To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Odwróciła się, zamknęła i odłożyła książkę. Potem podeszła, przywitała się z Benedyktem, skinęła głową Julianowi i powiedziała coś do Gerarda. Zaimprowizowana konferencja stawała się coraz bardziej ożywiona. Jeszcze raz: bardzo dobrze. I jeszcze. Czworo i troje. I dwójka pośrodku... Czekałem, przyglądając się grupce pod ścianą. Wszyscy byli na miejscu. Powinienem się odezwać, zacząć tłumaczyć, po co ich wezwałem. Mimo to... Nie mogłem się powstrzymać. Wiedziałem, że wszyscy wyczuwamy napięcie, jakby nagle w pokoju zaczął działać potężny magnes. Chciałem zobaczyć, jak ułożą się opiłki. Flora spojrzała na mnie nieznacznie. Byłem prawie pewien, że przez tę noc nie zmieniła zdania. Chyba że zdarzyło się coś nowego. Nie, z pewnością właściwie przewidziałem kolejne posunięcie. I miałem rację. Dosłyszałem, jak mówi coś o pragnieniu i kieliszku wina. Odwróciła się i zrobiła krok w moją stronę, jakby oczekiwała, że Fiona pójdzie za nią. Gdy to nie nastąpiło, zawahała się na moment, skupiła na sobie uwagę całego towarzystwa. Zdając sobie z tego sprawę błyskawicznie podjęła decyzję, po czym z uśmiechem ruszyła ku mnie. - Corwinie - powiedziała. - Napiłabym się trochę wina. Nie odwracając głowy, nie odrywając spojrzenia od tego, co działo się przede mną, rzuciłem przez ramię: - Randomie, nalej Florze wina, dobrze? - Ależ naturalnie - odparł i usłyszałem odpowiednie dźwięki. Flora kiwnęła głową, starła z twarzy uśmiech i mijając mnie przeszła na prawo. Cztery na cztery oraz nasza droga Fiona, płonąca jaskrawo na samym środku pokoju, świadoma i rozbawiona wywieranym wrażeniem, natychmiast odwróciła się w stronę owalnego lustra w ciemnej, misternie rzeźbionej ramie, zawieszonego pomiędzy rzędami półek. Zaczęła poprawiać jakieś niesforne pasemko włosów w okolicy lewej skroni. Gdy się poruszyła, coś błysnęło srebrem i zielenią wśród czerwonej i złotej geometrii dywanu, tuż obok miejsca, gdzie przed chwilą spoczywała jej lewa stopa. Miałem ochotę równocześnie zakląć i roześmiać się. Ta wredna dziwka znowu się z nami bawiła. Zawsze jednak godna podziwu... Nic się nie zmieniło. Bez przekleństw i bez uśmiechu ruszyłem ku niej. Wiedziała, że podejdę. Julian jednak zbliżył się także, odrobinę szybciej niż ja. Może stał trochę bliżej, a może dostrzegł to o ułamek sekundy wcześniej. Schylił się i podniósł to delikatnie. - Twoja bransoleta, siostro - powiedział uprzejmie. - Głupia, porzuciła twoją rękę. Pozwól, proszę. Wyciągnęła rękę, obdarowując go jednym ze swych spojrzeń spod opuszczonych rzęs. Julian zapiął szmaragdowy łańcuch. Gdy skończył, ujął jej dłoń i pociągnął do swojego kąta, skąd pozostali obserwowali dyskretnie rozwój wypadków, udając zainteresowanie rozmową. - Jestem pewien, że rozbawi cię żarcik, który właśnie opowiadamy - zaczął. Uśmiechnęła się jeszcze bardziej promiennie i uwolniła rękę. - Dzięki, Julianie - odparła. - Jestem przekonana, że będę się śmiała, gdy go usłyszę. Obawiam się jednak, że jako ostatnia. Jak zwykle - ujęła mnie pod ramię. - Teraz jednak trzeba mi czegoś innego - dodała. - Wina. Poszedłem z nią i podałem jej kielich. Pięć do czterech. Julian, który nie lubi okazywać uczuć, w chwilę później podjął decyzję i ruszył za nami. Nalał sobie wina, napił się, obserwował mnie przez dziesięć czy piętnaście sekund. - Chyba wszyscy jesteśmy już na miejscu - stwierdził wreszcie. - Kiedy zamierzasz przystąpić do tego, po co nas tu sprowadziłeś? - Nie ma powodu zwlekać - odparłem. - Skoro kolejka już obeszła. Po czym dodałem głośniej, kierując się do grupki na drugim końcu pokoju: - Czas nadszedł. Usiądźmy wygodnie. Pozostali zbliżyli się wolno. Przyniesiono krzesła, podano więcej wina. Po minucie byliśmy gotowi. - Dziękuję wszystkim - powiedziałem, gdy ucichły ostatnie szmery. - Mam kilka spraw, które chciałbym omówić, i część z nich pewnie nawet omówię. Wszystko zależy od tego, co się wydarzy. Zaraz przystąpimy do rzeczy. Randomie, powiedz im to, co opowiedziałeś mi wczoraj. - Jak sobie życzysz. Wycofałem się na fotel za biurkiem, a Random zajął moje miejsce. Usiadłem wygodnie i znowu wysłuchałem historii o kontakcie z Brandem i nieudanej wyprawie ratunkowej. Była to wersja skrócona, bez wszystkich domysłów i teorii, o których pamiętałem jednak, odkąd Random mi o nich powiedział. I mimo że teraz o nich nie wspomniał, wszyscy byli świadomi implikacji jego opowieści. Wiedziałem o tym. Właśnie dlatego zależało mi, by Random pierwszy zabrał głos