To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Nigdy nie wiesz, czy ludzie lgną do ciebie z powodu twojego charakteru, czy tylko wyglądu. - Zdecydowanie wyglądu. Nie mam charakteru. Nie mogła nie odpowiedzieć. - Masz bardzo silny charakter. Wypaczony, to prawda, ale nie do końca. - Dziękuję, chociaż nie wiem za co. To cudowne, jak po dobrze przespanej nocy kobiecie z łatwością przy chodzi dokuczyć mężczyźnie. Naśladowała jego uśmiech. - Czy mógłbyś obrócić się bokiem, żebym nacieszyła się twoim pro filem? - Przestań się mądrzyć. - Opadł na krzesło obok jej krzesła i wypił szklankę soku, który wyciskała dziesięć minut. 92 Zmarszczyła brwi. - Myślałam, że będziesz biegać. - Nie poganiaj mnie. Powiedz, że nie pokazał się tu żaden z potwor ków 1 racy. - Jeszcze nie. - To cwane małe dranie. Znajdą nas. Pójdziesz ze mną kiedy się wykąpię. Będziesz świadkiem naszej rozmowy. Powiem jej, że docho dzisz do siebie po załamaniu nerwowym, więc potrzebujesz ciszy i spo koju. Potem załaduję wszystkich do tego jej volva i wyślę ich do świetne go hotelu; koszty pokryję. Isabel stwierdziła, że to nie będzie takie proste. - Jak cię znalazła? - Zna mojego agenta. - To interesująca kobieta. Jak długo byliście małżeństwem? - Jeden marny rok. Nasze matki się przyjaźniły, dorastaliśmy ra zem, razem wpadaliśmy w tarapaty i nawet udało nam się w tym samym czasie wylecieć z uczelni. Ponieważ nie chcieliśmy, żeby rodzice odcięli fundusze i kazali nam samodzielnie się utrzymywać, postanowiliśmy od wrócić ich uwagę, biorąc ślub. - Odstawił pustą szklankę. - Wiesz, co się dzieje, kiedy pobiera się dwoje rozpieszczonych gnojków? - Na pewno nic przyjemnego. - Trzaskanie drzwiami, ataki furii, wyrywanie włosów. A ona była jeszcze gorsza niż ja. Isabel się zaśmiała. - Wyszła za mąż ponownie dwa lata po naszym rozwodzie. Widzia łem się z nią kilka razy, kiedy przyjeżdżała do Los Angeles. Telefonuje my do siebie co kilka miesięcy. - Niezwykły związek jak na rozwiedzione małżeństwo. - Przez parę lat po rozwodzie wcale się nie kontaktowaliśmy, ale żadne z nas nie ma rodzeństwa. Jej ojciec zmarł, a matka jest kopnięta. Myślę, że łączy nas przede wszystkim wspomnienie złego dzieciństwa. - Nigdy nie widziałeś jej dzieci ani męża? - Widziałem dwoje starszych, kiedy były małe. Męża nie znam. To typ biznesmena. Ma głos sztywniaka. - Przeniósł ciężar ciała na jedno biodro i wyjął z kieszeni szortów kartkę papieru. - Znalazłem to w kuch ni. Wyjaśnisz, o co chodzi? Chyba była masochistką. W przeciwnym razie nie zostawiłaby tego na wierzchu. - Dawaj. Naturalnie trzymał kartkę w bezpiecznej odległości. 93 - Potrzebujesz mnie jeszcze bardziej, niż myślałem. -- Zaczął czytać plan zajęć, który sporządziła pierwszego dnia. - Pobudka o szóstej rano. Dlaczego, do cholery, chcesz wstawać tak wcześnie? - Chyba jednak nie chcę, bo dziś wstałam dopiero o ósmej. - Modlitwa, medytacja, modlitwa dziękczynna i codzienne afirmacje - ciągnął. - Co to jest afirmacja? Nie, lepiej mi nie mów. - Afirmacje to pozytywne stwierdzenia. Panowanie nad myślami. Na przykład: niezależnie ód tego, jak bardzo będzie mnie denerwował Lorenzo Gage, nie zapomnę, że on też jest stworzeniem boskim. Może nie najbardziej udanym, ale... - A to co za bzdura? Pamiętać o oddychaniu? - To nie bzdura, tylko przypomnienie, żeby się skupić. - To znaczy... - To oznacza, że trzeba zachować spokój i nie dać się byle kłopo tom. - To nudne. - Czasami nudne znaczy dobre. - Aha. -- Stuknął palcem w kartkę. - Inspirująca lektura. Równie ciekawa jak magazyn ,,People"! Pozwoliła mu się nacieszyć. - Być impulsywną. - Wygiął swoją piękną brew. - Tak rzeczywi ście będzie. Zgodnie z tym planem powinnaś teraz pisać. - Właśnie zamierzam. - Bawiła się guzikiem bluzki. Złożył kartkę i spojrzał na Isabel przenikliwie. - Nie masz pojęcia, o czym będziesz pisać, prawda? - Zaczynam notatki do nowej książki. - O czym? - O pokonaniu osobistego kryzysu. - To było pierwsze, co wpadło jej do głowy, i wydawało się logiczne. - Żartujesz. Zirytowała ją jego niedowierzająca mina. - Wiem coś o tym. Jeśli nie zauważyłeś, pokonuję własny kryzys