To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Otrzymałeś więc kapsułę komunikacyjną od Sunnera, udałeś się do Irontown i sprawdziłeś rejestry. Z wyliczeń wynika, że zanim Sunner tu wrócił, wynurzył się i wysłał kapsułę, musiał jeszcze gdzieś wstąpić. Na jakim statku pojawił się tutaj? - Nie wiesz? - zdziwił się Nat. - Jego statek nazywa się „Serenitatis". O ile wiem, nie ma żadnego innego. - Dysponuje co najmniej sześcioma statkami, w tym uzbrojonym solconowskim krążownikiem. Jest bystry i pozbawiony skrupułów, a to znaczy, że mamy kłopot. - Ralf przeszedł się po gabinecie. - A co z tą dziewczyną? To jakaś dziwka, w której zadurzył się młody głupiec? - Nie, Ralf, nic podobnego. Kim dokonał bardzo dobrego wyboru. Jej rodzice zginęli nagle w wypadku, a ona opuściła Ziemię pod wpływem impulsu, w towarzystwie jeszcze jednej dziewczyny. Z całą pewnością nie jest dziwką. - Gdzie ona jest teraz? - Po drugiej stronie lądowiska. Sprowadziłem ją tutaj i załatwiłem pracę w jednej z tych małych fabryczek, jest tam koordynatorką albo kimś w tym rodzaju. Pomyślałem sobie, że może będziesz chciał z nią porozmawiać. Ralf od razu zauważył, że dziewczyna, choć czuła się niepewnie, rozmawiając twarzą w twarz z subbem (przypuszczalnie pierwszy raz w życiu), zachowywała się całkiem naturalnie. - Panno... przepraszam, pani Bukanan, powrót pani męża opóźnia się i jego ojciec jest tym zaniepokojony. Nie może teraz przybyć, ale jestem jego przedstawicielem i bardzo mi zależy na tym, żeby odnaleźć Kima. Troszkę się zaczerwieniła, ale odpowiedziała spokojnym głosem: - „Panno" jest w porządku. Mieliśmy się pobrać, ale... - Nie jesteśmy pruderyjni, panno Travis. - Sam nie wiedział, dlaczego poczuł ulgę na wieść, że nie musi się do niej zwracać „pani Bukanan". - Bardzo możliwe, że wie pani coś, co może mi pomóc. Na przykład, o ile wiem, poznała pani Panka Sunnera. - Tak. To on przywiózł na Lenare grupę kontraktowych, w której się znajdowałam. Kim też był na pokładzie, ale wtedy zamieniłam z nim zaledwie parę słów. - Gdzie wsiadła pani na „Serenitatis", panno Travis? - Pierwszą część podróży odbyliśmy na pokładzie innego statku, znacznie większego. Potem w pobliżu Strugi nastąpiło spotkanie... tak to się chyba nazywa... i zostaliśmy przeniesieni na statek pana Sunnera. - Proszę mi powiedzieć, jak się nazywał ten większy statek. Czy pamięta pani, jak długo podróżowaliście „Serenitatis" w Strudze, zanim wynurzyliście się przy Lenare? Popatrzyła na niego. - Czy to ma jakieś znaczenie? Statek nazywał się „Cetus". Odkąd go opuściliśmy, minęło około... Zapisał liczby w notesie, a jego puls przyspieszył. - Jakie wrażenie zrobił na pani Pank Sunner? Zrobiła groźną minę - musiał przyznać, że jej z tym do twarzy. - Nie przypadł mi do gustu. Był uprzejmy, ale... - Wydał się nieszczery? Popatrzyła mu w oczy. - Rzeczywiście tak było. - Przyjrzała się z ciekawością jego twarzy. - Chyba nie dosłyszałam pana nazwiska. Zawahał się. Tym razem wyjątkowo był zadowolony, że na jego twarzy nie malują się żadne uczucia. - Proszę mnie nazywać Leander White. - Dziękuję. Domyślam się, że zna pan osobiście ojca Kima. Czy mógłby pan powiedzieć coś o nim? Jaki on jest? To bardzo tajemnicza postać. Kim nigdy go nie widział... - O ile wiem, pan Bukanan i matka Kima rozstali się przed narodzinami syna. Pan Bukanan jest bardzo zajętym człowiekiem i spędza większość czasu na drugim krańcu Strugi. Proszę mi uwierzyć, że bardzo leży mu na sercu dobro syna. Trzeba było od razu zgłosić się do Nata Glovera. Zmieszała się. - Prawdę mówiąc, pokłóciliśmy się z Kimem. Poszło o podpisanie umowy z panem Sunnerem; oczywiście przez pierwsze parę dni się nie martwiłam, ale potem... - Proszę powiedzieć, co pani ma na myśli. To może być bardzo ważne. Musimy się dowiedzieć, dokąd poleciała „Serenitatis". - Nie mam pojęcia, w jaki sposób mogłabym pomóc. - Westchnęła. - Chciałam tylko powiedzieć, że próbowałam znaleźć pracę, to znaczy przyzwoitą pracę, ale bez powodzenia. Miałam dużo czasu na rozmyślania. Nie jestem pewna, czy potrafię to wytłumaczyć, panie White. Pan nigdy nie był. ..- Urwała, zakłopotana. - Chciała pani powiedzieć, że nigdy nie byłem kobietą? To fakt, panno Travis, ale zapewniam, że kiedyś byłem normalnym mężczyzną. Tak więc zaczęła się pani zastanawiać, czy Kim w ogóle zamierza do pani wrócić? Spojrzała mu prosto w oczy. - Tak. Z początku nie myślałam... i dalej nie myślę, żeby chciał wykorzystać sytuację, ale przyznaję, że w pewnym sensie się do niego przyczepiłam. Byłam przerażona, myśląc o tym, co mogło mnie spotkać, i taka wdzięczna. Poza tym naprawdę lubiłam Kima. To znaczy, lubię. Właściwie... kocham go. - Speszyła się wyraźnie. - Czy młody pan Bukanan powiedział coś, co dałoby podstawy do takich przypuszczeń? - Tak naprawdę to chyba nie, tylko... właścicielka pensjonatu zaczęła mówić różne rzeczy, strasznie... cyniczne. - Spojrzała mimo woli na Ralfa i prędko odwróciła wzrok. - Czy powiedziała, że odszedł tam, gdzie idą wszyscy subbowie? Popatrzyła na niego ze zdumieniem. - Skąd pan wie? Tak właśnie powiedziała! - To taki potoczny zwrot. Oznacza, że ktoś odszedł, nie zostawiając adresu, i pewnie nie wróci