To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

.. Wstawał szary grudniowy dzień. Dominik znaj- dował się już na terenie parafii Grastensholm. Przyjechał dużo wcześniej, niż planował. Tuż przed świętami, obiecał Villemo. Tymczasem do świąt było jeszcze daleko. Powinienem najpierw pojechać do Lipowej Alei, do najbliższej rodziny, ale nikt mnie tam jeszcze nie oczekuje, więc nie wezmą mi chyba za złe, jeśli zacznę od Elistrand. Zeskoczył z konia na dziedzińcu pogrążonym w ci- szy. Dopiero po dłuższej chwili pojawiła się jakaś służą- ca. - Pan Dominik! Och, kochany panie Dominiku, teraz pan przyjechał? - Tak. Państwo w domu? Kobieta wybuchnęła płaczem. - Ach, panie Dominiku, to takie okropne! straszne! Przerażony złapał ją za ręce. - Villemo? Coś się stało pannie Villemo? Służąca nie była w stanie mówić od płaczu. Kiwała tylko głową. - Nie żyje? - krzyknął Dominik. - Nie wiemy - szlochała. - Zniknęła. A jej wyso- kość... - Ciotka Gabriella? Co się stało? - Pani spadła z konia i... I paliło się we dworze. - Rzeczywiście, widzę osmalone ściany. A gdzie wuj Kaleb? W tej chwili drzwi domu otworzyły się i wyszedł Kaleb. Był blady i zmieniony, wyglądał na dwadzieścia lat więcej niż te pięćdziesiąt sześć, które miał. - Dominik, najdroższy przyjaciclu, jak dobrze cię widzieć! Wpadliśmy w jakiś wir tragicznych wydarzeń, pojęcia nie mamy, co robić. Wejdź, proszę, do środka, pospiesz się. Dominik podziękował służącej i dwoma susami pokonał schody. - Proszę opowiedzieć - zawołał, nawet się nie rozbierając. - Słyszę, że Villemo znowu zaginęła. I że ciocia Gabriella spadła z konia. Jak ona się czuje? - Leży na górze. Chodź, pójdziemy do niej, na pewno chciałaby się z tobą przywitać. Gabriella złamała obojczyk, ale Niklas złożył kości. Musi teraz tylko leżeć, dopóki się nie zrosaą. - O, Bogu dzięki - szepnął Dominik idąc za wujem po schodach. Przypomniał sobie, jak szedł tu kiedyś z Villemo, która chciała mu pokazać swój pokój. - Słyszałem też o pożarze... - No właśnie, nie ma wątpliwości, że ogień podłożył ktoś obcy. Zaczęło się palić w domu, w którym mieszkają upośledzeni. Udało nam się ugasić w porę. - Nikt nie ucierpiał? - Na szczęście, nie. To tacy mili, ufni ludzie. Byłaby straszna tragedia. I dla nich, i dla nas. - A wuj sam? Wujowi nic się nie stało? - A jakże, mnie też nie ominęło. Poszukiwałem Villemo w parafii Eng, bo podejrzewamy, że tam właśnie się znajduje, i ktoś do mnie strzelał, ale nie trafił. Zdążyłem uciec, gdy ładował broń. Tu w domu wciąż dzieją się jakieś przerażające rzeczy. Brat twojego dziadka, wuj Brand, dostał piękny kawał mięsa w prezencie od kogoś nieznajomego. Na szczęście Eli ma dobry nos. Mięso było zatrute, Dominiku, zatrute! Zapukali do pokoju Gabrielli i weszli. Dominik witał się z matką Villemo, która bardzo mu przyponała jego własną. Ta sama delikatrua uroda, ta sama ciemna karnacja. Ale rysy twarzy miały, oczywiście różne. Charaktery także. Gabriella należała do osób wrażliwych, podatnych na wpływy innyh, któte łatwo zranić. Anette była neurotyczką, przewrażliwioną, wciąż pełną lęku, czy zachowuje się tak jak należy. Anette była męcząca, Gabriella spokojna. A mimo to Dominik znajdował w nich zdumiewające podobieństwo. Wyraził ubolewanie z powodu wypadku. Gabriella trzymała jego rękę w swoich wąskich dłoniach i spoglądała na niego ciepło. - Och, mną się nie przejmuj. Nic mi nic będzie. tak się boimy o Villemo. Kiedy poprzedmim razem zniknęła, przysłała Kalebowi wiadomość, żeby się o nią nie martwić. Tym razem jednak ani widu, ani słychu... Tak się boimy, że ona... - Villemo żyje - powiedział Dominik spokojnie. - Co? - zawołali oboje. - Ty coś wiesz? Masz jakieś wiadomości? - Nie. - To ta... zdolność Ludzi Lodu ci podpowiada? - zgadywał Kaleb niepewnie. Dominik uśmiechnął się, lecz natychmiast znowu spoważniał. - W pewnym sensie tak, ponieważ znowu do- znawałem dziwnego uczucia, że muszę się spieszyć. Gnałem tu niczym wiatr. Powinienem przyjechać dopiero za kilka tygodni i Gyldenlove był bardzo zaskoczony, że tak szybko otrzymał odpawiedź od Karola XI. Wprost niewybaczalnie szybko wyrwałem się też z Akershus. Ale głównym powodem, dla którego myślę, że Villemo żyje, są te nieszczęśliwe wypadki, które was spotykają. Proszę mi jednak opowiedzieć o wszystkim po kolei! O wszystkim, także o tym, co się zdarzyło przed zaginięciem Villemo. Nie wiem przecież nic ponadto, co sama mi napisała o tych zamachach na nią. - Tak, oczywiście, ale usiądź, kochany Dominiku! I zdejmij chociaż pelerynę! Kaleb, powiedz, żeby nam tu podano coś do jedzenia. Gdy jedIi, rodzice Villemo opowiedzieli, co im było wiadomo - od tych pierwszych przepytywań służby, dlaczego Villemo nie wychodzi z domu, aż do ostatniej napaści na Kaleba. - Czy staraliście się wycisnąć coś z tego wójta? - pytał Dominik