To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

33 — Nadal sądzisz, że tata jest samotny? — zapytałam Juliette. — Nigdy tego nie powiedział. — Oczywiście, że nie powiedział. Nie chce, żebyś o tym wiedziała. Zmarszczyłam czoło. Czy to dlatego? Czy tata ukrywa przed nami swoje uczucia, kiedy czuje się osamotniony? — Nie chcę, żeby tata był samotny — oświadczyłam stanowczo. Juliette spojrzała na mnie. — W takim razie wiesz, co powinnaś zrobić, prawda? 34 DZIEWICA W OPRESJI POSZUKIWANA PRZEZ WYSTRZAŁOWEGO DETEKTYWA TUŻ PO CZTERDZIESTCE. POWINNA LUBIĆ DZIECI I ZWIERZĘTA. Juliette spojrzała z powątpiewaniem na ogłoszenie, które wysmażyłam po wielu godzinach studiowania wszystkich anonsów w gazetowym kąciku samotnych serc. — Co to za „dziewica w opresji"? I co znaczy „wystrzałowy"? — zapytała. — Tata uwielbia, gdy ktoś potrzebuje pomocy—wyjaśniłam. — Szczególnie ładne kobiety. — To prawda! Tata zawsze zatrzymuje się, żeby pomóc, jeśli ktoś nie może uruchomić samochodu albo mocuje się w pojedynkę ze zmianą opony, albo kiedy na parkingu w Sainsbury widzi kobietę, która nie może otworzyć drzwi samochodu, bo na jednej ręce trzyma dziecko, a w drugiej dźwiga trzy torby z zakupami. Myślę, że byłby naprawdę w swoim żywiole, gdyby spotkał kobietę w śmiertelnym niebezpieczeństwie, najlepiej wymagającą reanimacji! — A „wystrzałowy" to tyle co „przystojny", tylko lepiej brzmi. 35 — Naprawdę? —Juliette wyglądała jak osoba, która nagle odkryła, że wcale nie jest w pewnej dziedzinie takim ekspertem, za jakiego się uważała. — Ale ta druga kwestia... ta „w opresji"... Chyba nie chcesz przyciągnąć kobiet, które... które... — Szukała w myślach odpowiedniego angielskiego słowa, w końcu jednak poddała się. — I po co ta część o zwierzętach? Przecież tu nie ma żadnych zwierząt! — Nie, ale ja naprawdę chciałabym mieć psa! — Nie jestem pewna, czy twój tata marzy o psie... albo o „damie w opresji". — Nie damie, tylko dziewicy! W tym punkcie musisz mi po prostu uwierzyć, OK? Juliette jednak nie pozbyła się wątpliwości. — Może nie powinnyśmy tego robić — mruknęłam. — Tata wpadnie w szał. — Oczywiście, że musimy to zrobić! — zawołała pośpiesznie. — Twój tata początkowo może się trochę gniewać, ale to nie potrwa długo. Bo kiedy się zakocha, będzie szczęśliwy. On jest zdecydowanie zbyt ostrożny w tych sprawach. Musimy mu pomóc podjąć ryzyko. — Ryzyko? — Tak! Ryzyko. — Ta myśl wyraźnie wprawiła ją w doskonały nastrój. — W końcu... — Uśmiechnęła się od ucha do ucha. — Jak wyglądałoby życie pozbawione ryzyka? 36 — Pewnie byłoby wolne od większości kłopotów — odparłam bystro. Juliette klasnęła językiem i z niesmakiem pokręciła głową. — Jakie to angielskie! — Wyjęła mi kartkę z ręki. — Jutro wyślę to do gazety. Powiedz mi, czy czujesz się na siłach, żeby pójść dziś po południu do szkoły? Głośno przełknęłam ślinę. Po południu miały być dwie godziny francuskiego. Znowu poczułam zawroty głowy. I wrócił ucisk w klatce piersiowej. — Muszę się położyć, Juliette — szepnęłam, przyciskając rękę do tej części klatki piersiowej, w której powinno być serce. Poczułam jego uderzenia. Czy to normalne, by czuć bicie własnego serca, a może świadczy to o zbliżaniu się zawału? — W takim razie zostawiam cię samą, żebyś doszła do siebie — stwierdziła Juliette. Bardzo chłodnym tonem. A przecież miała się mną opiekować, to znaczy nie dopuścić, w miarę możności, do mojej śmierci. Wmawiałam sobie, że nic mnie to nie obchodzi. Kiedy Juliette ruszyła do wyjścia, zamknęłam oczy i skoncentrowałam się maksymalnie, żeby usłyszeć w myślach głos mamy. Niemal namacalnie czułam, że spogląda na mnie z nieba. — Nigdy cię nie zostawię, kochanie — powiedziała cudownym, melodyjnym głosem. Był gardłowy, ale śli- 37 czny i przypominał mi... sama nie wiem... może głos mamy jelonka Bambi? — Esmie! Otworzyłam oczy. Juliette przyglądała mi się od progu. — Co się z tobą dzieje? — zapytała surowo. — Wyglądasz, jakbyś wpadła w trans! Zachichotałam. Rozbawiła mnie myśl, że mogłabym wpaść w trans. Znowu zamknęłam oczy, wyciągnęłam przed siebie wyprostowane ręce, jak lunatyczka i zaczęłam zawodzić monotonnie: — Jes-tem-w-tran-sie. Nie-chcę-z-to-bą-roz-ma-wiać. Nie-przesz-ka-dzaj. Rozdrażniona Juliette prychnęła i zostawiła mnie samą. Juliette odnosiła się do ogłoszenia z coraz większym entuzjazmem. Stwierdziła, że powinnyśmy najpierw same przeczytać wszystkie odpowiedzi i dokonać wstępnej selekcji, zanim pokażemy je tacie. Potem zaczęła nawet żałować, że nie możemy same przeprowadzić wstępnych rozmów z kandydatkami, zanim umówimy je z tatą, żeby wyeliminować dziwaczki. Wyraziłam pogląd, że powinnyśmy pozwolić tacie zdecydować, która jest dziwaczką, a która nie, ale Juliette upierała się, że kiedy już człowiek zacznie się 38 zakochiwać, to nie może przestać, a ona wolałaby nie dopuścić, by tata zakochał się w jakiejś przepięknej dziwaczce. Cała ta sprawa zaczęła mnie powoli przyprawiać o ból głowy. Im dłużej Juliette rozważała wszystkie za i przeciw procesu wstępnej selekcji, aby wyeliminować psychopatki z siekierą i kobiety, którym zależało wyłącznie na majątku taty, tym bardziej byłam zdenerwowana. Juliette mówiła tak, jakby nie miała na grosz zaufania do gustu mojego ojca, jakby jedynie od naszej czujności zależało, czy moją macochą nie zostanie byle kto. No i ciągle pozostawało bez odpowiedzi pytanie, którego nie odważyłam się zadać Juliette, a które nurtowało mnie codziennie przed snem. Co z moją prawdziwą mamą? Co ona o tym wszystkim sądzi? Chodzi mi o to, że ona czekała tam sobie spokojnie w niebie, aż tata pewnego dnia umrze i przyłączy się do niej. I nie byłoby chyba najlepiej, gdyby musiał dokonywać w niebie wyboru, czy ma zostać na wieczność z moją mamą, czy też z żoną numer dwa. No, chyba że ta druga żona poszłaby po śmierci do piekła, co niewątpliwie rozwiązałoby problem, ale żeby pójść do piekła, musiałaby być okropnie zła, a nie chciałabym mieć okropnie złej kobiety za macochę. To chyba oczywiste. W czwartek wieczorem leżałam w łóżku, patrząc na fotografię mamy i rozmyślałam o tym wszystkim, kiedy nagle wydarzyło się coś niesamowitego