To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

W przedsionku sejfu, w milczącym stalowym łonie, John i Dyson byli izolowani od świata. Dyson otworzył gabinet zawierający pozostałości Terminatora. John wpatrywał się niespokojnym wzrokiem w rękę Terminatora i jego centralny procesor CPU. Wreszcie jednym, pełnym złości ruchem sięgnął ręką po pojemniki z gazem obojętnym i cisnął je na ziemię. Roztrzaskały się. John schwycił CPU i metalową rękę obsypaną zbitym szkłem. - Chodź, Miles, zmywamy się! Wybiegł, chwytając stalową rękę i wsuwając do kieszeni pudełko z CPU, jakby to był baton "Mars". Dyson pobiegł za nim. Na pierwszym piętrze wysunięty oddział komandosów zbliżył się do jednej z klatek schodowych. Wyłaniali się dwójkami, kryjąc się i asekurując jak na manewrach. John pognał do laboratorium, a Dyson potykał się zaraz za nim. Sara właśnie zakończyła uzbrajanie centralnego detonatora. - Gotowy do wybuchu? - Gotowy. John rzucił jej metalową rękę. Złapała ją i nachyliła się, by włożyć do swojego pustego plecaka. Rozsunęła zamek i zaczęła ją wciskać. Dyson stał pośrodku laboratorium, żegnając się z nim w duchu. Był u kresu sił. Bandaże na jego ramieniu przesiąkały uchodzącą krwią. Terminator wkroczył do laboratorium: - Już czas iść. Teraz. On i John skierowali się z powrotem drogą, którą przyszli, przez sekcję specjalną. Sara skończyła swoją pracę i skierowała się do detonatora, dwadzieścia stóp dalej, niedaleko miejsca, gdzie stał Dyson. - Miles, podaj mi detonator i chodźmy. Delikatnie podniósł detonator i ruszył w jej kierunku. Wtedy... Trzask! Drzwi w drugim końcu laboratorium zostały odrzucone z rozmachem. Dowódca grupy uderzeniowej i dwóch jego ludzi otworzyłi ogień. Ich peemy pokryły ogniem całe pomieszczenie. Sara dała nura za wielki komputer. Dyson został trafiony kilkakrotnie i padł na podłogę jak ścięte drzewo. W halu John usłyszał strzelaninę i rzucił się z powrotem: - Mamo! Terminator chwycił go, kiedy kule już uderzały w jego szerokie plecy. Rzucił się z chłopcem za narożnik, by zejść z linii ognia. W laboratorium kule przelatywały nad głową Sary, trzaskały wokół niej, natrętne jak stado os. Zobaczyła Dysona padającego gwałtownie na ziemię. Detonator trzymał kurczowo w ręce. Obrócił się i spojrzał na nią. Jego oczy rozszerzone były bólem - wnętrzności miał poszarpane na kawałki. - Idź - wyszeptał. Przez ułamek sekundy Sara zawahała się. Patrzyła mu w oczy. Wzrok jej przesunął się po tłuczonym szkle, postrzelanym rumowisku i zatrzymał na najbliższym wejściu. Duży błąd. To był "czysty pokój". Oczyszczony, pozbawiony okien, dokładnie opieczętowany. Nie było tu innego wyjścia poza tym jednym, którym weszli. Kolejna seria przeszyła pokój. Sara skryła się za biurkiem. Terminator biegł hallem w kierunku łoskotu broni maszynowej. Zawahał się koło szeregu monitorów. Jeden z nich skierowany był na Sarę znajdującą się w czystym pokoju. Błyskawicznie zorientował się w sytuacji. Wykonał szybki zwrot i ruszył swą poprzednią drogą. W pokoju Sara czołgała się w kierunku rogu. Ale to niczego nie zmieniało. Pociski rozrywały się tuż obok, pudłując zaledwie o cale. Nagle ściana za nią runęła i wszedł Terminator. Chwycił ją za kołnierz i jak kociaka wyciągnął do hallu. Biegli, a pociski uderzały o ściany tuż za nimi. Skręcili za róg. John czekał na nich i razem minęli punkt kontroli bezpieczeństwa. John dobiegł jako pierwszy do zewnętrznych drzwi i szarpnął. Zamknięte. Terminator podniósł M-79, by zrobić wyrwę w murze. - Cofnąć się! - rozkazał. Wyciągnął granat z pasa przewieszonego przez plecy i wcisnął go do komory. Jednym precyzyjnym ruchem ręki zatrzasnął zamek. Sara i John mieli tylko ułamek sekundy na ukrycie się. Terminator obrócił się i wycelował, mówiąc: - Zakryjcie uszy i otwórzcie usta. Natychmiast wykonali rozkaz, a cyborg pociągnął za spust. Pół ściany zostało wysadzone razem z drzwiami. Fala wybuchu uderzyła w Terminatora z ogromną siłą, ale on wpadł w zadymiony otwór, zanim odłamki zdążyły spaść na podłogę. Terminator poprowadził Sarę i Johna ciemnym korytarzem. Gaz łzawiący wydobywał się spod drzwi biura i unosił w powietrzu. Zaczęli kaszleć i dusić się. Sara ściągnęła swoją maskę przeciwgazową i założyła Johnowi. Terminator wyprzedził ich i w marszu ładował broń powtórnie. Przed nimi było jeszcze jedno zablokowane wyjście. Zamknął magazynek jednym ruchem ręki i strzelił. Drzwi zniknęły. Obsypały go resztki ściany. Jednak nie cofnął się, ani nie zwolnił. John i Sara podążyli za nim do innego korytarza. Terminator znów załadował swój granatnik. W cichym teraz, zadymionym laboratorium przywódca grupy antyterrorystycznej przesunął się ostrożnie przez pokój. Kocim krokiem okrążył biurko i skierował karabin na... Milesa Dysona, który nie był jeszcze zupełnie martwy. Ale wiedział, że wkrótce będzie. Siedział na podłodze opierając się o biurko. Trzymał ciężki techniczny podręcznik dokładnie ponad tłokiem detonatora. Komunikat był jasny: - Zastrzel mnie, książka opada na tłok. Adios. Dyson charczał, starając się wciągnąć w płuca choć tyle powietrza, by móc mówić: - Nie wiem... jak... długo jeszcze... mogę... utrzymać to... Lider grupy specjalnej po raz pierwszy zobaczył przewody i kanistry dookoła siebie. Nawet przez maskę gazową można było zauważyć strach w jego oczach. Podjął natychmiastową decyzję: gwałtownie odwrócił się i dał znak swemu oddziałowi do odwrotu. - Wycofać się! Wszyscy! Ruszcie się! WYCOFAĆ SIĘ! Posłuchali, zderzając się z następną grupą idącą w górę schodów. Terminator dobiegł do głównej windy i wcisnął guzik. Sara i John byli tuż za nim, krztusząc się i potykając w zadymionym holu. Drzwi otworzyły się. Weszli do windy i zjechali na dół. Dyson leżał na zgliszczach swych marzeń, rozwalony na podłodze, plecami oparty o biurko, skąpany we własnej krwi, która spływała w długich strumieniach w poprzek kafelków. Jego oddech był płytki i chrapliwy. Nadal trzymał książkę, drżącą nad detonatorem. Zobaczył coś w pobliżu z bardzo drogimi obecnie rupieciami. Fotografia jego rodziny. Sięgnął po nią, balansując książką, po czym położył ją na swoich kolanach. Jego żona i dzieci, uśmiechali się do niego poprzez zbite szkło. Łza spłynęła mu z oka. Nie zamierzał starać się żyć dłużej. Powiedziało mu to całe jego ciało