To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

A jeśli pewnego dnia zacznie mu się wydawać, że najlepiej będę trzymać język za zębami zamknięta gdzieś na dnie lochu? - Przysięgam, wasza miłość. Niech Bóg porazi mnie nagłą śmiercią, jeśli pisnę bodaj słowo. - Dość długa była to przysięga, tak że pod koniec spociłam się już ze strachu. - A więc - wyjaśnił arcybiskup Jorku, pochylając się ku mnie niezwykle poufałym gestem i posyłając mi uśmiech, który ostatecznie upewnił mnie w przekonaniu, iż jego życzenie okryje mnie hańbą - pragnę, byś namalowała mój portret. Oglądać go będę jedynie ja sam i nikt poza nami dwojgiem nie dowie się o jego istnieniu. Boże, mam więc malować mężczyznę! Jakby nie dość mi było Adama. A tu nie wymigam się wodą czy pędami winorośli... Ale dobrze przynajmniej, że nie chodzi o nic gorszego. - Przyjrzyj się tej tkaninie. Widzisz jej splot, ciężar i połysk? Potrafisz ją namalować? - spytał, wydobywając próbkę wielkości tak ze dwóch dłoni. Był to szkarłatny połyskliwy jedwab. - Potrafię, wasza miłość. - Namalujesz mnie profilem z tej lepszej strony. W szacie takiej, jaką mam na sobie, tylko w tym oto kolorze - dotknął próbki. Zalała mnie fala ulgi: w ubraniu! W ubraniu mogę malować każdego, kogo mi każą. To umiem. - Tak jest, wasza miłość, ale dlaczego z profilu? - Moje prawe oko... - Proszę wybaczyć mi śmiałość, lecz skoro potrafię namalować nieistniejącą szatę, to zdołam też uczynić prawe oko waszej miłości równie zdrowym jak lewe. Najbardziej dystyngowanie prezentują się twarze w ujęciu trzy czwarte i takie portrety są dziś najmodniejsze. Profile wyglądają zbyt antycznie. - Wątpię, czy to umiałabyś namalować w ujęciu trzy czwarte, a takie chcę mieć właśnie nakrycie głowy. W tym samym kolorze co szata. - Z szuflady biurka wydobył medalion z profilem nie znanego mi kardynała. Teraz wszystko stało się jasne: pragnie mieć portret w kapeluszu kardynalskim! W zaciszu swego gabinetu będzie nań spoglądał w samotne wieczory i zbierał siły niczym wódz swe zastępy przed szturmem na mury niezdobytej twierdzy. Jednakże on ją zdobędzie, zostanie kardynałem. - Zatem portret ma wyglądać jak medalion? - W rzeczy samej - odparł, a ja zaczęłam wyjmować farby. - Jak wiesz, jestem ogromnie zajęty, życzę więc sobie, byś szybko się z tym uwinęła. - Zacznę od razu, a dokończę u siebie w pracowni. - Nie chcę, abyś go brała do domu. Zbyt dużo kręci się tam ludzi. Słyszałem, że przyjezdni przychodzą cię oglądać jak dziwo. Jak figurki innego, Toma lub mistrza Ailwina? Mógłby kazać ich aresztować. Ashton nie spuszczał ze mnie wzroku. W pewnej chwili jakby się załamał. Twarz dziwnie mu się zapadła. - Miał rację - wyszeptał. W czym? O co mu chodzi? - Umiesz na poczekaniu wymyślać niezłe opowiastki. - W jego oczach odbiła się gorycz. - Zręcznie! Od początku wiedziałem, że jesteś bystra. - Ze smutkiem potrząsnął głową. - A czemuż to jakiś wielmoża, który, jak powiadasz, popełnił zbrodnię, miałby się za tobą uganiać? Taki pan kazałby swoim ludziom poczekać na ciebie przed domem lub zostałabyś aresztowana na podstawie jego lub czyichś fałszywych oskarżeń. - Mówił to wszystko jak człowiek, którego przygniata ogromne brzemię, teraz wszakże wyprostował się nagle, jakby postanowił mi tego nie okazywać, i ruszył w stronę pałacu. Po wejściu na schody znaleźliśmy się w części publicznej York House. Mijaliśmy jeden po drugim kręte korytarze i szereg reprezentacyjnych komnat urzędu arcybiskupa. Na Boga, myślałam, co się z tym człowiekiem dzieje? - Nie - mówił dalej - kłamiesz. Przyznaj się, madame! Kłamiesz, by ocalić własną skórę. - Nadal trzymał mnie mocno za ramię. Wyraźnie czekał na odpowiedź. Jaką? Nic z tego nie pojmowałam. - Mój Boże, cóż ze mnie za głupiec - wymamrotał. - Tutaj - podniósł głos. - Jesteśmy na miejscu. Widzisz tę antykamerę, gdzie kilka kobiet wiesza gobeliny? Za nią znajduje się nowy gabinet jego eminencji. Kanclerz czeka na panią. - Popchnął mnie lekko ku drzwiom, sam zaś zniknął cicho jak zjawa. Wolseya, o dziwo, zastałam bez zwykłej świty. Nawet Brian Tuke, ten jego pokojowy piesek, był nieobecny, aczkolwiek zza otwartych drzwi dobiegł mnie przytłumiony odgłos kroków, jakby ktoś tam próbował podsłuchiwać. Arcybiskup siedział w wielkim rzeźbionym fotelu z masywnego dębu, wyściełanym miękkimi poduszkami. Bardzo to przypominało tron. Kiedy już ucałowałam jego pierścień, Wolsey kazał mi odesłać Nan do antykamery, a drzwi przymknąć, zostawiając jedynie dziesięciocentymetrową szparę, aby było wiadomo, że jest zajęty i nikomu nie wolno wchodzić. Usłyszawszy to, wpadłam w popłoch: pewnie zamierza mi złożyć nieprzyzwoitą propozycję, a ja... ja nie ośmielę się mu odmówić. - Madame Dallet, widzisz tę świętą księgę? Proszę na nią przysiąc, że ani słowo o tym, co się tu wydarzy, nie wyjdzie poza te drzwi. Teraz przeraziłam się już nie na żarty. A jeśli pewnego dnia zacznie mu się wydawać, że najlepiej będę trzymać język za zębami zamknięta gdzieś na dnie lochu? - Przysięgam, wasza miłość. Niech Bóg porazi mnie nagłą śmiercią, jeśli pisnę bodaj słowo. - Dość długa była to przysięga, tak że pod koniec spociłam się już ze strachu. - A więc - wyjaśnił arcybiskup Jorku, pochylając się ku mnie niezwykle poufałym gestem i posyłając mi uśmiech, który ostatecznie upewnił mnie w przekonaniu, iż jego życzenie okryje mnie hańbą - pragnę, byś namalowała mój portret. Oglądać go będę jedynie ja sam i nikt poza nami dwojgiem nie dowie się o jego istnieniu. Boże, mam więc malować mężczyznę! Jakby nie dość mi było Adama. A tu nie wymigam się wodą czy pędami winorośli... Ale dobrze przynajmniej, że nie chodzi o nic gorszego. - Przyjrzyj się tej tkaninie. Widzisz jej splot, ciężar i połysk? Potrafisz ją namalować? - spytał, wydobywając próbkę wielkości tak ze dwóch dłoni. Był to szkarłatny połyskliwy jedwab. - Potrafię, wasza miłość. - Namalujesz mnie profilem z tej lepszej strony. W szacie takiej, jaką mam na sobie, tylko w tym oto kolorze - dotknął próbki. Zalała mnie fala ulgi: w ubraniu! W ubraniu mogę malować każdego, kogo mi każą. To umiem. - Tak jest, wasza miłość, ale dlaczego z profilu? - Moje prawe oko... - Proszę wybaczyć mi śmiałość, lecz skoro potrafię namalować nieistniejącą szatę, to zdołam też uczynić prawe oko waszej miłości równie zdrowym jak lewe. Najbardziej dystyngowanie prezentują się twarze w ujęciu trzy czwarte i takie portrety są dziś najmodniejsze. Profile wyglądają zbyt antycznie. - Wątpię, czy to umiałabyś namalować w ujęciu trzy czwarte, a takie chcę mieć właśnie nakrycie głowy