derfel, wiele lat temu. Sam ją spaliłem. Została spalona i starta na proszek. Wiem to, ponieważ sam to zrobiłem. - Zamknął oczy i zasnął. Następnego lata, w dzień przed pełnią księżyca, kiedy drzewa, które rosły u stóp Caer Cadarn były pełne liści, w piękny poranek, gdy słońce kładło się na żywopłotach porośniętych powojem, przestępem i wierzbówką, na starodawnym szczycie Caer Cadarn obwołaliśmy Mordreda naszym królem. Stara warownia przez większą część roku stała pusta, ale Caer Cadarn wciąż było naszym królewskim wzgórzem i tym miejscem w sercu Dumnonii, w którym odprawialiśmy najważniejsze uroczystości. Obwarowania wokół warowni były w dobrym stanie, jej wnętrze jednak przedstawiało dość smutny widok: wokół dworu biesiadnego, który zamieszkiwały teraz ptaki, nietoperze i myszy, stało kilka rozpadających się chat