To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

A po drugie, nie będę tolerował agresywnych złośnic. Penny Jordan 49 - A ja nie będę tolerować zniewag! - warknęła Cassie. - Jakim prawem mnie obrażasz? Czuła się upokorzona tym, co przed chwilą powiedział o Peterze i Ralphie Williamsach: że jeden na polecenie drugiego ma przełknąć dumę, zamknąć oczy i dla dobra Pentatonu udawać kochającego męża. - Dlaczego się tak irytujesz? - spytał cicho Joel. - Bo podejrzewasz, że odgadłem prawdę? Nie zamierzała odpowiadać na jego kretyńskie pytania. Siedziała w milczeniu, spoglądając przez okno i wsłuchując się w cichy szum silnika. Czuła straszliwy ucisk w piersi. Miała ochotę wybuchnąć płaczem, ale powstrzymała się; prędzej umrze, niż pokaże Joelowi swoją rozpacz i cierpienie. Gdy tak wpatrywała się tępo przed siebie, marzyła o jednym: by udowodnić Joelowi, jak bardzo się myli; a także by odszczekał swoje słowa i zapałał do niej namiętnością. Zdawała sobie sprawę, że jest żałosna, a jej marzenie nie ma szansy na spełnienie. Joel Howard nigdy, przenigdy nie zapragnie takiej kobiety jak ona. ROZDZIAŁ TRZECI Dotarli na miejsce wczesnym wieczorem. Oczom Cassie ukazał się dom oświetlony złocistymi promieniami zachodzącego słońca, które nadawało kamiennym murom delikatny różowy odcień. Miała wrażenie, że patrzy na wspaniały, drogocenny klejnot osadzony w pięknej, bogato zdobionej bransolecie. Howard Court - tak się nazywała ta posesja. Kiedy Joel wspomniał o niedużej posiadłości w górach, Cassie spodziewała się czegoś zupełnie innego. Sam dom nie porażał wielkością, porażał za to niezwykłym urokiem. Był stary, niezwykle piękny i zdawał się wtapiać w otaczający go Penny Jordan 51 krajobraz. Stanowił harmonijną całość z drzewami, z niebem, z ciągnącymi się dalej pasmami gór. O takim domu marzyła od dziecka. Przywodził na myśl obrazy szczęśliwej rodziny, mamy i taty z gromadką roześmianych dzieci biegających po ogrodzie, bezpieczeństwa, miłości i wzajemnej troski. Cassie, rozpromieniona, nie potrafiąca ukryć radosnego zdziwienia, obróciła się twarzą do Joela, lecz widząc jego posępne oblicze, nagle zawahała się. Czyżby ogarnęły go wątpliwości? Odechciało mu się małżeństwa? Serce zabiło jej mocno. Dopiero po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że wcale nie czuje ulgi. - Pięknie tu - powiedziała. - Od dawna masz ten dom? Z góry założyła, że Joel, podobnie jak wielu biznesmenów, którym się poszczęściło w interesach, nabył posiadłość za zarobione przez siebie pieniądze. On jednak wykrzywił ironicznie wargi. - Osobiście jestem właścicielem od zaledwie paru lat, ale sama posiadłość należy do mojej rodziny od prawie pięciu wieków. Ja ją odziedziczyłem po ojcu... Jego twarz ponownie przybrała gorzki wyraz. Cassie przemknęło przez myśl, że pewnie był blisko związany z ojcem i nadal cierpi z powodu jego śmierci. 52 PRAWDZIWY DIAMENT - Przywiozłem cię tutaj, żebyś mogła się przebrać. - Widząc zdumienie malujące się w jej oczach, ciągnął chłodno: - Od pokoleń Howar-dowie składają przysięgę małżeńską w pobliskim kościółku. Rozmawiałem z pastorem, który zgodził się udzielić nam ślubu. Wytłumaczyłem mu, że zależy nam na skromnej, cichej uroczystości... i że nasz pośpiech wynika z pragnienia bycia razem, a nie ze względów... hm, praktycznych. Dlatego powinnaś przeobrazić się w szczęśliwą pannę młodą. - Ale nie mam nic przy sobie - zaprotestowała Cassie. - Żadnej odpowiedniej sukni... - Wszystko załatwiłem. Chodźmy. - Zaparkowawszy samochód na podjeździe przed do- mem, wysiadł, obszedł maskę, po czym otworzył Cassie drzwi. Pilnuje, żebym mu nie zwiała, pomyślała z goryczą. Przekręcając klucz w zamku, wciąż ś ciskał ją za ramię; jego palce wpijały się w jej ciało, które powoli rozpalał ogień pożądania. Przerażała ją fizyczna bliskość Joela; jego dotyk działał na jej zmysły w sposób całkiem dla niej nieoczekiwany