To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Przez tę chwilę, gdy przebywał w metalowej klatce, usilnie starał się utrwalić w pamięci świeży pomysł. W korytarzu na parterze rozbrzmiał dzwonek. Powinien pamiętać jeszcze te szczegóły po lunchu. Idąc przez marmurowy hol, zapinał kurtkę, by ustrzec się przed mroźnym mimo nadchodzącej wiosny wiatrem. Sylwia pracowała po drugiej stronie ulicy, zaledwie dwie przecznice dalej, w biurowcu Rayburn House. Mogli razem zjeść lunch. Nie, chwileczkę. Dziś Sylwia była zajęta, miało się odbyć zebranie jej podkomisji. Przechodząc przez obrotowe drzwi, uświadomił sobie, że nie pamięta, kiedy po raz ostatni się kochali. 194 f Dziś była środa. Rano oboje wybiegli do pracy, gdy tylko zjawiła się Juanita. Wczoraj wieczorem Sylwia pracowała do późna, jeszcze w łóżku sprawdzała ostatnie notatki i rachunki. Siedziała przy włączonym świetle, nie dając Nickowi zasnąć. W poniedziałek rano Saul obudził ich o pół do piątej. Mama z tatusiem na zmianę próbowali go z powrotem uśpić, co udało im się dopiero na kwadrans przed jazgotem budzika. Wieczorem byli oboje tak bardzo zmęczeni, że po obiedzie Sylwia przejrzała jeszcze tylko swój miesięczny raport, Nick zaś pozmywał talerze, wykąpał Saula, poczytał mu bajkę na dobranoc, ułożył małego w łóżku, po czym oboje się położyli, jednym okiem oglądając głupawą komedię w telewizji. Tylko przez moment Nick poczuł przypływ podniecenia, gdy przemknęło mu przez myśl, jak też Sylwia wyglądałaby w przykrótkim, czarnym, koronkowym negliżu. W niedzielę było blisko: rano na palcach przemknęli do łazienki, wrócili do łóżka, lecz czasu starczyło im zaledwie na kilka uścisków, zanim płacz Saula stał się na tyle głośny, by nie można go było już zignorować. Przez cały dzień malec nie chciał zasnąć. Natomiast wieczorem Nick musiał obejrzeć film w telewizji, gdyż jego agent prosił o krótką recenzję dla producenta. Sylwia usnęła w połowie filmu i mógł jedynie popatrzeć sobie, jak ściąga sweter przez głowę i półnaga wędruje do łazienki. W piątek i sobotę Nick walczył z tym samym przeziębieniem, przed którym Sylwia broniła się w czwartek i piątek. Nie pamiętał, co robili w ubiegłą środę. Przez cały wtorek Nick próbował się skupić nad swą powieścią, rozszyfrować wiadomość od Juda i pozbyć skrupułów z powodu użycia pieluszek jednorazowych. W dodatku kładąc się do łóżka, Sylwia zrobiła uszczypliwą uwagę na temat jego nastroju. Poniedziałek. Dziewięć dni temu. Pierwszego wieczoru po telefonie od Juda. Saul usnął wcześnie. Rozbierając się przed pójściem do łóżka, żartowali sobie na temat tego, co powiedziała im przez telefon matka Sylwii. Nick siedział w samych slipach, Sylwia była tylko w kremowym staniku i majteczkach; rozczesywała włosy. Dotknął jej ramienia, przesunął palcami po policzku. Uśmiechnęła się i zanurkowała w jego objęcia. Wodził dłońmi po jej gładkiej skórze, rozpiął stanik. Sylwia odsunęła się od niego i zrzuciła stanik na podłogę. Miała nieco zwiotczałe piersi od karmienia Saula. Nick uwielbiał pieścić je dłońmi. Ułożyli się na kołdrze; całowali się, dotykali, śmiali, uciszali się 195 nawzajem, żeby nie zbudzić dziecka. Wiedział dobrze, jakie pieszczoty, jakie pocałunki Sylwia lubi najbardziej. Położył się na niej; jak prawie zawsze; wszedł w nią, cudownie ciepłą i wilgotną, wtulił się w nią, pocałował i powoli zaczął się poruszać. — Nick! — krzyknął jakiś męski głos. Nick zamrugał szybko i potrząsnął głową. Stał przed budynkiem Madisona. Było mu zimno; nie miał rękawiczek. Aleją Niepodległości przejeżdżały samochody. Kopuła Kapitelu połyskiwała bielą na tle szarawego nieba. — Hej, Nick! — rozbrzmiał ponownie ten sam męski głos. Z rogu alei Niepodległości i Pierwszej Ulicy machał do niego ręką przysadzisty facet w skórzanym płaszczu! Ruszył szybkim krokiem w stronę Nicka. — Jak leci? — Nie zdejmując rękawiczki, zamknął dłoń Nicka w silnym uścisku. — Jestem Jack Berns. — Dawno cię nie widziałem, Jack. Co tutaj porabiasz? — Przechodziłem akurat. Wyszedłem z Cannona