To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

W końcu to była jego książka, jego poezja i miał prawo wyboru zdjęć. Trudno, żeby przez telefon wyjaśniał, o co mu chodzi. Ale byłoby znacznie przyjemniej. - Cathy? - odezwała się doktor Stone. Podniosła wzrok znad splecionych palców. - Słucham? - Pytałam, czy bierzesz te nowe witaminy. -Tak. - Pamiętaj, że nie mają zastępować pożywienia - powiedziała surowo lekarka, patrząc na mizerną twarz pacjentki. - Wiem. - Ile zjadasz dziennie posiłków? Cat starała się nie myśleć oTravisie, o robieniu zdjęć i rosnącej kupce rachunków, które należało uregulować. Wielki Czek od Energetics nada! nie nadchodził. - Nie mam czasu na gotowanie ~ odparła. -W Laguna jest wiele dobrych restauracji. - Sąza drogie. - Brak czasu na gotowanie i brak pieniędzy najedzenie poza domem. To jak się naprawdę odżywiasz? - Kiedy Jason przychodzi rano, robi śniadanie. Doktor Stone czekała cierpliwie, ale Cat nie była zbyt rozmowna. - Co Jason przygotowuje ci na śniadanie? - Kakao i grzankę z masłem orzechowym. Lekarka roześmiała się i potrząsnęła głową. - Cóż, twój organizm może przynajmniej jakoś funkcjonować na tłuszczach i węglowodanach. Ale powinnaś pokazać Jasonowi, jak się robi jajecznicę. - Próbowałam go nauczyć. Przez dwa dni musiałam wietrzyć kuchnię. - N a twarzy Cat pojawił się nieśmiały uśmiech. - Poza tym, zasmakowało mi masło orzechowe. - A co z lunchem i obiadem? - Zupa. Jajka. Ser z krakersami. Cokolwiek. -120- - A owoce? Warzywa? - To właśnie to cokolwiek - odparła Cat. - Wszystko, co wygląda apetycznie, kiedy zdarzy mi się zajrzeć do sklepu. - Chcę, żebyś do następnej wizyty w przyszłym tygodniu zapisywała to, co jesz. Cat westchnęła i nie odpowiedziała. Wiedziała, że powinna się lepiej odżywiać, ale nie miała ani czasu, ani ochoty gotować dla siebie pełnych posiłków. W rezultacie im bardziej była zmęczona, tym mniej jadła. A im mniej jadła, tym większe odczuwała zmęczenie. Doktor Stone wezwała pielęgniarkę i poleciła jej, by zrobiła pacjentce zastrzyki z żelaza i kompleksu witaminy B. Wkrótce potem Cat wyszła z gabinetu, rozcierając pośladek. Lekarka miała rację - zastrzyki z żelaza są bardzo bolesne. W drodze do domu wstąpiła do sklepu fotograficznego i odebrała ostatnią partię wywołanych filmów. Większość slajdów były to duplikaty klatek, które |znajdowały się w jej zbiorze. Sama nie miała czasu zrobić odbitek, zbyt zajęta przygotowywaniem zdjęć do galerii Swift and Sons. Już dawno przestała posyłać agentom fotograficznym oryginalne wersje slajdów. Niechętnie przyjmowali kopie, ale ich jakość była na tyle dobra, że pogodzili się z tym, wiedząc, że w przeciwnym razie nie otrzymają nic od fotografa znanego im jedynie pod nazwiskiem Cochran. Dbała, by nie posyłać różnym agentom tych samych slajdów. Każdy agent miał u siebie niepowtarzalne klatki. Wychodziło to drożej, ale na dłuższą metę było bardziej opłacalne, ponieważ agent mógł zapewnić klienta, że slajdów, które ma w ofercie, kupujący nie dostanie u nikogo innego, i to za żadne pieniądze. To, co odebrała, było dopiero pierwszą partią slajdów wysłanych do skopiowania. Chociaż nocna praca przynosiła efekty w postaci coraz większej liczby zdjęć wciągniętych do kartoteki i wysłanych agentom, wolałaby robić to w przyjemniejszej atmosferze, a nie powodowana gniewem i poczuciem osamotnienia. Zaniosła wielki karton pełen pudełek ze slajdami do samochodu, myśląc ponuro o pracy, jakąjączeka z sortowaniem, oznaczaniem, wciąganiem do kartoteki i wysyłaniem do różnych agentów. Była to najmniej przyjemna strona fotografowania. Ale na tym etapie kariery musiała to robić. Wjeżdżając do garażu, usłyszała telefon. Przypomniała sobie, że nie włączyła automatycznej sekretarki. Zbiegła schodami na małe podwórko przedidomem, przes drzwi. Telefon bezprzewodowy zostawiła w suterenie. Zbiegła na dół i chwyciła słuchawkę, obiecując sobie, że jak tylko nadejdzie Wielki Czek, kupi odzielny aparat telefoniczny na każdą kondygnacją. - Halo - rzuciła bez tchu do słuchawki. - Znowu zapomniałaś włączyć sekretarkę Cochran. Rozczarowanie było jak potężna zimna fala. Dopiero w tej chwili zrozumia-a, jak bardzo chce, by w słuchawce odezwał się głos Travisa. - 121- Przełknęła i wzięła głęboki oddech. Miała nadzieję, że jej głos jak zwykle zabrzmi zadziornie. - Cześć, Harrington. Zielony anioł ma coś dla mnie? - Horrington wykazywał wielki talent do wynajdywania dobrze płatnych zamówień. - Staram się - powiedział, wzdychając. - Miałbym cholernie ułatwione zadanie, gdybym mógł porozmawiać z tobą od czasu do czasu. Bóg mi świadkiem, na gwiazdkę kupię ci pager. Może nie będę musiał czekać tak długo. Poczekaj chwilę. Nastąpiła przerwa. Cat słyszała, jak jeden z sześciu asystentów Harring-tona wyrzuca z siebie szybkie zdania. Harrington odpowiedział równie energicznie. - Bóg mi świadkiem -jęknął do słuchawki - im większe cyce, tym większa idiotka. Asystent odpowiedział coś pewnym głosem z nienaganną dykcją. Podobnie zabrzmiała wypowiedź Harringtona. - Zamierzaj ą oskarżyć cię o molestowanie seksualne - stwierdziła Cat z rozbawieniem. - Jim? Nie. On trenuje podnoszenie ciężarów. A ja straciłem formę. Zrobiłby ze mnie pastę do zębów, prawda, Jim? - „Idiotka z cyckami" to mężczyzna? - zapytała Cat, zdumiona. - Wśród mężczyzn mówi się na nich pędzie. Poza tym nie ma tu kobiety, która mogłaby ciągnąć od nas pieniądze. Odpowiedział mu chór oburzonych głosów, stanowiących dowód, że Har-rington ma kłopoty ze wzrokiem. Niezmieszany mówił dalej głośno do słuchawki, zagłuszając komentarze. - N i e znają się na żartach - poskarżył się. - Mam nadzieję, że z tobą jest inaczej. -Hmm... - Świetnie. Poczucie humoru jest ci teraz niezbędne. W Energetics przestali odpowiadać na moje telefony. Podobno mają zapaść finansową. Cat zamknęła oczy i, czując mdłości, z trudem przełknęła ślinę. Ten czek był ostatnią deską ratunku. - Nie mogą mi tego zrobić - powiedziała przez ściśnięte gardło