To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Wojsko (w rozumieniu kielecczan) reprezen-lowało trzech milicjantów, zapewne zuchów, ale nie zdających sobie sprawy z wyjątkowej funkcji, jaka im w udziale przypadła. Propagandę reprezentował młodzieniec mówiący z lekka gwarą ludową, dobrą może na wsi, Ifcz nie w wojewódzkim mieście. Sytuację ratował głośnik. Nadawał z płyt „Warszawiankę" i hymn narodowy, słuchany przez ludność ze łzami w oczach. Tempo ofensywy zaskoczyło nie tylko Niemców. W oswobodzonym mieście organizacja władz stała się czystą improwizacją, z wszystkimi wynikającymi stąd plusami i minusami. Byłem zbudowany słuchając obrad Miejskiej Rady Narodowej, która szybko i bez zbędnej dyskusji podejmowała decyzje w doraźnych sprawach miasta. Jeszcze huczała artyleria, paliły się niektóre domy, trupy Niemców leżały na ulicach, a w najpiękniejszym gmachu Kielc grupa ludzi brała na siebie odpowiedzialność za losy mieszkań-iów. Nastąpiło porozumienie stronnictw, odbyto konfe-furencję z duchowieństwem, duży nacisk położono na natychmiastowe stworzenie ochrony własności miejskiej I poniemieckiego majątku. Ponieważ obsługa kina objazdowego zdecydowała pozostać w Kielcach do następnego dnia, pożegnałem się z nimi, K'dyż moim zamiarem była pogoń za hukiem dział, który ¦i. każdą godziną oddalał się na Zachód. Szczęście mi sprzyjało. Szukając wojskowego auta, natknąłem się na ciężarowy samochód prowadzony przez polskiego oficera. Dowiedziałem się, że jedzie do Częstochowy. Nie mając pojęcia, jak przebiega linia frontu i czy do Częstochowy w ogóle .się dostaniemy, dołączyliśmy do kolumny i po paru chwilach staliśmy się cząstką sznura samochodów, dział i wojska. 222 223 To idzie Armia Czenu Polski oficer, który był uprzejmy zabrać mnie z Kl do Częstochowy, należy bezsprzecznie do ludzi l przygodę: jedzie do Częstochowy nie zważając na ryi zaplątania się między pancerne czołówki sowieckie i stające często w tyle grupy wojsk niemieckich. Zdąża aby wypełnić rozkaz — zabezpieczyć zakłady przemya W czasie drogi oglądamy zastanawiające dziwy: Szosą posuwa się wąż motorów i ludzi. Za „Studet rami" jadą przestarzałe „Fordy". Sowieckie „ZIS-y" toł rzyszą „Dodge'om". Chyże „Willysy" pędzą na wyprzó z „Harleyami". Wśród samochodów zgrzytają trakt dudnią koła artylerii, szczękają gąsienice czołgów. Z bo drogi ciągnie inny wąż: wozy zdobyte na Niemcach raz z wózkami na jednego konika. Kolaski i taratajki, doro i lakierowane powozy. Wśród taborów — woły w jarzma Są one skrajnym kontrastem samochodów i huczących nami samolotów. Kontrasty te są tym dziwniejsze, składają się na całość, która zdumiewa i każe na ten chód motorów i maszyn, ludzi i zwierząt patrzeć jak symbol. Gdy zaś patrzy się na ludzi, to symboliczne v.i\ czenie pochodu wołów i „Fordów", czołgów i tarataj^ nabiera cech tym bardziej jaskrawych. To idzie Armia Czerwona; Słowianie z Wielkiej RvJ razem z Kirgizami, oliwkowi Ormianie obok kosookl| Kałmuków. Kozacy znad Donu, Sybiracy, żołnierze-bro cze, żołnierze-kobiety, żołnierze-wyrostki, gromadnie, kuj| wierzchem, z psami, zbrojni od stóp do głów... Wyprzedzana przez czołgi i tajemnicze „Katiusze" maa ruje kolumna piechoty. Idą ciasno nie patrząc pod nogi. Śpiewają chore! Gwiżdżą na palcach. Na przedzie, chwiejąc się do tak| kroczy żołnierz i gra na harmonii. Historia bierze od% Droga zapchana pojazdami i wojskiem. Na przełaj, pr;j pole, jak olbrzymie kraby ciągną czołgi. Dzień jest słone ny. Na niebie nie ma ani jednej chmurki. Na niebie ma ani jednego niemieckiego samolotu. Gdzież to wsj niałe goeringowskie lotnictwo? 224 ' kilkanaście kilometrów ziemia pokryta rowami prze- i >łgowymi, oplatana zasiekami z drutu, skopana zygza- i i okopów. Bunkry, umocnienia i fortyfikacje. Praca ¦ i miesięcy i wielu dziesiątków tysięcy Polaków, gna-i na okopy przymusem i nikczemną propagandą, pisaną ' łomach miasteczek: „Wybieraj — Sybir lub okopy!"... > (>sz bronić Ojczyzny — idź na okopy", nocnienia puste. Mosty nie z-erwane. Bunkry nie znisz-I'. Gęsto stoją opuszczone działa z lufami skier owany- ¦ ' :ia Wschód. Z okopów wszystko, co żywe, uciekło. Zo-• i, hełmy, rozbite samochody, sprzęt i nieco trupów. i i wprawiło Herrenvolk w paniczny lęk, każący ratować ¦'«.- obłędną ucieczką, aby dalej, aby na Zachód, aby na \lhutschland, ten, co to iiber alles...? (idzie rok 1939, gdzie 1941? Historia bierze odwet. Koło jej obraca się w przeciwnym kierunku. Pierwszego września 1939 roku z bramy na l'/(;stochowę runęły dywizje 10 armii niemieckiej Reiche-¦ muu i Paulusa. Osiemnastego stycznia 1945 roku te same niemieckie armie uciekają w panicznym popłochu przez tę I Miną bramę. Już bez Reichenaua i Paulusa. Bez mrzonek ii nowym ładzie" w Europie. W Częstochowie Niedaleka artyleria bije salwami