To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

– I nie miałaś żadnej wieści od wiosny? – Hood patrzył uważnie. W jego źrenicach odbijał się żółty płomień łojowej świecy. – Nie, Kester. Nanty nie przysłał mi żadnej wiadomości, a i nikt z tutejszych nigdy nie spotkał ani jego, ani psa. – Słuchaj, Janet. Nie chcielibyśmy wkradać się w twoje tajemnice – Hood znów patrzył uważnie. – Ale czy Nanty mówił ci, jak daleko wybiera się, lub przynajmniej w jakim kierunku? Wahała się, ale tylko przez chwilę. Jeśli mieli jej pomóc, musiała im powiedzieć. – Nie, nie mówił dokładnie. Wiem jednak, że poszedł gdzieś na północny wschód. To nie mogło być zbyt daleko. Odchodząc stąd powiedział, że wróci za jakieś dwa miesiące, ale nawet jeśli nie uda mu się odnaleźć bonanzy lub córki Norrisa, najpóźniej zjawi się tu przed pierwszym śniegiem. Kester jeszcze bardziej pochylił się w stronę dziewczyny. – Czy twój brat widział tych, którzy zabili ojca i Norrisa? Czy wiedział, jak wyglądają? A może znał ich nazwiska? Norris przecież ich znał. Musiał mówić o nich. A może ty znasz te nazwiska, lub wiesz, kim byli ci mężczyźni? – Norris przy mnie nic o nich nie mówił. Ale mógł mówić Nanty’emu, a może nawet ojcu. Zresztą pewnie tak było. Ojciec, gdy zdecydował, że pójdziemy wszyscy, powiedział wyraźnie, że będzie bezpieczniej i że w trójkę, w razie potrzeby, poradzą sobie z tą bandą. Na pewno miał na myśli tych, którzy napadli na Norrisa. Wdzierający się przez jakąś szczelinę wiatr zachwiał płomieniem świecy. Nikt nie zauważył, jak w czyimś wzroku przygasły niebezpieczne błyski. A więc dziewczyna nie znała zabójców i nic o nich nie wiedziała. – Czy nie wiesz nawet, ilu ich było? – spytał Wilder. – Wiem, Percy. Niestety, tylko tyle. Było ich na pewno trzech. – Tu zawahała się. – I jeszcze coś, choć może nie ma to znaczenia. Nanty mówił, że to zbiry ze Skagway. 139 – Ze Skagway? – poruszył się O’Kelly. – Czy przypadkowo nie wspomniał o kimś takim jak Jeff, Soapy Smith lub po prostu Soapy. Może mówił coś, a może Norris, o jagniętach lub wilkach Soapy’ego? Po twarzy Nortona przeleciał niewidoczny skurcz. W oczach zalśnił błysk nagłego zaciekawienia, może nawet czegoś więcej. – A kimże jest ów Jeff czy też Mydlany Smith i co wspólnego jego wilki lub jagnięta mogą mieć ze sprawą Norrisa? – To nie słyszałeś nic o Soapym...? Nie? Dziwne. Coraz o nim głośniej. Podobno jest szefem gangu i to dość rozległego, sięgającego również tu, na Terytorium Jukonu. I ma swoją sforę. Działają we wszystkich większych skupiskach i obozach poszukiwaczy, ale podobno głównie w Dawson. Czy brat lub Norris, a może ojciec nie wspominali o czymś takim? – zwrócił się ponownie do Janet. Poruszyła przecząco głową. – Nic takiego nie słyszałam. Brat i ojciec na pewno mnie kochali, ale o sprawach męskich rozmawiali tylko z sobą. Uważali, że dziewczyna nie powinna się tym zajmować ani nawet interesować. I znów niedosłyszalne westchnienie ulgi uleciało z czyichś piersi. I znów nikt z obecnych nie zauważył tego. Duncan rozlał resztę alkoholu do opróżnionych po herbacie kubków i zwracając się do Janet powiedział serdecznie: – Dzielna z ciebie dziewczyna. Dobrze, że opowiedziałaś nam swoją historię. Wiemy, w jakim kierunku udał się Nanty i co ważne, wiemy/że miał psa. To już jakiś ślad. Wiemy, że gdzieś tam, gdzie poszedł, żyje półkrwi indiańska lub eskimoska dziewczyna Biały Ren, i że gdzieś w pobliżu leży złota bonanza. To w sumie bardzo wiele, ale możemy przypuszczać, że gdzieś w tamtym rejonie, o dwa, trzy dni drogi od bonanzy mogło znaleźć się minionego lata również owych trzech mężczyzn, ludzi, którzy wiedzieli, że są w pobliżu dużego złota. Inaczej nie musieliby zabijać Norrisa. Wrócili na pewno, by odszukać tę jego bonanzę. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że mogli znaleźć się w tamtej okolicy w tym samym czasie, kiedy znalazł się tam Nanty. Wiem, że to przykre, ale nie chciałbym, byś łudziła się, Janet. Twój brat może tu więcej nie wrócić... Spuściła głowę. Czuła, jak piecze ją pod powiekami, a serce przenika ból. – Wiem, Jerry – powiedziała cicho. – Myślałam o tym wiele razy i myślałam podobnie. Nie mogę się jednak wycofać. Obiecałam Nanty’emu, że jeśli nie uda się jemu, spróbuję ja. Muszę zresztą odnaleźć córkę Norrisa. Nie mogę zostawić jej samej. Może dopiero potem poszukam złota. Muszę przecież z czegoś żyć. Nie mam nawet na to, by wrócić do Montrealu. Złoto znajduje wielu, może uda się i mnie. Norton pokiwał ze zrozumieniem głową. Wiedział, że złoto znajduje wielu, ale wiedział też, że nie tak wielu udaje się je zachować bezpiecznie. Na tych, którzy znaleźli więcej, zawsze czyhało niebezpieczeństwo. A Janet była tylko dziewczyną. Silną, może nawet twardą i zdecydowaną, lecz nie znała życia i jego pułapek. Myśli te wolał jednak zachować dla siebie. Zresztą pewno nic nie dałoby, gdyby je teraz wypowiedział. Ciekawiło go jednak jeszcze coś, toteż spytał: – Czy w czasie marszu przez góry natrafiliście gdzieś na ślady tamtych trzech? Pokręciła przecząco głową. – Nie, Jerry. Parokrotnie spotkaliśmy Indian. Nanty pytał wszystkich. Tych trzech nikt jednak nie widział. Nikt też o nich nie słyszał na całej trasie. – I tu Janet myliła się, choć nie mogła o tym wiedzieć. Podobnie jak jej brat była przekonana, że po dokonaniu dwu zabójstw banda będzie uciekała z miejsca zbrodni ile sił w nogach. Nie przewidziała, nie pomyślała nawet, że zbójcy wrócą, że będą chcieli sprawdzić, co uczyni rodzeństwo, że celowo oszczędzili Nanty’ego, podejrzewając, że Norris ujawnił przed nim położenie bonanzy. Janet 140 nie wiedziała więc, że banda nie poszła przodem, lecz o dwa dni drogi z tyłu, i że przyszła aż tu nad Wild Creek. Norton nie wydał się do końca przekonany. – Pewno tak było – przyznał z lekkim wahaniem. – Może poszli inną drogą, ale na pewno wrócili tam, gdzie uciekł im Norris. – Jesteś tego pewny, Jerry? – spytał Hood. – Tak! – Ale na jakiej podstawie? – To proste. Skoro zadali sobie trud, by przez góry ścigać Norrisa, by polować na niego przez wiele miesięcy, musieli być pewni, że ta bonanza jest warta bardzo dużo. Nie mieli zamiaru jej zostawić, a więc wrócili na pewno