To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Co to za cholerna, idiotyczna gra! I pomyśleć, że wsadzając do więzienia mafiosów, miałem przed sobą widoki na bezpieczną i przyjemną karierę... Myślisz, że chwyci przynętę? - „Działania zgodne z porządkiem prawnym”. Widział pan, jak zacisnął wtedy dłonie? Chwyci to jak marlin mątwę. - Pelt poszedł nalać sobie kawy. Lubił porcelanę ze złoconymi brzegami. - Ciekawe, jak to nazwą... Działania zgodne z porządkiem prawnym... prawdopodobnie operacja ratunkowa. Jeśli powiedzą, że to manewry, będą musieli tym samym przyznać się do złamania zasad porozumienia o wcześniejszym powiadamianiu. Operacja ratunkowa usprawiedliwia zarówno rozmiary zaangażowanych środków, szybkość, z jaką ją zmontowano, i kompletną tajność. U nich nigdy się nie pisze w prasie o takich sprawach. Przypuszczalnie więc nazwą to operacją ratunkową i powiedzą, że zaginął im okręt podwodny. Mogą nawet przyznać, że to okręt rakietowy. - Nie, do tego się raczej nie posuną. Istnieje też układ o trzymaniu okrętów rakietowych o dziewięćset kilometrów od brzegu. Arbatow prawdopodobnie już dostał instrukcje o tym, co ma nam przekazać, ale próbuje jeszcze maksymalnie grać na zwłokę. Zachodzi też oczywiście taka możliwość, że o niczym nie wie. Przy istniejącej u nich tajności nie jest to niemożliwe. Myślisz, że przeceniamy jego talent dyplomatyczny? - Chyba nie, panie prezydencie. Jedną z zasad dyplomacji jest, że trzeba znać choć część prawdy, żeby móc przekonująco kłamać. Prezydent uśmiechnął się szeroko. - Mieli już dosyć czasu na tego rodzaju zabawę. Mam nadzieję, że moja reakcja ich nie rozczarowała. - Chyba nie. Aleks na wpół oczekiwał, że wykopie go pan za drzwi. - Ja też kilka razy odniosłem takie wrażenie. Jestem raczej odporny na jego dyplomatyczne wdzięki. Zawsze mam ten problem z Rosjanami. Za bardzo przypominają mi mafiosów, z którymi miałem do czynienia w sądach. Ten sam rodzaj poloru, dobrych manier i identyczne wypranie z moralności. - Prezydent pokręcił głową. Znów zaczął przypominać jastrzębia. - Bądź pod ręką, Jeff. Za kilka minut spodziewam się George’a Farmera, ale chciałbym, żebyś był, gdy wróci nasz przyjaciel. W drodze do swojego gabinetu Pelt zastanawiał się nad słowami prezydenta. Z grubsza biorąc, miał rację. Największą zniewagą dla wykształconego Rosjanina będzie powiedzieć mu, że jest niekulturnyj. A jednak ten sam człowiek, który potrafi wzruszać się do łez na przedstawieniu Borysa Godunowa w operze moskiewskiej, może za chwilę bez drgnienia powieki nakazać egzekucję lub uwięzienie setek ludzi. Dziwna mentalność i jeszcze dziwniejszy stosunek do polityki. Prezydent jest jednak zbyt ostry i Pelt bardzo by chciał trochę go złagodzić. Przemówienie do Legionu Amerykańskiego to jedna sprawa, a rozmowy z ambasadorem obcego mocarstwa - druga. Siedziba CIA - Kardynał ma kłopoty, panie sędzio - powiedział Ritter, siadając. - Wcale mnie to nie dziwi. - Moore zdjął okulary i przetarł oczy. Ryan nie widział najnowszego raportu od rezydenta w Moskwie mówiącego, że w celu przekazania ostatniego meldunku Kardynał ominął połowę łańcucha kurierskiego łączącego Kreml z ambasadą Stanów Zjednoczonych. Na stare lata agent stawał się zuchwały. - Co dokładnie mówi szef rezydentury? - Kardynał jest prawdopodobnie w szpitalu z zapaleniem płuc. Może to prawda, ale... - Starzeje się, a w Moskwie zima, ale trudno liczyć, że to przypadek. - Moore spuścił wzrok na biurko. - Jak myślisz, co zrobią, jeśli go namierzyli? - Umrze po cichu. Trochę zależy, kto go wykrył. Jeśli KGB, to mogą próbować go wykorzystać, szczególnie że osłabli bardzo po odejściu Andropowa. Ale mało prawdopodobne. Biorąc pod uwagę, kto go proteguje, wywołałoby to za dużo zamieszania. Podobnie wojskowi z GRU. Pomaglują go kilka tygodni i bez rozgłosu wykończą. Publiczny proces byłby raczej dla nich niewygodny. Sędzia Moore zachmurzył się. Rozmawiali jak lekarze o umierającym pacjencie. Moore nawet nie wiedział, jak Kardynał wygląda. Gdzieś w aktach powinno być jego zdjęcie, ale nigdy po nie nie sięgnął. Tak jest wygodniej. Jako sędzia sądu apelacyjnego nie musiał patrzeć podsądnemu w twarz, a tylko analizował prawną stronę sprawy. Starał się tak samo podchodzić do swoich obowiązków w CIA. Moore wiedział, że można to wziąć za tchórzostwo i że nie takiej postawy spodziewano się od naczelnego dyrektora wywiadu, ale szpiedzy też się starzeją, a z czasem pojawiają się wyrzuty sumienia i wątpliwości, które rzadko niepokoją młodszych. Najwyższa pora rozstać się z „Firmą”. Prawie trzy lata, i wystarczy. Zrobił już to, czego od niego oczekiwano. - Przekaż do placówki w Moskwie, żeby nic nie robili. Żadnych prób ustalenia czegokolwiek w sprawie Kardynała. Jeśli naprawdę jest chory, to się wkrótce odezwie, jeśli nie, to też się wszystko niedługo wyjaśni. - Tak jest. Ritter zdołał potwierdzić informacje uzyskane od Kardynała. Jeden z agentów meldował, że flota płynie ze wzmocnioną obsadą oficerów politycznych, inny, że flotą nawodną dowodzi teoretyk i bliski przyjaciel Gorszkowa, który przyleciał z Siewieromorska i wszedł na pokład „Kirowa” w ostatniej chwili przed wypłynięciem floty. Przypuszczalnie jest z nim również konstruktor „Czerwonego Października”. Brytyjski agent donosił natomiast, że w pośpiechu zabrano z magazynów na lądzie detonatory do różnego rodzaju pocisków używanych przez jednostki nawodne. Ponadto przyszła niepotwierdzona wiadomość o zniknięciu admirała Korowa, dowódcy Floty Północnej. Miejsce jego pobytu było nieznane. Już to wystarczyło dla potwierdzenia meldunku Willowa, a przez cały czas napływały nowe dane. Akademia Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych - Skip? - Witam, panie admirale, proszę siadać. - Tyler wskazał wolne krzesło przy stole. - Jest dla ciebie wiadomość z Pentagonu. - Komendant Akademii, były podwodniak, usiadł naprzeciw Tylera. - Masz spotkanie dziś o dziewiętnastej trzydzieści. Nic więcej nie podano. - To świetnie! - Tyler właśnie kończył lunch. Od poniedziałku pracował bez przerwy nad programem symulacyjnym. Spotkanie oznaczało, że będzie miał dostęp do Craya-2, komputera sił powietrznych. Program był prawie gotów. - Można wiedzieć, o co chodzi? - Niestety, panie admirale, nie mogę powiedzieć. Wie pan, jak to jest. Biały Dom Ambasador radziecki pojawił się znów o czwartej po południu. Żeby nie wzbudzać ciekawości prasy, wprowadzono go do budynku Departamentu Skarbu po drugiej stronie ulicy, skąd do Białego Domu dostał się przez łączący obydwa budynki tunel, o którego istnieniu mało kto wie. Prezydent miał nadzieję, że zachwieje to trochę poczuciem pewności siebie Rosjanina. W ostatniej chwili zdążył nadejść Pelt. - Panie prezydencie - przywitał się Arbatow, stojąc na baczność. Prezydent ze zdziwieniem dostrzegł, że Arbatow ma wojskowe nawyki. - Mój rząd polecił mi przekazać wyrazy ubolewania, że z braku czasu nie mógł powiadomić pana w porę. Zaginął jeden z naszych okrętów podwodnych o napędzie nuklearnym. Prowadzimy doraźną operację ratunkową