To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Doszło wprawdzie do gwał- townej kłótni, ale walki nie było. Biali posiadali strzelby i Mahe- engunug odeszli z nienawiścią w sercu. Skierowali się na zachód. Blade twarze odpłynęły również w tym samym kierunku. Zwiadowcy Moose, którzy znają dobrze wszystkie ścieżki w tej części puszczy i mo.ua poruszać się szybciej niż biali wiosłujący pod prąd, będą ich jeszcze śledzić przez kilka dni. Młodzieńcy przyjęli tę relację jako rzecz najzupełniej naturalną i normalną i po wysłuchaniu posłańca ruszyli w dalszą drogę. Zwiadowca podążył do wioski, by zdać sprawę Ostremu Nożowi. Jasnym było, że biali poniechali napadu na wioskę. 79 Sasay'ga i Jaguar zagłębili się w nie tknięte stopą białego czło- wieka puszcze i bagna oraz setki rzek, strumieni i jezior leżą- cych nieco na północ od głównej drogi wodnej białych kupców, wiodącej z Grand Portage do Jeziora Leśnego i jeziora Winni- Psg- . , Brat Shóamin, z pozoru beztroski wesoły młodzieniec, w rze- czywistości z każdym dniem podróży ujawniał coraz to nowe zale- ty mieszkańca wielkiej puszczy. Mimo braku jakichkolwiek śla- dów czy znaków uczynionych ręką człowieka, siedząc w tyle kie- rował kanu z niezachwianą i nieomylną pewnością i znajomością szlaku, którym podążali. Wśród dzikich bagien i trzęsawisk, po- przecinanych wąskimi, mulistymi strumieniami, odnajdywał z łat- wością ledwo widoczne lub czasem pokryte zupełnie oczeretami i pnączami różnych krzewów, wąskie przesmyki wiodące z jedne- go jeziora w drugie, z jednego strumienia w inny, czy z jednej rzeki w drugą. Nie zawahał się ani razu. Mimo iż wielokrotnie wydawało się to niemożliwością - na nisko położonym, wilgot- nym terenie - zawsze przed zmierzchem wyprowadzał łódź w miejsce, gdzie wypiętrzenia nawet niewielkich wzniesień poz- walały zbudować szałas na suchym, nie podmokłym gruncie. Z wytrawnością doświadczonego myśliwego odnajdywał ścieżki leśnego zwierza, siedliska dzikich kaczek i gęsi, zbiorowiska wiel- kich indyków, stada pardw, piaszczyste łachy, na których w let- nim słońcu wygrzewały się żółwie. I strzała jego nie chybiała celu. Ze względu na wyjątkowy upał nie polowali na zwierzęta więk- - sze. Mięsa nie można było przetrzymywać dłużej niż dwa dni. Psuło się bardzo szybko. Zadowalali się więc ptactwem i rybami, które z reguły nie uciekały przed sunącym bez szmeru lekkim kanu. Przeważały tłuste szczupaki. Nie łowili jednak tych naj- większych. Obydwaj wiedzieli, że stary duży szczupak posiada suche niesmaczne mięso. Wieczorami, przy obozowych ogniskach, • Sasay'ga, który lubił mówić, snuł nie kończące się opowieści o przodkach ludu Moose, wierzeniach, zwyczajach, o różnych duchach dobrych i' złych, o prawach, jakimi kierują się ludzie jego rodzinnej wioski. Nie unikał wspomnień o swych najbliższych; o ojcu - Kamiennym Tomahawku, o Shćamin, i wtedy przed oczyma jego towarzysza 80 pojawiała się postać ślicznej dziewczyny. Nocą, wśród milionów innych gwiazd odnajdywał tę swoją jedyną i długo rozmawiał z nią słowami serca. A gwiazda musiała rozumieć tę mowę, gdyż co noc świeciła jaśniej, wyraźniej. Błyszczała przecudnie gdzieś na podniebnej Ziemi Małego Żółwia. Początkowo płynęli w kierunku zachodnim, stopniowo jednak dziób lekkiej łódki coraz częściej kierował się ku południowi. ^Bystre, płytkie potoki poczęły rozlewać się coraz szerzej. W miejsce małych, śródleśnych, wodnych oczek spotykali jeziora większe, a niekiedy tak duże, że trzeba było całego jednego dnia, by przepłynąć z jednego końca w drugi. Pewnego popołudnia, gdy omijali właśnie jakąś lesistą większą wyspę, Sasay'ga przyhamował nagle bieg kanu i skierował je pod osłonę przybrzeżnych drzew. Jaguar, który w pierwszej chwili nie zorientował się w sy- tuacji, spojrzawszy w kierunku, którym płynęli jeszcze przed chwilą, w lot pojął zachowanie swego towarzysza. Na przeciw- ległym brzegu jeziora, odległym o kilkadziesiąt lotów strzały, wiła się pod niebo szeroka smuga ciemnego dymu