To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Przerażona dziewczyna odwróciła głowę, szukając wzrokiem Seidelmanna. Gdy go nie dostrzegła zerwała się gwałtownie. - Zabrano go! To znaczy, że go zastrzeliłam! - Nie, wcale nie - uspokajał ją Edward. - To było tylko draśnięcie, nic więcej! Seidelmann poszedł do domu. Pan komisarz tak zarządził. - Bogu niech będą dzięki. Byłam tak roztrzęsiona i zła, że zupełnie nie wiedziałam co robię. Ale nie miałam przecież zamiaru strzelać, chciałam go tylko tym karabinem przepędzić. Dziewczyna opadła na jedno z krzeseł i zalała się łzami. Matka Hauser otoczyła ją ramieniem. - Nie płacz, moje dziecko, uspokój się. Pan Bóg sprawi, że wszystko będzie dobrze. Komisarz przypatrywał się tej scenie w milczeniu i z uwagą. - Miejmy nadzieję, że tak się stanie, pani Hauser - powiedział. - Młody Seidelmann nie wydaje się być nastawiony wobec was przyjaźnie. - Proszę pana, staram się nie wytykać bliźnim ich grzechów - wtrącił się na to stary Hauser. - Ale w tym wypadku milczenie byłoby czymś wielce nierozważnym. Obaj Seidelmannowie, ojciec i syn, utrudniają nam życie, jak tylko mogą. - No, ale skąd ta wrogość? - Ano, z powodu dziewczyny. Mówiąc to wskazał na Angelikę, po czym w krótkich słowach opowiedział o tym wszystkim co zaszło w ostatnim czasie między Seidelmannem, Angelika i Edwardem. Urzędnik medytował przez chwilę w milczeniu, a potem podniósł głowę. - Gdzie wiesza pan wieczorem, przed udaniem się na spoczynek swą marynarkę? - spytał nieoczekiwanie Edwarda. - Mam w zwyczaju zdejmować ją tu w izbie i tu też ją zostawiać. - Czy na noc wasz dom jest dobrze zamykany? - Panie komisarzu, - odezwał się tkacz Hauser - jesteśmy biednymi ludźmi. Któż więc chciałby nam coś zabrać? Tu w górach, domy tkaczy są wszystkie tak urządzone, że jeśli już nie inaczej, to przez tylne drzwi zawsze można wejść do środka. - Także w nocy? - Powiedziałem przecież, że o każdej porze. - Hm! Obejrzę sobie w takim razie te drzwi od podwórza. Komisarz wyszedł, a kiedy wrócił do izby. jego ludzie skończyli właśnie przeszukiwanie domu i zameldowali, że nie znaleźli niczego co można by uznać za kontrabandę. Można było odnieść wrażenie, że komisarz spodziewał się takiego obrotu sprawy. Dał znak swoim ludziom, aby opuścili izbę, po czym zwrócił się do Edwarda. - Muszę panu wyznać, że moja opinia o panu. znacznie się poprawiła. Nie znaczy to wszakże, abym zamierzał naruszyć z tego powodu przepisy. - Zabiera mnie pan zatem do miasta? - Ale tylko na jakiś czas. Dotąd, dopóki nie wyjaśni się, jakim sposobem te koronki znalazły się u pana. - O mój Boże! To ja nigdy już z tego aresztu nie wyjdę. - Mam nadzieję, panie Hauser, że tak się nie stanie. Coś mi mówi, że już wkrótce uda się rzucić więcej światła na okoliczności tej całej historii. Jednak rzecz, która mi się jeszcze nie zgadza, to ta próba ucieczki w lesie i to właśnie jest powodem, dla którego nie mogę na razie pana zwolnić. - A czy nie dałoby się przynajmniej obejrzeć mojej rany? - Ależ tak, na to nie będziemy żałować czasu. Angelika chciała się natychmiast zająć rannym, ale komisarz ją powstrzymał. - Proszę to zostawić matce aresztowanego, panno Hofmann. - Dlaczego? - Dlatego, że przepisy nie pozwalają. Dziewczyna spojrzała na niego niepewnie, jakby oczekując dalszych wyjaśnień. - Strzeliła pani do człowieka - uzupełnił swą wypowiedź urzędnik. - Ale przecież wcale nie chciałam tego zrobić! - znowu zaczęła przekonywać go dziewczyna. - Ale ten... ach chciałam go tylko przepędzić? No. a strzelba sama... - No niezupełnie moja panienko, strzelba, tak po prostu sama sobie nie wstrzeliła. To pani pociągnęła za spust. Byłem tego świadkiem. - Chyba nikt nie myśli, że ja rzeczywiście chciałam go zabić? Przecież nigdy w życiu nie miałam jeszcze w ręku żadnej broni! - Ale prawo, panienko wymaga, aby bliższe okoliczności tego zdarzenia zostały wyjaśnione, do tego zaś przede wszystkim potrzebna pani obecność. - Przyjdę na pewno, gdy tylko będzie mnie pan potrzebował. Komisarz zastanawiał się teraz jak to zrobić, aby możliwie jak najdelikatniej poinformować dziewczynę o konieczności aresztowania także jej. Uniósł brwi wysoko w górę i chrząknął. - Hm! Ale jeśli ja panią potrzebuję, już teraz? - spytał w końcu. - Teraz, zaraz? W nocy? - Tak. - O mój Boże! Przecież to byłoby aresztowanie. - Jeśli chce pani to tak nazwać, to rzeczywiście. - Ale dlaczego? Przecież nie ucieknę panu? - Wierzę, - komisarz stal się już bardziej rzeczowy - zresztą taki postępek byłby wielce nierozsądny. Musi pani przecież pamiętać o tym. że Fritz Seidelmann złoży na panią doniesienie... - Doniesienie? - Na pewno, być może oskarży panią o próbę morderstwa, co najmniej jednak zaś o nieumyślne uszkodzenie ciała. Dlatego lepiej będzie, jeśli znajdzie się pani pod moją opieką. Sądzę, że to korzystne dla pani rozwiązanie. Ta próba pocieszenia nie odniosła jednak pożądanego skutku. Dziewczyna bowiem była bliska całkowitego załamania. - O Boże, o Boże! Będę aresztowana! -jęknęła. W następnej jednak chwili przyszła jej do głowy całkiem niespodziewana myśl. Rozejrzała się i podeszła do Edwarda, który widząc cierpienie Angeliki, nie był w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. - Ty i ja - powiedziała cicho, jakby te słowa przeznaczone były tylko dla niego. - Wydaje mi się, że tak powinno być, że idziemy teraz razem. Patrzył na nią pełnymi wdzięczności oczyma. - Wspólnie będziemy w więzieniu - ciągnęła dalej i nie było już w jej glosie cienia goryczy. - Zresztą tak, czy tak nic mam już domu, gdyż ojciec mnie wypędził. Chodź! W tym momencie jednak do akcji wkroczył komisarz, który uważnie śledził tę niecodzienną rozmowę. - No. nie tak szybko, panno Hofmann! Musi pani przecież najpierw pójść do domu