To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Patrząc teraz na przyjaciółkę, czuła się nawet pokrzepiona: wydaje się nie tylko mnie, że Maria wygląda ode mnie poważniej, mniej młodo. Ma pięćdziesiąt kilka lat, a trzydziestoletni mężczyzna oszalał z miłości. To mogło dawać pewną nadzieję i nie należy ciągle rozpamiętywać, że już wszystko w życiu skończone, że już nic nie czeka. Chciała usłyszeć coś więcej o dalszym ciągu tej pasjonującej, romantycznej historii. Indagowała tedy na wpół żartobliwie: - Co się dzieje z twoim wielbicielem - panem Gumplowiczem? - Odpowiedzią było zakłopotane milczenie... Nie ustępowała: - Czy nadal zasypuje się listami, goni za tobą?... - Odpowiedzią na to drugie pytanie była sucha informacja: - Zmarł niedawno, pod koniec 1897 roku. I lepiej o tym nie mówmy! Zmarł?... Gdyby do rąk Orzeszkowej dotarł w tym czasie jeden z numerów Prawdy ze Wspomnieniem pozgonnym o Maksymilianie, nie zadawałaby takich pytań. Tam to bowiem dość enigmatycznie napisano, że nieszczęśnik "w tragicznych warunkach targnąwszy się na życie własne, pozostawił niczym nie zapełnioną szczerbę w sercu znękanego ojca i pozbawił naukę historyczną świetnych nadzieji. Młody uczony pozostawił za sobą żal ogólny i ubolewanie nad przyczynami, które katastrofę spowodowały". Zmowę milczenia powtórnie naruszył (ale także bez podawania nazwiska bohaterki) Aleksander Kraushar w... dwadzieścia lat po "katastrofie rodzinnej, która profesora spotkała, gdy utalentowany, umysłu badawczego i przenikliwego, syn jego, Maxymilian, zakochawszy się na zabój w sławnej poetce polskiej, pod jej oknami odebrał sobie życie". Miłosne delirium W istocie było to tak... Cała historia zaczęła się w Gratzu, gdzie zawitała przejazdem w 1890 roku Konopnicka, gdzie stanęła w hotelu, w pokoiku o dwóch oknach i meblach więcej niż skromnych, i gdzie odwiedziła zacną rodzinę Gumplowiczów przybyłą tu na stałe z Krakowa "złożoną z ojca - profesora Uniwersytetu, dwóch synów - studentów oraz matki cierpiącej na astmę". Dwaj synowie - to Maksymilian, ciemnowłosy dwudziestokilkuletni młodzian i jego młodszy dwudziestojednoletni brat - Władysław. Poetka ma wówczas, w tym 1890 roku, czterdzieści osiem lat i swoim zadartym noskiem, obiecującymi ognikami w oczach nie przypomina obrazu nieatrakcyjnej, surowej pani w binoklach, jaki z uporczywością stawiano i stawia się od pokoleń przed oczami czytelników, aby czasem niestosowna "wieczna kobiecość", wdzięk, żar spojrzenia nie zmieniły pomnikowej postaci "wieszczki ludu" w "piekielnie pociągającą babę". Toteż przypuszczać można, że już podczas pierwszych wizyt i spotkań w rodzinnym gronie Gumplowiczów mogła zapalić się w Maksymilianie iskra zainteresowania głośną poetką. Ale zaledwie pojawiła się przed oczami młodzieńca ta "żywa kobiecość", wnosząc intelektualne urozmaicenie w ich monotonne życie, już ma zamiar pofrunąć z Gratzu gdzieś pod inne nieba. A więc widziją wkrótce Admont, gdzie przechadza się "wzdłuż burzliwej rzeki Ems". Czyta gazety, listy, pija herbatę gotowaną "na obrzydliwym sznelsiderze". Potem - Lwów, gdzie jada u Dulębianki obiady gotowane przez stróżkę. I znów obczyzna, święta tam spędzone. A gdy przychodzi styczeń 1891 roku, jedzie do Włoch, wysyła dużo listów do rodziny, przyjaciół, znajomych, także do znajomego z Gratzu - profesora Gumplowicza. Na wiadomość o niej i od niej czeka zawsze z żarliwą niecierpliwością nie sam adresat, nie jego żona, ale ich syn. A więc i tym razem pochłania słowa Marii czytane głośno przez ojca: "Człowiek sam nie wie, gdzie mu lepiej, gdzie mu gorzej. W równinach śnią mu się góry, a kiedy już je ma, zdaje mu się, że go w oczy kłują wszystkie te iglice i szczyty. I znowu śni mu się woda, duża, duża woda. A kiedy już jest nad nią, czuje, jak mu się ona przez uszy przelewa, i znów ucieka. Właściwie nie wie gdzie. Od miesiąca tu blisko jestem - i jużem sobie uprzykrzyła to miasto, podobne do zrujnowanego magnata; a także te tłumy kobiet przebiegające od wystawy do wystawy sklepowej". Wzajemna korespondencja w przyjaznym tonie trwała od 1890 roku - rzadka, ale regularna. I trwały różnokierunkowe podróże po świecie - Maniutki i "Piotrka". Z biegiem miesięcy, z biegiem lat, zaczęły gonić Konopnicką po obcych miastach coraz to liczniejsze listy i kartki Gumplowicza, ale przed nazwiskiem nadawcy widniało już teraz inne imię: Maksymilian