To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Jeśli zobaczy mnie tu na terenie, gdzie nie wolno mi przebywać, doniesie o tym. — Jak przedostaniesz się przez wschodnie straże, by dotrzeć do naszych przyjaciół? — To moja tajemnica. Przekaż mi całą wiedzę, jaką posiadłeś, a ja przewiozę ją bezpiecznie bez obaw. To nie mój pierwszy taki wyjazd. A twoi bracia w Krainie Cienia mile mnie powitają. — Nie śmie węszyć zbyt dużo. Pewne części świątyni są 114 zakazane i dobrze strzeżone. Oni znają sposoby wyczytywa-nia więcej niż tylko powierzchownych myśli człowieka, ci wyuczeni przez Płomień kapłani. To i tak dużo, że zostałem przyjęty jako nowicjusz. — Masz się dowiedzieć tego, czego się od ciebie żąda, — w głosie brzmiała teraz groźba. — Wiemy, że w jakiś sposób byli ostatnio w stanie przeniknąć zasłonę ciemności. Odkryli Miłującego, tyle przekazały połączone umysły. Musisz się dowiedzieć, jak tego dokonali i czy planują jakąś obronę — to istotne. A teraz wracaj, zanim spytają, czy widziano na brzegu morza kogoś rozmawiającego z kapitanem kupców z Uighur. — Widziano? — w tym okrzyku czuło się panikę. — Przecież powiedziałeś, że to bezpieczne miejsce, gdzie możemy spotkać się bez obaw, że ktoś nas dostrzeże. — Nie ma zupełnie bezpiecznego miejsca, głupcze! Element ryzyka jest obecny zawsze w naszej pracy. Jeśli w to nie wierzysz, jesteś gorszy od głupca. Nigdy nie trać świadomości, że spacerujesz po linie rozwieszonej nad przepaścią pomimo chroniącego cię talizmanu. A teraz idź! Ray przeczołgał się po piasku do skały na końcu zatoczki. Było jednak zbyt późno, by zobaczyć coś więcej, oprócz tego, że jeden miał na sobie białą szatę Naacala, a drugi skórzaną tunikę niegdyś niebieską, teraz wyblakłą i wybieloną przez osad soli. Zwykły, pozbawiony pióropusza hełm ukrywał włosy tego ostatniego, który z daleka mógł być jednym z kapitanów na statkach handlowych. Kiedy zniknęli ze ścieżki wiodącej w górę klifu, Ray podniósł się na nogi strzepując piasek z koszuli. Próbował sobie przypomnieć, w którym miejscu przy drodze znajdował się najbliższy posterunek straży. Z pewnością mijał jakiś idąc tutaj. Kiedy wygramolił się do góry na drogę, nie było już w zasięgu wzroku nikogo przypominającego tę dwójkę, którą chciał śledzić. Kilka słoni szło kołysząc się z dobrze przywią- 115 zanymi ładunkami z tyłu i wzniecało chmurę kurzu. Jeździec z rogiem kurierów królewskich zwisającym mu z ramienia, spinał konia ostrogami, aby wyminąć bestie maszerujące ociężale. Wszyscy podróżujący zatrzymali się, przy zewnętrznej bramie miasta, by zostać przepuszczonym przez straże. Starożytny zwyczaj przez długi czas zaniechany, został ostatnio wskrzeszony i był źródłem narzekań i utyskiwań tych, którzy nie widzieli sensu takich opóźnień. — Nazwisko i stopień — spytał żołnierz Ray'a zmęczonym głosem kogoś, kto robił to pięćdziesiąt razy przez ostatnią godzinę i z pewnością, zrobi następnych pięćdziesiąt przez następną. — Urodzony w Słońcu Ray z dworu Lady Aiee. — Przejść. Jednak żołnierz wpatrywał się w niego z zaskoczeniem. Widzenie jednego z Urodzonych w Słońcu pieszo i samotnie było tak dalekie od przeciętności, że wzbudziło podejrzliwość. Ray pospiesznym krokiem wszedł w uliczkę za posterunkiem, wiedząc, że jest już przedmiotem raportu składanego przełożonemu przez strażnika. Twierdza! Musi dostać się tam jak najszybciej. Znów przedstawił się strażnikowi, tym razem stojącemu przy zewnętrznym murze pałacu. — Urodzony w Słońcu Ray, z wiadomością wielkiej wagi dla Re Mu! Wszedł na dziedziniec z fontanną, powoli prowadzono go do sali audiencyjnej władcy. Re Mu towarzyszyło teraz nie tylko dwóch Naacali, lecz wojwnicy, którzy spojrzeli na Amerykanina z zaskoczeniem. Lecz Re Mu skinął nań, by się zbliżył. — Ktoś, kto przybywa w takim pośpiechu musi przynosić sprawę dużej, wagi. Ray rzucił spojrzenie na oficerów, więc władca muriański uniósł dłoń tak, że cofnęli się oni nieco. — Możesz mówić... Amerykanin szybko powiedział mu o tym, co się wydarzyło, kiedy mówił, twarz Re Mu stawała się maską powagi. 116 — Dobrze zrobiłeś przychodząc z tym szybko. Czy możesz opisać tych ludzi, ich twarze? — Nie, O Wielki, poza faktem, że jeden nosił szatę Naaca-la, a drugi był oficerem floty z Uighur, nic więcej nie mogę o nich powiedzieć