To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Rzekłeś, synu mój! I sam odpowiedział starcowi. - Zanieś władcy twemu słowa Widwojosa, księcia kreteńskiego! Powiedz mu, że synowie Krety nie zaprze- dają się w niewolę! A jeśli pragnie uderzyć na nas, niechaj 172 wie, że wiele kobiet zapłacze dziś w jego krainie, gdyż na brzegu tym padnie połowa jego wojowników, nim nas zwycięży! - Powtórzę mu słowa twoje, książę! - Starzec pochylił głowę i zawrócił. Patrzyli, gdy powtarzał królowi słowa Widwojosa, a później odjechał, by zniknąć między szere- gami. Oczekiwali, że władca owej krainy niezwłocznie da znak swym wojownikom, lecz stał on nadal nieruchomo przypatrując się okrętowi. Później odwrócił się i zapewne wydał rozkaz, gdyż szeregi jeźdźców poczęły się cofać nieco, jak gdyby pragnąc zyskać więcej miejsca, by konie mogły nabrać szybkości. Król przejechał ku prawemu, wspartemu o rzekę skrzydłu półksiężyca swych wojowników. Terteus do- strzegł, że stojące twarzą ku Kreteńczykom szeregi, zwra- . cają się w tym samy kierunku. Pojął teraz, co tamten pragnie uczynić, i serce w nim upadło, choć nie dał tego poznać po sobie. - Natrą oni na nas z boku, boski książę... - rzekł zwracając się ku Widwojosowi. — A nie uderzą wprost, gdyż trudno by im było pognać cwałem konie na leżący okręt, o który jesteśmy wsparci. Straciliby impet, a prze- rażone przez naszych łuczników konie wraz z tymi, które zginęłyby od naszych włóczni, osłoniłyby nas swymi ciała- mi i pomogły nam odeprzeć drugie uderzenie. Poprowa- dzi on ich z boku, aby przelatując przed nami od lewej naszej ku prawej, obsypali nas gradem strzał i oszczepów. I ma słuszność, gdyż tak wielu ich jest, że wkrótce nas wygubią! Zaledwie wyrzekł te słowa, gdy król uniósł rękę i pierwsi jeźdźcy z okrzykiem ruszyli wymijając Angelosa i miotając w przelocie oszczepami, a za nimi popędzili inni, wyjąc, rażąc z łuków i ciskając swe włócznie o krze^ 173 miennych grotach na oślep w mur mijanych tarcz. Biało- włosy, który tkwił z łukiem w dłoni na burcie leżącego okrętu, wypuścił strzałę, nałożył drugą, a zaledwie zdążył nałożyć trzecią, dostrzegł młodzieńca w złotym pancerzu, zapewne syna królewskiego, lecz nim puścił cięciwę, przesłonili go inni jeźdźcy. Ktoś krzyknął. Jedna z tarcz kreteńskich pochyliła się i runęła ku przodowi, a wraz z nią człowiek z oszczepem tkwiącym w boku. Szyk zwarł się ponad leżącym. Po chwili druga tarcza osunęła się w dół. Młody kreteński żeglarz z szyją przebitą strzałą, charcząc okropnie, uniósł dłonie ku gardłu i padł na wznak. I nad nim towarzysze zwarli tarcze. Terteus, któremu strzała zdarła skórę z policzka, wbi- jając się w deski okrętu za jego plecami, otarł spływającą krew przedramieniem i z rozpaczą patrzył na nadciągają- ce nowe tłumy jeźdźców. Położenie obrońców było straszliwe, gdyż nie mogli użyć swych długich włóczni i mieczy, bowiem wróg nie sta- wał do walki pierś w pierś, lecz raził ich z dala przelatując przed kreteńskim szeregiem. A choć łucznicy trafili już kilku jeźdźców i leżeli oni w pyle tratowani przez innych, jednak Terteus wiedział, że nim słońce minie połowę drogi dzielącej je od zachodu, nikt z załogi Angelosa nie pozo- stanie przy życiu. „A gdy zostanie nas jedynie garstka... - pomyślał - wówczas zeskoczą z koni i rzucą się, aby zakłuć oszczepa- mi owych pozostałych przy życiu..." I cicho prosił bogów, aby dane mu było zginąć wcześ- niej. Jedna fala jeźdźców po drugiej przelatywała z wyciem przed okrętem i oto dostrzegł, że sam władca, który zdała przyglądał się walce, dając włócznią znaki do natarcia coraz to nowym zastępom, nagle spiął konia i ruszył wraz z innymi. 174 Zapewne i on był wojownikiem stepowym, więc choć nosił królewski złoty wieniec, nie mógł długo trzymać się z dala, gdy rozgorzało w nim pragnienie boju. „Jeśli znajdzie się przede mną, cisnę włócznią i obym wziął go z sobą do Krainy Mroków!" - pomyślał Terteus wytężając wzrok i wychyliwszy głowę ponad .tarczę, w której tkwiło już kilka strzał. Nagle ujrzał tuż przed sobą jeźdźca w złotym pancerzu, lecz w tej samej chwili przesłonili go inni bojownicy. Pośród setek pędzących koni, w chmurze strzał i pod gradem lecących oszczepów, wszystko mieszało się w oczach. Ujrzał jedynie, na mgnienie oka, że król ów uniósł trzymany w ręku oszczep. Terteusowi mignął jego złoty wieniec, zamachnął się włócznią wkładając w rzut całą siłę ramienia. Nie r^cił jednak, gdyż nagle nastąpiła rzecz niepojęta. Barbarzyński władca wyleciał nagle w górę, jak gdyby oderwała go od grzbietu konia jakaś straszliwa, niewi- dzialna siła. Przez czas długi jak wieczność zdawał się trwać zawieszony w powietrzu i nagle runął na ziemię, lecz nie dotknął jej jeszcze, gdy owa niepojęta moc pociągnęła go bliżej ku Kreteńczykom i ciało jego poto- czyło się ku nim przed kopytami pędzących koni. Nadbiegający jeźdźcy z okrzykiem trwogi wstrzymali wierzchowce, pragnąc ratować króla, lecz z szeregu kreteńskiego wyskoczył jak błyskawica smukły, zwinny młodzieniec, porwał leżącego na ręce i wpadł z nim poza szereg tarcz, nim ktokolwiek zdołał mu przeszkodzić. ? - Nie zabijać go! - ryknął Terteus i skoczył ku leżące" mu, nad którego głową roześmiany, lecz z dziko płonący- mi oczyma Harmostajos unosił krótki miecz. Terteus podbił mu rękę i powtórzył okrzyk. Trzymając króla za kołnierz skórzanego kaftana jedną ręką, a drugą unosząc nad jego gardłem miecz, wysunął się przed swoich ludzi i stanął odkryty. 175 Zapadła zupełna cisza. Tłum jeźdźców wpatrzony w swego króla cofnął się. Terteus zawołał: - Żyje on, lecz jeśli któryś z was rzuci oszczepem lub wypuści ku nam strzałę, odetnę mu głowę na oczach całego jego ludu! Zapomniał, że nie mogli pojąć jego słów. Lecz najwy- raźniej pojęli wymowę miecza, wiszącego nad gardłem władcy, gdyż zamarli w bezruchu. Z tyłu cisnęli się inni i cała równina przed Angelosem, tak niedawno jeszcze wypełniona bitewnym zgiełkiem, ucichła. Terteus spojrzał w oblicze jeńca. Obawiał się, że zginął on spadając z konia lub może rażony strzałą z okrętu. Lecz dostrzegł, że ciało barbarzyńskiego władcy opasuje pętla z cienkiego, mocnego sznura przyciskająca mu ramiona do tułowia, tak że nie mógł drgnąć. Oddychał ciężko i oczy miał przymknięte. Zapewne utracił przytomność ducha uderzając o zie- mię, gdy spadł z konia, lecz rany żadnej na jego ciele nie można było dostrzec. W tej samej chwili król otworzył oczy