To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Niech ich diabli. Niech spadnie na nich dżuma, mór, ciemność, głód i siedem plag egipskich. - Opowiedz mi o sobie - poprosiła Dalka nieoczekiwanie. - Byłam taka głupia... Przecież to jasne, że nie zapisałeś się do Tru- piej Główki dla kaprysu. Powiedz, dla kogo pracowałeś? - Co za pytanie - westchnąłem. - Dalu, czy nie rozumiesz, że nie mam prawa na nie odpowiedzieć? - Tak, tak, oczywiście, przepraszam... Po prostu strasznie chciałam usłyszeć to od ciebie. Nie swoje przemyślenia, tylko two- je słowa. Znowu wiedzieć, że to jesteś ty, że jesteś obok, na za- wsze, na wszystkie te dni, które mamy przed sobą... Zamknęła oczy, a ja z goryczą poczułem w sobie zupełną pust- kę. Zbyt dobrze pamiętałem jej słowa tam, na małej wysepce, w czasie mojej ostatniej nocy cywilnego życia. - Widziałaś, jak macicom montowano antygrawitatory? - za- dałem dręczące mnie od dawna pytanie. - Antygrawitatory? - Dalka uniosła brwi. - Ach, antygrawy... - Tak. Jak twoim zdaniem macice startują? Jak poruszają się w kosmosie? Widziałem na własne oczy, jak wzbijały się w po- wietrze z Omegi! A poza tym, skąd wzięły się na Iwołdze? Dalka pokręciła ze smutkiem głową. - Rus, o ile zdążyłam zrozumieć, przeważająca większość ma- cic nie ma żadnych antygrawitatorów, hoduje sieje bezpośrednio na tych planetach, na których planowane jest uderzenie. - Ale widziałem na własne oczy... - Ja też! - wpadła mi w słowo. - Bądź przez chwilę cicho i po- słuchaj, co ci powiem. Słyszałam przypadkowo, że antygrawitato- ry to już dodatek samej Dariany. Potrząsnąłem głową, nie wierząc własnym uszom. - Jak to? „Krecie nory", nawigacja międzygwiezdna... Prze- cież do niczego takiego nie doszliśmy! - Nie przesadzaj. - Dalka wzruszyła ramionami. - Z nawigacją w Imperium zawsze było wszystko w porządku. A na Smithsonii mieściła się filia Imperatorskiej Akademii Nauk, zajmującej się problemami fizyki przestrzeni. Wiem, że Dariana miała tam moc- ne powiązania. - Szalony naukowiec samotnik, który rozgryzł teorię „krecich nor" i odkrył możliwość korzystania z nich? - Nie szalony naukowiec, tylko Imperatorska Akademia Nauk! Stop, powiedziałem sobie. A jeśli to dowód na to, że mamy do czynienia z inwazją kontrolowaną? Jeśli ktoś rzeczywiście planu- je przewrót w Imperium i w tym celu opracowuje zupełnie nową broń, nowe środki nawigacji i całą resztę, do której na razie nie ma dostępu zwykła armia, walcząca na pierwszej linii? A jeśli ist- nieją ścierające się ze sobą grupy i Totenkopf, 6. Międzynarodo- wa, a nawet Dariana Dark to tylko marionetki w ich rękach? Jeżeli sam cesarz pełni wyłącznie funkcję dekoracyjną? A może rozpacz- liwie walczy o przetrwanie? Nie na darmo wymyśliliśmy z ojcem nasz pierwotny plan. Moje miejsce było tam, w mózgu Imperium, w wywiadzie, w wydziale analitycznym Sztabu Generalnego, w jednej z tych „szarych grup", które faktycznie sterują ogromnym konglomeratem systemów gwiezdnych. Być może Vallenstein miał rację i powinienem złożyć raport... Ale nie, przecież braliśmy pod uwagę ewentualność, że tajna policja mnie „prowadzi". Do dziś nie jestem pewien, czy wy- puszczając mnie, Służba Bezpieczeństwa miała jakieś ukryte plany. - Więc jakim cudem one startują? A może mnie i imperialnym satelitom na orbicie wszystko się przywidziało? - Nie przywidziało wam się - odparła poważnie Dalka. - Ale początkowo macice nie umiały latać. A antygrawy... Wprawdzie byłam jedynie porucznikiem, ale wydaje mi się, że powinniśmy przyjrzeć się Dbigu. Nawiązywano z nimi jakieś kontakty... U nich te technologie stoją na bardzo wysokim poziomie. Przypomniałem sobie film szkoleniowy, który nam pokazywa- no, gdy Tannenberg nie był jeszcze brygadą czy pułkiem, lecz ba- talionem. Owszem, były tam jakieś dysze, ale bagno pod nimi nie wrzało, a właśnie tego należało się spodziewać, gdyby latająca machina ośmiornic faktycznie „stała na ogniu". - Czy to znaczy, że Dariana znalazła sposób połączenia macicy z antygrawem, a Imperatorska Akademia Nauk wyposażyła je rów- nież w możliwość wyjścia z „krecich nor"? - Tak myślę. - Dalka skinęła głową. - Ale zarodniki macic prze- nosiliśmy głównie my. - Tamto przedstawienie na Nowym Krymie to również wasza sprawka? - Również. - Dala spuściła głowę. - Było mi... było mi strasz- nie wstyd. Wtedy właśnie zaczęłam się wahać i wątpić. - Ciekawe, jak Darianie udało się do tego dojść. Żeby połączyć bezmózgą macicę z takim urządzeniem... - Ona nad nimi panuje - szepnęła Dalka, oglądając się odru- chowo. - Jest... jest jakaś dziwna. Słyszałam, że nawet przeżyła w reaktorze. - Otóż to. - Skinąłem głową i dodałem zdecydowanie: - Dalu, musisz wiedzieć, że Dariana Dark nie jest do końca człowiekiem. Jest biomorfem. „I nie tylko ona", chciałem dodać, ale język odmówił mi posłu- szeństwa. Wyznanie Dalce, że podobnie jak Dariana, ja również noszę w sobie tę kosmiczną truciznę, okazało się ponad moje siły. Dalka szeroko otworzyła oczy i zaraz mocno je zacisnęła. - Nie, nie, nie - usłyszałem jej szept. - To niemożliwe... nie wierzę! - Ja też nie wierzyłem. - Ale dlaczego? Skąd to wiesz? - Po prostu wiem. - Rany, co ja narobiłem, przecież Dalka za- raz się domyśli! - Dlatego, że przeżyła w reaktorze?... Ale... poczekaj, prze- cież ty też przeżyłeś! W głosie Dalki zabrzmiało prawdziwe przerażenie. - Przeżyłem, Dalu - odparłem i odwróciłem się. Nie mogłem patrzyć jej w oczy, w których zaraz pojawi się strach, wstręt i łzy. - Więc ty również... - szepnęła i zastygła, niczym zwierzątko, do którego zbliża się wąż, ciągnąc lśniące skręty łuskowatego ciała. W jakimś sensie to ja byłem tym wężem - wijącym się i łusko- watym. - Tak, ja również. - Zaprzeczanie nie miało sensu. Milczenie i cisza napierają na pierś niczym wody oceanu pod- czas nurkowania. - Nie wiedziałem o tym, gdy byłem z tobą- bąknąłem. Żałosna próba usprawiedliwiania się. Jakbym chciał powiedzieć: „Nie bój się, nie chciałem świadomie zrobić ci krzywdy". - Jak..