To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Miała nadzieję uniknąć w ten sposób powtórzenia się scen tak nieprzyzwoitych i hańbiących jak ta, przez którą właśnie przeszła. Zaledwie jednak uczyniła kilka kroków, zatrzymał ją widok dziwacznej postaci, która stanęła w progu salonu. Było to monstrum przypominające człowieka, potworny homunku-lus o wielkiej głowie spoczywającej na ogromnym tułowiu, o rachitycznych, pałąkowatych nogach, owłosiony jak niedźwiedź, a szkaradny jak małpa. Podobny był owym pokracznym karłom, które stanowiły nieodłączną część orszaku wielkich władców Średniowiecza, służąc uciesze królów i dworaków. Natura zapomniała dać mu szyję, tak że nieforemna głowa wyrastała wprost z ogromnego garbu, który otaczał ją na kształt kaptura. Przy czym wyraziste rysy jego twarzy nie były nieregularne ani odpychające, a malowało się w nich wiele rozsądku, pokory i dobroci. Isaura zapewne wydałaby okrzyk przerażenia, gdyby od dawna już nie przywykła do widoku tej dziwacznej figury. Był to, ni mniej, ni więcej, pan Bełchior — wyspiarz — który od wielu lat, bardzo godnie i sumiennie mimo swej groteskowej powierzchowności, pełnił na hacjendzie obowiązki ogrodnika. Zdawałoby się, że kwiaty, będące naturalnym symbolem wszystkiego co piękne, czyste i delikatne, powinny mieć opiekuna mniej pokracznego i odrażającego. Zechciał wszakże los lub też kaprys pana domu ustanowić ów koats-ast, być może po to, by kosztem brzydoty ogrodnika ijwydataić piękno roślin. Belchior w jednej ręce ściska! wielki siomiany kapelusz, zamiatając aim podłogę, w drugiej zaś dzierżył nie bukiet, lecz ogromne naręcze najróżniejszych kwiatów, którymi usiłował przesłonić swą pozbawioną wdzięku postać. Przypominał jeden z owych fajansowych wazonów 0 fantastycznych i groteskowych kształtach, jakimi przyozdabia się kredensy i komódki. „Boże, ratuj — westchnęła w duchu Isaura, gdy wzrok jej padł na ogrodnika. — Co za los! Teraz jeszcze i to na dodatek... Ten przynajmniej jest do zniesienia. Inni mnie dręczą, ten czasami rozśmiesza." — Miło mi pana widzieć, panie Belchior. Czegóż pan sobie życzy? — Panienko Isauro, ja... ja... przychodzę... — wymamrotał ogrodnik. — Panienka! Ja i panienka! Czy także i pan zamierza kpić ze mnie, panie Belchior? — Ja, kpić z pani?... Nie byłbym zdolny! Oby mój język pokąsało robactwo, gdybym miał uchybić godności pani należnej! Przyszedłem ofiarować pani te kwiatuszki, chociaż pani sama jest jak kwiatuszek... — Co też pan mówi, panie Belchior!... Znów zwraca się pan do mnie przez „pani". Jeżeli będzie się pan upierał przy swoim, pogniewam się 1 nie przyjmę pańskich kwiatuszków... Jestem Isaura, niewolnica pani Malwiny, słyszy pan, panie Belchior?! — Tam do licha! Jest pani władczynią tego oto serca, a ją, moja dzieweczko, uważałbym się za szczęśliwca, gdybym mógł całować twe stopy. Posłuchaj, Isauro... — Jeszcze lepiej! Zresztą, proszę bardzo. Niech mnie pan nazywa, jak chce... — Posłuchaj, Isauro. Jestem tylko prostym ogrodnikiem, to prawda ale potrafię pracować i trzosik mój nie jest pusty. Uskładałem już z górą pół tysiąca cruzados. Jeśli pokochasz mnie, jak ja cię kocham, kupię ci wolność i ożenię się z tobą. Zrozum, że nie jesteś stworzona, by żyć tutaj jako niewolnica. — Wdzięczna jestem niezmiernie za dobre chęci, ale traci pan czas, panie Belchior. Moi państwo nie wyzwolą mnie za żadne pieniądze. — Ach, to nie może być! A to podłość!... Trzymać w więzieniu królową piękności!... Ale to nic, Isauro, wolę być niewolnikiem nicwol- 28 nicy takiej jak ty, niź panem panów stu tysięcy niewolników. Isauro! Nie masz pojęcia, jak ja cię kocham. Zawsze kiedy podlewam swoje kwiatuszki, myślę o tobie z tęsknotą. — Czyżby? Och, cóż to musi być za miłość! — Isauro — ciągnął Belchior, padając na kolana — zmiłuj się nad twym nieszczęsnym niewolnikiem... — Proszę wstać! Proszę wstać! — przerwała Isaura zniecierpliwiona — ładnie bym wyglądała, gdyby państwo nadeszli i zastali tu pana odgrywającego te komedie! Nie słyszy pan, co mówię?! A oto i oni! Ach, panie Belchior!... W rzeczy samej, z jednych drzwi przygląda! im się Leoncio, z drugich zaś Henryk z Malwiną