To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Przesun¹³ niedopa³ek wyimaginowanego cygara z jednego k¹cika ust w drugi, odsun¹³ nie istniej¹cy he³m i wychrypia³: - Ale dla kaprala Walkowskiego i jego pieska. Patrzyli na niego z niedowierzaniem. Ktoœ potrz¹sn¹³ arkuszem blachy i czar prys³. Hwel westchn¹³. Dorasta³ w górach, gdzie burze przechadza³y siê miêdzy szczytami na nogach b³yskawic. Pamiêta³ burze, które pozostawia³y góry w innym kszta³cie i k³ad³y ca³e lasy. Arkusz blachy to jednak nie to samo, choæby potrz¹sany z entuzjazmem. Choæ raz, pomyœla³. Choæ raz pozwólcie mi zrobiæ to jak nale¿y. Otworzy³ oczy. - Czego tu jeszcze stoicie?! - rykn¹³ do czarownic. - Na scenê i przeklnijcie ich! Patrzy³, jak odbiegaj¹. I wtedy Tomjon postuka³ go w g³owê. - Hwel, nie ma korony. - Hm... - odpar³ krasnolud, zajêty w myœlach budow¹ maszyn do grzmotu i b³yskawic. - Nie ma korony, Hwel. Muszê nosiæ koronê. - Oczywiœcie, ¿e jest. Ta du¿a, z czerwonym szk³em, imponuj¹ca. U¿ywaliœmy jej w tym mieœcie z du¿ym rynkiem... - Chyba j¹ tam zostawiliœmy. Znowu blaszanym dŸwiêkiem zahucza³ grom, ale ta czêœæ Hwela, która ¿y³a sztuk¹, dos³ysza³a coraz wolniejszy dialog na scenie. Skoczy³ do kulisy. - ...zdusi³am dzieciê niejedno... - sykn¹³ i pogna³ z powrotem. - No to poszukaj innej - powiedzia³. - W skrzyni z rekwizytami. Jesteœ Z³ym Królem i musisz mieæ koronê. Do roboty, ch³opcze. Wchodzisz za parê minut. Improwizuj. Tomjon powêdrowa³ do skrzyni. Dorasta³ wœród koron, wielkich z³otych koron z drewna i gipsu, zdobionych najpiêkniejszym szk³em. Z¹bkuj¹c gryz³ kapelusze W³adzy. Jednak wiêkszoœæ z nich zosta³a w Disku. Wyjmowa³ ze skrzyni sztylety z chowanym ostrzem, czaszki i wazy, warstwy czasu... A¿ na samym dnie palce trafi³y na coœ cienkiego i w kszta³cie korony, czego nikt nie chcia³ nosiæ, gdy¿ by³o zbyt ma³o do korony podobne. Przyjemnie by³oby stwierdziæ, ¿e drgnê³a mu pod palcami. Mo¿e rzeczywiœcie drgnê³a. *** Babcia siedzia³a nieruchoma jak pos¹g i niemal tak samo zimna. Ze zgroz¹ uœwiadamia³a sobie powagê sytuacji. - To my - powiedzia³a. - Przy tym g³upim kocio³ku. To mamy byæ my, Gytho. Niania Ogg zamar³a z orzechem w po³owie drogi do dzi¹se³. - Nigdy nie rozbi³am niczyjego statku! - zapewni³a. - Przecie¿ w³aœnie powiedzia³y, ¿e chc¹ rozbiæ statek. To nie ja! Na wie¿y Magrat dŸgnê³a B³azna ³okciem. - Zielony puder - powiedzia³a, patrz¹c na Trzeci¹ Czarownicê. -Ja przecie¿ tak nie wygl¹dam. Nie wygl¹dam, prawda? - Absolutnie - zapewni³ B³azen. - I te w³osy! B³azen wyjrza³ miêdzy blankami niby nadgorliwy gargulec. - To chyba s³oma - stwierdzi³. - I to niezbyt czysta. Zawaha³ siê, skubi¹c mech z kamieni. Zanim wyjecha³ z miasta, poprosi³ Hwela o kilka odpowiednich s³ów, jakie móg³by powiedzieæ m³odej damie. W drodze do domu uczy³ siê ich na pamiêæ. Nadesz³a pora... Teraz albo nigdy. - Chcia³bym zapytaæ, czy mogê ciê porównaæ do dnia w pe³ni lata. Bo widzisz... dwunasty czerwca by³ ca³kiem ³adny i... Ojej. Ju¿ ciê nie ma... *** Król Verence zacisn¹³ palce na brzegu ³awy; zag³êbi³y siê w drewno. Tomjon wkroczy³ na scenê. - To on, prawda? To mój syn? Nie roz³upany orzech wypad³ z d³oni Niani Ogg i potoczy³ siê po kamieniach. Kiwnê³a g³ow¹. Verence zwróci³ ku niej sw¹ wychud³¹, przejrzyst¹ twarz. - Ale co on robi? Co mówi? Niania pokrêci³a g³ow¹. Król s³ucha³ z otwartymi ustami, jak Tomjon - kuœtykaj¹c bokiem po scenie - wyg³asza swój wielki monolog. - Myœlê, ¿e on ma byæ tob¹ - stwierdzi³a niechêtnie Niania. - Przecie¿ nigdy tak nie mówi³em! Dlaczego ma garb na plecach? Co z jego nog¹? - Pos³ucha³ chwilê i doda³ ze zgroz¹: - I na pewno nigdy czegoœ takiego nie zrobi³em. Ani tego. Dlaczego mówi, ¿e zrobi³em? Rzuci³ Niani b³agalne spojrzenie. Wzruszy³a ramionami. Król zdj¹³ z g³owy widmow¹ koronê i przyjrza³ jej siê z bliska. - Nosi moj¹ koronê! Spójrz, to ona! I opowiada, ¿e uczyni³em te... - Zamilk³, by wys³uchaæ ostatniego kupletu. - No dobrze, to akurat rzeczywiœcie mog³em zrobiæ. Faktycznie, podpali³em parê domów. Wszyscy tak robi¹. I dziêki temu rozwija siê przemys³ budowlany. Wcisn¹³ koronê na skronie. - Dlaczego mówi o mnie takie rzeczy? - To sztuka - odpar³a Niania. - Jest, jak to siê mówi, zwierciad³em ¿ycia. Babcia odwróci³a siê powoli, by spojrzeæ na publicznoœæ. Jak oczarowani wpatrywali siê w aktorów. S³owa op³ywa³y ich w nieruchomym powietrzu. To by³a prawda. Prawdziwsza nawet ni¿ rzeczywistoœæ. To by³a historia. Mo¿e i fa³szywa, ale to nie mia³o nic do rzeczy. Nigdy nie poœwiêca³a s³owom wiele czasu. Uwa¿a³a je za nazbyt niematerialne. Teraz tego ¿a³owa³a. S³owa w istocie by³y niematerialne, ustêpliwe jak woda, ale te¿ potê¿ne jak woda. A teraz sp³ywa³y na widzów, podmywa³y brzegi prawdy i unosi³y ze sob¹ przesz³oœæ. To my tam siedzimy, myœla³a. Wszyscy wiedz¹, jakie jesteœmy naprawdê, ale zapamiêtaj¹ to na scenie - trzy be³kocz¹ce tobo³y w spiczastych kapeluszach. Wszystko, czego dokona³yœmy, kim by³yœrny, przestanie istnieæ. Zerknê³a na ducha króla. Có¿, nie by³ gorszy ni¿ inni królowie. Owszem, móg³ spaliæ jakiœ dom od czasu do czasu, jakby z roztargnieniem, ale tylko kiedy naprawdê coœ go rozgniewa³o; móg³ z tego zrezygnowaæ, kiedy tylko zechcia³