To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
A może było na odwrót. Cienie roiły się na tarczy naszej osłony. Wywoływaliśmy w nich znacznie większe zainteresowanie niźli intruzi z wyprawy Murgena. Sam mnie o tym powiadomił. Cienie pamiętały wieki dawno już minione. Docierały do mnie strzępki ich snów. Lub raczej koszmarów. Wszystko, co potrafiły sobie przypomnieć, to okropności z czasów, gdy ludzie podobni jak dwie krople wody do Nyueng Bao całymi grupami zamęczali je na śmierć, podczas gdy wielcy i mali czarownicy nękali oszalałe dusze, które kiedy nadchodził czas porzucenia ciała, były już tak przepełnione nienawiścią wobec wszystkich istot żywych, że nawet stworzenia tyleż nieznaczne co karaluch wzbudzały w nich natychmiastową zaciekłą żądzę mordu. Niektóre cienie, mające już wcześniej we krwi drapieżność i zło, stały się tak niegodziwe, że atakowały i pożerały nawet inne cienie. Ofiary tego procederu szły w miliony. A jedynym usprawiedliwieniem odpowiedzialnych za niego był fakt, że stworzyli te potwory, posługując się jeńcami najeźdźców, niekończącymi się falami napływających ze świata, w którym szalony król-czarownik osiągnął pozycję niemalże boską, a potem postanowił podporządkować sobie bez reszty wszystkich szesnaście światów. Zanim cienie położyły kres temu napływowi, równinę zasłały dziesiątki tysięcy ciał. Liczne monstra uciekły do sąsiednich światów. Wszędzie, gdzie się znalazły, szerzyły terror i zniszczenie, póki bram nie zmodyfikowano w taki sposób, aby uniemożliwić ich przejście. Równina opustoszała na wieki. Potem przyszła epoka, gdy bez większego entuzjazmu wznowiono wymianę handlową, póki jakiś geniusz nie opracował barier ochronnych, osłaniających obecnie drogi i kręgi. Cienie widziały wszystko. Nic nie zapominały. Widziały i pamiętały misjonarzy Kiny, którzy uciekli z mojego świata w momencie największej furii Rhaydreynaka. W każdym ze światów, do którego zdołali dotrzeć, zawsze znalazło się paru gotowych nadstawić ucha na mroczną pieśń bogini, byli wśród nich nawet synowie twórców cieni. Trudno przypuszczać, by w obliczu takich ograniczeń i niebezpieczeństw handel był szczególnie prężny. Trzeba było naprawdę stanowczych ludzi, aby brać na siebie ryzyko pokonania równiny. Szczyt wymiany przypadał na czasy, gdy ze świata, który my znaliśmy pod nazwą Khatovaru, wyruszyły kolejne ekspedycje, aby zdecydować, który ze światów najlepiej nadaje się na gospodarza kosmicznego obrządku, nazwanego Rokiem Czaszek. Wyznawcy Kiny z innych światów przyłączyli się do tych poszukiwań. Kompanie maszerowały i wracały. Nie sposób było zaprowadzić zgody w szeregach wiernych. Osiągnięto w istocie bardzo niewiele. Na koniec jednak wypracowano ugodę. Poświęcony powinien zostać przede wszystkim świat, który w tak odrażający sposób potraktował Dzieci Kiny. Potomkowie Rhaydreynaka zbiorą plony tego, co on zasiał. Wysłane kompanie bynajmniej nie składały się z rzesz fanatyków. Równina była niebezpieczna. Niewielu ludzi miało ochotę na podróż przez nią. Większość żołnierzy rekrutowała się więc z przymusowego poboru albo z szeregów drobnych przestępców pod dowództwem nielicznych fanatycznych kapłanów. Nie oczekiwano ich powrotu. Rodziny wyruszających odprawiały ceremonie pogrzebowe, zanim ich synowie, zwani Wojownikami Kości albo Kamiennymi Żołnierzami, dali choć jeden krok na równinie - mimo iż kapłani obiecywali każdorazowo, że ich nieobecność nie potrwa dłużej niż kilka miesięcy. Nieliczni, którzy powrócili, zazwyczaj docierali do domów w stanie całkowitego wyczerpania, tak odmienieni, zgorzkniali i nieprzystępni, że otrzymywali miano Żołnierzy Ciemności. Nigdzie tam, gdzie zapuściła korzenie, religia Kiny nie zdobyła sobie ogromnych rzesz wyznawców. Zawsze liczona w poczet mniejszości, w końcu straciła nawet tę siłę, jaką się cieszyła, w miarę jak mijały pokolenia, zaś początkowy zapał ustępował miejsca nieuchronnej, nudnej i tępej władzy funkcjonariuszy. Jeden świat po drugim odwracał się od Kiny i od ambicji związanych z równiną. Nastała Epoka Mroku. Jedna brama po drugiej rozpadała się i nikt ich nie naprawiał. Z tych, które spotkał inny los, i tak nikt nie korzystał