To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Ale pewnego dnia, gdy będę miał więcej czasu, powiem, co o tym myślę, proszę pana. — Mówiono mi, że ten biedny osioł Mały George spędza większość czasu wolnego wyobrażając sobie, że zdobi mój grób kwiatami — powiedział Duży George do pastora. — Słyszałem też, że natrząsa się z moich modlitw. To nie do wiary, ale on raz był na tyle bezczelny, że powiedział mi, abym skrócił modlitwę, gdyż przeszkadza mu W porannej drzemce. I co ja na to? Modliłem się od tej pory dwa razy dłużej! Ile ja przecierpiałem przez tego człowieka! Pewnej nocy jego pies prawie zeżarł mi baretkę Medalu Wiktorii. Bóg świadkiem, że nie powiedziałem ani słowa. Za to jak moja kotka powiła kocięta na jego koszuli, od razu się awanturował. Nawiasem mówiąc, słyszałem, że ona ma znowu małe. Mały George mógłby przysłać mi jednego kociaka, bo ponoć są aż trzy. A ja nie mam żadnego towarzystwa oprócz kaczek. Ale jak pomyślę, że kiedyś mam je zjeść… to wszystko psuje. Ale, ale, pastorze… dlaczego Jakub zaszlochał, gdy pocałował Rachelę? Pastor nie wiedział albo udawał, że nie wie. Niektórzy z mieszkańców Rosę River byli zdania, że pastor jest zadowolony z separacji George’ów. — Bo przekonał się, że Rachela nie była taka, jak mu zachwalano — zachichotał Duży George. Przez cały dzień nie posiadał się ze szczęścia, że zaimponował pastorowi. Jednak już wkrótce Duży George nie był w nastroju do żartów ze współczesnych czy starożytnych pocahinków. Niemalże dostał ataku apopleksji, gdy dowiedział się, że jacyś letnicy poszli do Małego George’a, sądząc, że to on jest poetą, i prosili, by wyrecytował im swój poemat. Mały George zrobił to, ale wcale nie przyznał się, że to nie on jest autorem! — Po człowieku, który czci bałwany, można spodziewać się nawet tego, że będzie kradł poezję. Jakże on się degeneruje! — Może wdowa Terlizzick go odmieni — zachichotał jego rozmówca. — Jak to? — To nie wiesz, że Mały George odwiedzają w niedzielne wieczory? Gadają, że będzie z nich para. Dużemu George’owi po prostu mowę odjęło. Jednak po jakimś czasie zaczął rozwodzić się na ten temat ku uciesze wszystkich mieszkańców River i Cove. — Pewnie chce wykończyć kolejną żonę. Naprawdę sądziłem, że ten Mały George ma więcej oleju w głowie. Ale trudno ufać człowiekowi, co już raz się ożenił. Choć właściwie on sam powinien wiedzieć najlepiej, w co się pakuje! I to on, najbrzydszy mężczyzna na pomocnym wybrzeżu! Nie twierdzę, że ta rozmamłana Terlizzick z owłosioną brodawką na brodzie to jakaś piękność. A do tego gruba! Dobrze, że Mały George nie kupuje jej na wagę! Poza tym miała już dwóch mężów. Niektórzy ludzie to nie wiedzą, kiedy powiedzieć „dość”. Jej ojciec kiedyś się upił i wszedł do kościoła w koszuli nocnej. Niezła rodzinka! Żal mi Małego George’a, on się jeszcze doigra. Słyszałem, że wpatruje się w nią w kościele jak oczadziały pies. Niedługo zacznie wyśpiewywać jej serenady. Czy mówiłem panu kiedykolwiek, że jemu się wydaje, że potrafi śpiewać? Pytam go kiedyś: „Czy ty nazywasz to wycie, muzyką?” Ale Terlizzickowie nigdy nie mieli słuchu. No, ona też będzie miała za swoje. Mógłbym jej opowiedzieć to i owo na ten temat. Duży George bardzo wziął sobie do serca plany matrymonialne Małego George’a. Gdy widziano go na skałach, wymachującego zawzięcie ramionami, pewnym było, że nienrecytował, jak niegdyś, swego poematu falom i gwiazdom, lecz znieważał wdowę Terlizzick. Mówił wszystkim, że to zdradliwa kobra, głupia, żarłoczna samica i tygrysica. Zapewniał, że strasznie mu żal Małego George’a. Biedaczek nie wie, w co się pakuje! Ale te wdowy potrafią omotać mężczyznę! A Terlizzick ma duże doświadczenie. Załatwiła już w końcu dwóch mężów. Ta pani naprawdę powinna bardziej się ograniczać. Wszystko to zostało niezwłocznie powtórzone Małemu George’owi i pani Terlizzick, lecz nie wiadomo, czy byli z tego zadowoleni. Mały George nikomu nie wyjawiał swoich zamiarów i ostentacyjnie wychowywał trzy kociaki Musztardy. Biała bogini jutrzenki nadal stała na paluszkach na półce z zegarem, ale jej kształtne nogi pokryte były grubą warstwą kurzu. Gdy kapitan Buote zorganizował kolejną loterię w Chapel Point, Mały George powiedział, że powinno być to prawnie zakazane, a Mosey Gautier musiał ratować się ucieczką, gdy próbował sprzedać mu bilet. Minęła wiosna, lato, przeszła jesień… Wyjechali wszyscy letnicy poza literatem, który opuszczał swą chatę dopiero wtedy, gdy zatoka była skuta lodem. Pewnego wieczora Duży George wybrał się na przechadzkę do latarni morskiej w Point. Droga była daleka, a jemu dokuczał reumatyzm, ale Duży George pomyślał, że trochę życia towarzyskiego lepiej mu zrobi na nerwy niż samotne siedzenie w domu. Te krótkie dni i długie wieczory wpędzały go w depresję. Poza tym w chacie Wilkinsa panowały okropne przeciągi. I może żona latarnika przygotuje jakiś skromny poczęstunek… Kucharzenie Dużego George’a nie polepszyło się zbytnio. Zaczął nawet podejrzewać, że za stary już jest na naukę. Nie pozwolił sobie jednak na rozmyślania o budyniach na parze, potrawkach z mięczaków i grzaneczkach Małego George’a. Wiedział, że tak właśnie wpada się w obłęd. Tego ranka prószył śnieżek, który zamienił się w breję, gdy słońce wynurzyło się na parę godzin z rozmigotanej wody. Teraz zakrył je całun chmur, zrobiło się zimno i nieprzyjemnie. Ląd i morze pogrążone były w szarości i bezruchu. Gdzieś w oddali Duży George usłyszał gwizd pociągu. Stara Dama z Zatoki zawodziła od czasu do czasu. Zbliżał się sztorm, ale Duży George nie obawiał się go. Postanowił, że wróci do domu drogą prowadzącą nad rzeką, bo wówczas przypływ uniemożliwi mu już obejście Dziury w Ścianie. Jednakże gdy doszedł do długiego, czerwonawego cypla znanego pod tą nazwą, okazało się, że już teraz nie sposób było go obejść. Nie można też było wspiąć się na jego stromą, nierówną ścianę, zaś powrót na drogę wiodącą wzdłuż wybrzeża zająłby sporo czasu. Nagle Dużemu George’owi przyszedł do głowy pewien śmiały pomysł. Skoro nie może obejść Dziury w Ścianie, może spróbowałby przejść przez nią? Nikt jeszcze tego nie dokonał, ale zawsze musi być ten pierwszy raz! Dziura była niewątpliwie większa niż przed rokiem. Kto nie ryzykuje, nie wygrywa. Dziura w Ścianie był to niewielki otwór w stosunkowo cienkiej skale cypla. Co roku szczelina powiększała się coraz bardziej, gdyż piaskowiec erodował pod naporem fal i mrozu. Teraz osiągnęła całkiem słuszne rozmiary