To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

¦ Myślisz, że nam znowu nie uciekną, jak pod Smoleńskiem? ¦ Za pozwoleniem waszej cesarskiej mości, diabli to tylko jedni wiedzieć mogą. ¦ De Narbonne, fe! Ty wierzysz w diabła? ¦ Na tyle, żeby nim kląć, najjaśniejszy panie. ¦ Jeżeli wierzysz w diabła, to musisz wierzyć i w Boga, wolterianin? ¦ Kiedy się boję, sire. ¦ A kiedy się nie boisz? ¦ To nie. Król Neapolu, najjaśniejszy panie. ¦ A! Joachimie! Czy myślisz, że oni nam znowu nie uciekną? ¦ Diabli wiedzą! Zdaje mi się czasem, że ich ognie słabną ¦ odpowiadał Murat, otrząsając przy wejściu do namiotu krople deszczu. ¦ Cóż, u pioruna, z tymi diabłami! Wszyscy klniecie jak trębacze! Jak to? ¦ Nawet zdawało mi się, że słyszałem ruch w obozie rosyjskim. Napoleon strzepnął ściśniętymi pięściami w powietrzu. ¦ Ach! Żeby to już był świt! ¦ westchnął. Lecz gdy nastąpił świt, armia rosyjska stała w bojowej pozycji pod Borodinem. Radość wybuchła w obozowisku Wielkiej Armii. Radość, ruch, gorączkowe przygotowania. Żołnierz, który od dwóch miesięcy przeszło ścigał fantom zwycięskiej bitwy, miał ją na koniec przed sobą, bo ani chwili o zwycięstwie nie wątpił ¦ był żonierzem Napoleona, Napoleon był jego wodzem. Czyszczono broń jak na paradę. Po tej bitwie wkroczy się do Moskwy, w triumfie, ku podziwowi świata, czego to znów Wielka Armia małego kaprala nie dokonała, na wszelaką wygodę, wszelaki zbytek, wszelaką uciechę. Bogate moskiewskie sklepy otworzą swoje drzwi, 110 piękne moskiewskie dziewczęta otworzą swoje ramiona, a jak nie, to się im w tym dopomoże, jak słusznie twierdził przewidujący Antek Jamrozikowski. ¦ Chłopcy! ¦ zakomenderował Dybul. ¦ Na jutro paradne mundury, konie wypucować jak szkło, jutro, ma się rozumieć, wielki dzień! Niczym Austerlitz, Jena, Wagram! Jutro, ma się rozumieć, cesarz skończy, ma się rozumieć, z Rosją. Niech żyje cesarz! ¦ Wiwat! ¦ Wartałowicz, choć nie krzyczysz, to choć paję rozedrzyj! ¦ kończył Antek Jamrozikowski. Nowe życie wstąpiło nie tylko w zdrowych żołnierzy. Chorzy i ranni zdawali się zapominać o swych cierpieniach. ¦ Nasza pani! ¦ wołali do Teresy Mirskiej. ¦ Już koniec naszej niedoli! Cesarz zdobędzie Moskwę, będziem se leżeli po pałacach, jak hrabiowie! Wódki w bród, wina w bród, mięsa, chleba zagwałcenie! Chirurg rosyjski do każdego, bo wszyscy w niewolę pójdą. A komu braknie, to mu cesarz z Petersburga przysłać każe. Kawę nam będą do łóżek szlachcianki podawały! A jak pozdrowiejemy, to cię, nasza pani, do cesarza na zamek carski na rękach, kto je ma, zaniesiemy, niech ci da Legię Honorową, bo żeby nie ty, to by nas tu połowa wykapała była! Wiwat cesarz! Wiwat nasza pani!... Biegli maruderzy, odszczepieńcy potraceni, pod broń. Nie chcieli mieć wstydu, że przy zwycięstwie nie byli; bali się, że im do łupów droga zagrodzona będzie. Zapomniano o głodzie wśród radości powszechnej... W tym dniu dwa razy wstrząsnęło się serce cesarskie. Kurier przywiózł z Hiszpanii wiadomość o klęsce fatalnego dla cesarza Marmonta pod Arapiles koło Salamanki, o grożącej utracie Madrytu ¦ wiadomość straszną dla dumy i planów Napoleona; drugi przywiózł mu portret syna. Cesarz wziął w ręce popiersie dwuletniego króla Rzymu i postawił go na krześle obozowym przed sobą w namiocie. Oddalił wszystkich i portret ucałował. Całował oczy dziecka, jego włosy, jego twarzyczkę, rączkę gołą. Zapomniał, że całuje zimne, martwe płótno. ¦ Jedyne ty moje kochanie prawdziwe! ¦ powtarzał. ¦ Jedyna ty moja miłości! Życie moje! Wszystko moje!... Odstępował od portretu i zbliżał się znowu, napatrzeć się, nasycić nie mógł. Cudne dziecko o złotych włosach i oczach błękitnych zdawało się doń uśmiechać. Napoleon ukląkł na kolano i patrzał ze stopionym w piersiach sercem. Lecz nie opodal zagrała trąba szaserska na apel. Cesarz podniósł się. Ujął obraz w ręce i kazawszy postawić przed namiotem swoim krzesło, oparł go na nim. Na straży obok portretu stanął z gołą głową adiutant, hrabia de Turenne. Cesarz otoczony marszałkami i generałami stanął przed portretem. Za nimi oficerowie, podoficerowie, najbliżsi żołnierze. Wieść rozbiegła się po obozie. Kto mógł, pośpieszał zobaczyć na własne oczy syna wielkiego cesarza, ,,małego kaprala”. Tłum rósł. Ze wszystkich stron napływali żołnierze. Zmieszały się bermyce grenadierów, czaka woltyżerów i fizylierów, czapki saperów, kaszkiety artylerii z kirasjerskimi hełmami, ułankami, huzarkami, zdobnymi w kity czapami strzelców konnych. Cesarz z generałami odstąpił. Żołnierze zostali sami naprzeciw portretu króla Rzymu. Ileż zachwytów, ileż uwag, ileż powiedzeń wzruszonych piersi, ileż życzeń pod adresem ojca i syna we wszystkich językach zachodu Europy... ¦ Będzie jak ojciec! ¦ ktoś wołał. ¦ Niech mu tylko wąsy urosną! ¦ Szczęśliwa ta, co go niańczy! ¦ Choćby była samą księżną Montmorency, szczęśliwa, że go dotknąć może! ¦ Żeby był Batory takiego chłopca zostawił!... ¦ Albo Zygmunt August... ¦ Oby był i naszym królem! ¦ Vive l'empereur!... 111 ¦ Niech żyje cesarz!... Napoleon zaś stał przed namiotem, ręce w tył założywszy, i uśmiechał się. Nagle skinął ręką i rzekł: ¦ Zabierzcie go! Niech nie patrzy zbyt wcześnie na pole bitwy! Z krańca w kraniec obozu poleciały te słowa cesarskie. Kto nie widział dziecka, zbyt oddalony stanowiskiem, na posterunku stojący lub zajęty pracą obozową, dowiadywał się i powtarzał: ¦ Kazał syna zabrać, żeby nie patrzył zbyt wcześnie na pole bitwy... Żołnierze płakali. O, cudny jedyny syneczku wielkiego ojca!... O postaci gromowładnego, który prawicą pioruny rwące się jak szalone rumaki przytrzymując, lewicą zasłaniasz twarzyczkę portretu dziecka, któryś pokazał krwawym swoim żołnierzom, aby nie patrzało na okropność wojny!... „Ile prawdy? Ile teatru? ¦ myślał hrabia de Narbonne. ¦ Lecz jeśli teatr: wszystkich królów i wszystkie ludy można było zaprosić na przedstawienie...” Cesarz wsiadł na konia. Przegnał ze sztabem z pozycji na pozycję, wzdłuż frontu armii rosyjskiej. Zrekognoskował teren i szybko począł wydawać rozkazy. Eugeniusz Beauharnais będzie osią. Prawe skrzydło rozpocznie. Gdy zdobędzie, korzystając z lasu, redutę, która jest naprzeciw, zwróci się w lewo i pomaszeruje na flank rosyjski, stłaczając i pchając całą armię Kutuzowa na jego prawe skrzydło i do Kaługi. Trzy baterie po sześćdziesiąt armat staną w nocy naprzeciw redut rosyjskich, dwie przeciw lewemu skrzydłu, trzecia przeciw centrum