To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Wyglądał za to na zainteresowanego jej opowiadaniem, więc mówiła. Wreszcie, przy głównym daniu, umilkła. - Macie wielkie szczęście - rzekł po chwili Cole - że znaleźliście siebie nawzajem. Wyglądacie na bardzo szczęśliwych. - Bo jesteśmy - odparł Jake Grafton, uśmiechając się do żony. - Ja byłem żonaty trzy razy. Pierwsza urodziła mi córkę, a druga syna. Chłopak umarł dwa lata temu, przedawkował narkotyki. Serce nie wytrzymało. Leczył się z przerwami przez całe lata, ale nigdy nie udało mu się wyjść z nałogu. - Cole jeszcze przez chwilę bawił się kawałkiem mięsa na talerzu, a potem odłożył widelec i pociągnął łyk kalifornijskiego wina. - Nie byłem dobrym ojcem. Nigdy nie rozumiałem, z jakimi demonami zmagał się mój dzieciak. Uważałem, że jest zwykłym durniem, a on chyba wiedział, co myślę. - Jezu, jak mogłeś tak się wygłupić! - zawołał Grafton. - Oto Jake, jakiego zapamiętałem - stwierdził Cole, spoglądając na Callie. - Nigdy nie bał się mówić tego, co myśli. Grafton dokończył rybę i odłożył sztućce na talerz. - Często o tobie myślałem - ciągnął Cole. - Zastanawiałem się, czy się nie zmieniłeś, czy może, pnąc się po drabinie kariery, stałeś się zwykłym popychaczem papierków. - A ja widzę, że ty nadal jesteś tym srebrnoustym czarusiem, który przed laty bajerował wszystkich oficerów we flocie - odparował Jake. - Tak, wciąż tym samym dupkiem, do usług. - Cole po raz pierwszy tego wieczoru wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Moja obecność w służbie dyplomatycznej jest niepokojącym dowodem potęgi, która drzemie w sponsorowaniu partii politycznych. Na pewno zastanawialiście się, skąd się tu wziąłem. Teraz już wiecie. - Jesteś winien Callie przeprosiny za to, że siedziałeś tu jak wrzód na tyłku, kiedy ona produkowała się przez pół wieczoru. - Jak zwykle masz rację - odparł konsul i skłonił się lekko w stronę Callie. - Przepraszam. Odpowiedziała skinieniem głowy. - Gdy parę lat temu przeczytałem w gazecie o twojej nominacji, roześmiałem się - przyznał Jake. - Doprawdy, idealny kandydat, myślałem. Dlaczego wziąłeś tę robotę? - Kiedy mój syn umarł, musiałem wyrwać się w cholerę z dotychczasowego życia. Marnowałem czas z ludźmi, którzy mają stanowczo zbyt dużo pieniędzy i zbyt mało ludzkich uczuć. Nie lubiłem ich i nie lubiłem tego, kim się stałem. Kiedy więc pojawiła się sposobność, chwyciłem się jej jak tonący brzytwy. - W Krzemowej Dolinie miałeś dość ciekawe życie - zauważył Jake. - Współtworzyłeś główne oprogramowanie sieciowe, założyłeś firmę, która zdobyła najpoważniejszy kontrakt na zabezpieczenie chińskiej sieci telekomunikacyjnej i wież kontroli ruchu powietrznego przed pluskwą milenijną... - Widzę, że zasięgnąłeś języka, zanim wybrałeś się do Hongkongu. - Owszem - odparł ze śmiechem Jake. - Popytałem tu i tam, kiedy się dowiedziałem, że będę mógł towarzyszyć Callie podczas konferencji. - Jeśli chodzi o te chińskie zabezpieczenia, to firma robiła je już w zasadzie beze mnie. - Wtedy byłeś już tutaj, prawda? - Tak. Musiałem zostawić moje udziały w cudzych rękach. - Powiedz, jak oceniasz zaawansowanie chińskich systemów komputerowych? Cole skrzywił się lekko. - Zakupiono trochę najnowocześniejszych rozwiązań... Hongkong jest mniej więcej tak okablowany jak amerykańskie miasta. Zupełnie inaczej jest na kontynencie; komputery występują tam tylko w najbardziej oczywistych zastosowaniach. Problem polega na tym, że w Chinach rewolucja techniczna dokonuje się skokowo. W niektórych miastach na przykład komórki to pierwsze telefony, jakie kiedykolwiek tam działały. Cole umilkł. Wydawało się oczywiste, że nie ma ochoty rozmawiać o komputerach i nowoczesnych technologiach. Callie postanowiła zmienić temat. - Opowiedz nam o Hongkongu - poprosiła. Na krótką chwilę na ustach konsula znowu zagościł uśmiech. Tak, ta sprawa interesowała go znacznie bardziej. - Bogaci stają się jeszcze bogatsi, a biedni jeszcze biedniejsi. To normalny proces także w państwach uprzemysłowionych, ale tu, w Chinach, nie istnieje mechanizm społecznej mobilności. Ten, kto rodzi się ubogim chłopem, nie może nawet mieć nadziei na poprawę losu. W czasach gwałtownych zmian gospodarczych ten brak nadziei staje się społecznym dynamitem. Prawda jest taka, że siły rządzące przemianami społecznymi, gospodarczymi i politycznymi nie podlegają już niczyjej kontroli. Dni dynastii Mao Tse-tunga są już policzone. Napięcie wzrasta z każdym dniem. - A demonstracje w Centralnej Dzielnicy, siłowe rozpędzanie tłumu? Jak sądzisz, o co w tym wszystkim chodzi? - Japoński bank upadł, a depozytariusze stracili pieniądze. Chińskie władze nawet nie próbują restrukturyzować własnych, państwowych banków, które w ogóle nie mają płynności finansowej. Wykorzystywały je do wspierania państwowego przemysłu ciężkiego, w większości udzielając złych kredytów. Nie mogą naprawić systemu, więc wolą ignorować problem. - Czy to niebezpieczne? Cole wzruszył ramionami. - Państwowy przemysł i banki są w zasadzie niewypłacalne