To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Weźże się, chłopie, w garść! : Rosę oddychał ciężko. Puknął przez drżące wargi. - Ty, psie! Pippig spojrzał na niego zdumiony. Zmordowany Rosę zaczął się kiwać na stołku. - Ty, psie... Jeżeli ja teraz, tuż przed końcem, zdechnę, to będzie twoja wina! Pippig widział mękę tego człowieka. - Ależ, August... Ni stąd, ni zowąd Rosę skoczył Pippigowi do gardła. Pippig oswobodził się z dławiącego uchwytu. Ale Rosę nie uspokoił się. Znów runął na przeciwnika. Borykali się ze sobą. Pippig obezwładnił szaleńca. Stołek upadł z łoskotem. Przekręcono klucz w zamku i do celi wszedł strażnik. - Co tu się dzieje? Co wy wyprawiacie? Rozdzielił ich. - Chcecie się pozabijać? Dosyć, że tutaj jesteście. Pogódźcie się i bądźcie zadowoleni, że macie celę dla siebie. W innych siedzi po piętnastu ludzi. Stary dozorca z miejsca zorientował się, kto stracił panowanie nad sobą. Usadowił Rosego na stołku. - No, niech się pan uspokoi! Potem zwrócił się do Pippiga, zapinającego rozdartą w bijatyce marynarkę. - W ten sposób pogarszacie tylko sytuację. Pippig wyczuł w tych słowach ludzkie współczucie i podziękował staremu skinieniem. Strażnik pozostawił ich samych. Zamknął celę. Rosę pozostał na stołku tak, jak go strażnik posadził. Pojękiwał bezradnie, ogarnięty panicznym strachem. - Nie mam z tym nic wspólnego. Nic mnie to nie obchodzi. Robiłem, co należało do mnie, i nic więcej. Ja chcę do domu. Nie chcę zginąć na sam koniec. Pippigowi zrobiło się go żal. - Słusznie, August, nie miałeś z dzieckiem nic wspólnego. Rosę poderwał się. Ręce mu dygotały. - Nie wiem nic o dziecku! Nie wiem nic, zupełnie nic! - No to dobrze - odpowiedział Pippig sucho, rozzłoszczony nagle dygotaniem i strachem Rosego. Oparł się o ścianę patrząc na skurczoną postać i nisko pochyloną głowę. Łysina na krótko ostrzyżonej głowie Rosego wyglądała jak tonsura. Pippig zdawał sobie sprawę, że nie znajdzie w Rosem towarzysza w oczekujących ich przejściach. Uświadamiał sobie z rosnącym zdumieniem, jak mało dotychczas o nim wiedział. Podobno Rosę zbierał składki partyjne, za to poszedł do lagru. Nic więcej Pippig nie wiedział. Rosę załatwiał codzienną pisaninę na komandzie Z zaciętą gorliwością źle opłacanego urzędniczyny. Z równym powodzeniem mógł zamiast więźniarskiego pasiaka nosić wy-szarzałe kamgarnowe ubranie. Wieczny strach Rosego, by nie podpaść, był nieraz przedmiotem dobrodusznych kpin. Nikt go nie brał na serio. Co prawda, uważano go w komandzie za swojego, bo nie dał nigdy powodu do nieufności, prowadził jednakże jakiś swój własny, odrębny żywot. Pippig wpatrywał się w brzydko zgarbione plecy tego człowieka i naraz uświadomił sobie: wraz z nim przykucnęła tu zdrada! Zaraz jednak strząsnął z siebie napływającą wraz z tą myślą nieufność. W gruncie rzeczy Rosę to przecież niezły chłop. Tylko że się boi. No, jasne, po prostu ma stracha. Pippig odepchnął się od ściany i podszedł do Rosego: - August, przecież ty jesteś niezły chłop! Rosę nie odpowiadał. Siedział przygnębiony. Przez chwilę Pippig zawahał się, ale potem zdecydowanie usiadł na podłodze koło stołka. - Słuchaj, August! W sprawie dziecka nic się nie bój. Przecież nic o tym nie wiesz. Rosę szczeknął: - Przecież wiem! - Nie! - nalegał Pippig - ty nic nie wiesz! Zupełnie nic! A jeżeli nic nie wiesz, nie możesz też nic powiedzieć! - Rosę odczuwał, że tamten chce wpłynąć na niego, i milczał uparcie. Pippig dotknął jego kolana: - Słyszałeś? Ja też nic nie wiem i żaden z naszych nic nie wie. A jeśli my wszyscy nic nie wiemy... No, August... - Rosę nie odpowiadał. Pippig gorąco nalegał na milczącego. - Człowieku, August! Czyżbyś ty chciał, ty jeden...? Ty przecięż jesteś nasz kumpel! Pomyśl teraz o dziecku! Pomyśl o nas wszystkich! Może to Zweiling nas tu ściągnął. A może ten kapuś lWurach. Słuchaj, August! Przecież ty nie jesteś kapuś! - Rosę jęczał w męce. Jego zamknięta twarz skrzywiła się boleśnie. Grdyka zadrżała. - Nie chcę zdychać pod sam koniec, nie chcę zdychać... Pippig zerwał się na równe nogi i zaczął kląć: - Do stu piorunów! - i mocno potrząsnął Rosem. - August, chłopie! Zastanówże się! Czy myślisz, że odważą się narozrabiać jeszcze za pięć dwunasta? Takie frajery to oni nie są. Będą się strzegli! To przecież nasza wielka szansa! Musimy trzymać się razem. Rosę przedrzeźniał go: - Trzymać się! Porozbijają nam kości na miazgę. Pippig dał mu spokój. Wsadził ręce do kieszeni i zaczął pewnym krokiem przemierzać celę. - Na to, że parę razy dostaniemy w mordę, musimy być przygotowani... Otwarto celę. Klucznik trzymał rękę na drzwiach: - Pippig na przesłuchanie! Pippig odwrócił się przestraszony. Popatrzył na wykonującego nieciekawy zawód starego urzędnika. Czekał przy drzwiach. Pippig wzruszył obojętnie ramionami i poszedł. W drzwiach odwrócił się raz jeszcze do Rosego i zaśmiał się: - No, August, pippst du oder pipp ich? Ich pippe! Rosę patrzył osłupiały na drzwi, które zamknęły się za Pippigiem. Bochow był w tym czasie z Bogorskim. Po skończonej kąpieli jscharfiihrer odszedł z ostatnimi cugangami. Więźniowie z komanda robili porządek w prysznicach. - Leonid, zaczyna się! Bochow usiadł ciężko na stołku. Dokładnie nie wiem nic. Ale dowiedziałem się o tym dopiero co od Kramera. Chcą nas ewakuować. Informacja bynajmniej nie wywarła na Bogorskim tak wielkiego wrażenia. A może tylko udawał wobec Bochowa? Bochow wstał, popatrzył na ziemię, a potem na Bogorskiego. - Taak, a co teraz? - w pytaniu nie było bezradności. Była w nim troska o los 50 000 ludzi. Pytanie zawierało w sobie wszystkie dyskutowane od miesięcy plany na wypadek... na wypadek, który - tak to wyglądało - teraz właśnie miał miejsce. Czy zgodzić się na ewakuację i posłać 50 000 ludzi na nieuchronną śmierć? Czy też należało... Bogorski otworzył szufladę, wyjął mapę Niemiec, rozłożył ją i skinął na Bochowa. Jego palec przesuwał się wzdłuż Odry i zawisł nad Kostrzyniem. - Tutaj jest Armia Czerwona. - Przycisnął palec w innym miejscu