To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Julio nigdy nie pozwoliłby mu o tym zapomnieć. Bił się z myślami dobry miesiąc, ale wiedział, że nie ma odwrotu - nie da się dyskutować z liczbami. Ta sama broń, ta sama amunicja, a dzięki celownikowi plamkowemu strzelał celniej i szybciej. Sprawa była więc przesądzona, kazał zamontować to technologiczne cudo na swej broni, która formą niewiele różniła się od pierwszych projektów Samuela Colta z lat trzydziestych dziewiętnastego stulecia. Nawet rewolwer z mechanizmem samonapinającym nie był nowym wynalazkiem, stosował je już Robert Adams zaledwie szesnaście, może osiemnaście lat po pojawieniu się pierwszych rewolwerów Sama Colta. Nowoczesny celownik i stary Smith tworzyły więc interesującą parę; połączenie technologii z siedemnastego i dwudziestego pierwszego stulecia. Howard wolał, żeby jego sierżant nie zwrócił uwagi na tę kombinację, przynajmniej na razie. Może, kiedy się już zorientuje, będzie akurat tak gorąco, że wszelkie wyjaśnienia staną się zbędne... Widząc Fernandeza, wracającego z toalety, wsunął rewolwer z powrotem do torby. W tej samej chwili jeden z członków załogi, nawigator, podszedł od drugiej strony. - Panie pułkowniku? Spojrzał na nawigatora. - Tak? - Mamy... hm... pewien problem, sir. Sobota, 9 kwietnia Johannesburg, Republika Południowej Afryki Na trasie z Pretorii do Johannesburga nowy, wąskotorowy pociąg z sześciuset siedemdziesięcioma pasażerami zamiast zatrzymać się zgodnie z rozkładem na stacji Tembisa, przemknął przez nią z prędkością prawie stu czterdziestu kilometrów na godzinę. Maszynista przełączył się na ręczne sterowanie, odbierając kontrolę komputerowi, włączył hamulce i pociąg zaczął zwalniać. Wszystko byłoby dobrze... ...gdyby nie drugi pociąg pasażerski, który utknął zaraz za Tembisą. Wahadłowiec jechał jeszcze z prędkością dziewięćdziesięciu na godzinę, kiedy wpadł od tyłu na stojący pociąg, który powinien był wyprzedzać go o dziesięć minut i jechać z normalną prędkością. Wagony spiętrzyły się i zgniotły w harmonijkę, jak zepsute zabawki w rękach dziecka. Więcej niż dwie trzecie wagonów każdego z pociągów wyskoczyło z torów. Połowa ludzi w ostatnim wagonie stojącego pociągu zginęła na miejscu. Innych siła uderzenia wyrzuciła na zewnątrz. Też nie mieli szans. Kilku zabił prąd z zerwanej trakcji. Maszynista jadącego pociągu do końca pozostał na swoim miejscu i zginął, wraz z mnóstwem przerażonych pasażerów z pierwszego wagonu. Ostatnie słowa maszynisty, zarejestrowane w czarnej skrzynce brzmiały: „O kurwa...!" Ogień, wzniecony przez iskry, które sypnęły w momencie zderzenia, a może przez prąd elektryczny, ogarnął wnętrze jednego z wagonów. Miejsce katastrofy spowiła chmura gęstego, czarnego dymu. Pierwsze dane na temat liczby ofiar były tylko szacunkowe, ale mówiono o ponad dwustu zabitych. Liczba ta miała wzrosnąć kolejni pasażerowie umierali w drodze do szpitala i później, w wyniku odniesionych obrażeń. Nikt nie zaprzątał sobie głowy trzecim pociągiem, nadjeżdżającym dziesięć minut później. Był to błąd. Maszynista zmarszczył brwi, "kiedy zorientował się, że łączność nie działa, a jego pociąg zbliża się do stacji ze zbyt dużą prędkością. Kiedy odebrał komputerowi kontrolę nad pociągiem, było już za późno. Nie wiadomo, jak brzmiały jego ostatnie słowa, ponieważ siła uderzenia była wystarczająco wielka, żeby zniszczyć czarną skrzynkę pociągu, który zmienił się w wypalony wrak. Sobota, 9 kwietnia Kona, Hawaje Radiolatarnia wyłączyła się w momencie, kiedy szerokokadłubowy Jumbo Jet z Japonii lądował w Kona podczas tropikalnej ulewy. Pilot najwidoczniej zareagował zbyt mocno, kiedy samolot zszedł z kursu i wielki odrzutowiec JAL uderzył o pas tak mocno, że złamał się tylny wózek podwozia po lewej stronie. Maszyna gwałtownie zatoczyła się w lewo, obróciła i sunęła bokiem po pasie, prosto na MD80 Hawaiian Air, czekającego, aż wieża wyda mu zgodę na kołowanie do startu na Maui. Z mniejszej maszyny chlusnęło paliwo, zapaliło się natychmiast, a kula ognia pochłonęła również Jumbo Jeta. Eksplozja była potężna