To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Ile razy mam ci powtarzać, że masz pukać 240 przed wejściem i mówić poprawnie po angielsku? Co to znaczy wdechowy? - Dobry, mądry, no... taki w dechę. Przykro mi, tato, ale jesteś trochę staroświecki. Takie słowa jak łebski czy wdechowy już się przyjęły. Nawet tu, w Hongkongu. Do zobaczonka, pa, bawcie się dobrze. Po przyjęciu wychodzę, późno wrócę, więc nie... - Czekaj... - To moja bluzka, moja nowa bluzka! - wybuchnęła Penelopa. - Adryon, oddaj ją w tej chwili! Setki razy mówiłam ci, żebyś trzymała się z daleka od mojej garderoby. - O, mama - odpowiedziała ostro Adryon - ty jej teraz nie potrzebujesz, nie mogę pożyczyć sobie na wieczór? - Zmieniła ton. - Proszę... Tak bardzo proszę! Tata, powiedz mamie. - Przeszła na płynny kantoński. - Szanowny Ojcze... wstaw się za swą Córką Numer Jeden, aby osiągnęła to, co nieosiągalne. W przeciwnym razie rozpłaczę się i będę szlochać, szlochać, szlochać... - I znów po angielsku jednym tchem. - Mamo, niepotrzebna ci, a ja naprawdę będę uważać. Proszę. - Nie. - No coś ty, proszę cię. Będę uważać, obiecuję. - Nie. - Mamo! - Cóż, jeśli obie... - Dziękuję. - Dziewczyna ukłoniła się, odwróciła na pięcie, wyszła i zatrzasnęła drzwi. - Jezu Chryste - jęknął Dunross - dlaczego za nią zawsze trzaskają drzwi? - Przynajmniej nie robi tego umyślnie. - Penelopa westchnęła. - Boże, nie wiem, jak dam radę jeszcze raz przez to przejść. - Ja też. Na szczęście Glenna jest rozsądna. - Tylko na razie, łan. Ona wdała się w tatusia. Tak samo jak Adryon. - Też coś! Ja nie mam kłótliwego charakteru. A skoro już przy tym jesteśmy, mam nadzieję, że tym razem 241 Adryon umówiła się z kimś odpowiednim, a nie jak zwykle. Kto po nią przyjedzie? - Nie mam pojęcia, łan. Też pierwszy raz o tym słyszę. - Oni są zawsze tacy dziwni! Jeżeli chodzi o mężczyzn, to ma fatalny gust. Pamiętasz tego knypka z głową jak melon i rękami jak u neandertalczyka? Była w nim zakochana do szaleństwa. Jezu, miała piętnaście lat... - Prawie szesnaście. - Jak on się nazywał? Byron, tak, Byron. Boże drogi! - Naprawdę, nie powinieneś tak się tego czepiać, lan. To była szczenięca miłość. - Chyba goryla miłość. Podobny był do małpy... A pamiętasz tego drugiego, tego, co był przed tym Byronem, taki psychiczny... jak on się nazywał? - Victor. Tak, Victor Hopper. To ten... Tak, pamiętam go. Przyszedł i zapytał, czy nic się nie stanie, jak się prześpi z Adryon. - Co?! - No, tak. - Uśmiechnęła się niewinnie. - Nie mówiłam ci wtedy... I dobrze zrobiłam. - O co pytał?! - Spokojnie, łan, wszystko w porządku. To było ze cztery lata temu. Powiedziałam mu, że nie, jeszcze nie teraz, że Adryon ma dopiero czternaście lat, ale gdy będzie miała dwadzieścia jeden... Ta miłość też wygasła. - Jezu Chryste! Zapytał cię, czy mo... - Przynajmniej zapytał! To już coś. Teraz to zwyczajna rzecz. - Wstała i dolała szampana. - Jeszcze tylko z dziesięć lat takiego mętliku i zostaniesz dziadkiem. - Uśmiechnęła się i trącili się kieliszkami. - Znów masz rację - przyznał. Już tyle lat, tyle wspaniałych lat. Miałem szczęście, pomyślał. Błogosławię ten pierwszy dzień. Działo się to w jednostce RAF w Biggin Hill, był ciepły, słoneczny sierpniowy poranek czterdziestego roku w czasie trwania Bitwy o Anglię, WAAF t7m przydzielono Penelopę jako ochotniczkę Zaczynał się ósmy dzień walk, on miał trzecią 242 misję i po raz pierwszy zestrzelił samolot wroga. Spitfire Dunrossa podziurawiły kule, miał uszkodzone skrzydło i kadłub. Według wszelkich zasad dżosu powinien zginąć, ale przeżył, a Messerschmitt wraz z pilotem przepadli na zawsze. On - Dunross - siedział bezpiecznie w domu pełen strachu, ulgi i wstydu, że wrócił, a młodzieniec, wróg, którego widział w kabinie, z krzykiem spłonął w nurkującym samolocie. - Dzień dobry, sir - powiedziała Penelopa Grey. - Witamy w domu, sir. Proszę. - Podała mu kubek gorącej, słodkiej herbaty. Nie powiedziała nic więcej, chociaż powinna od razu wypytać o lot. Nie mówiła nic, tylko uśmiechnęła się i dała mu czas na powrót z przestworzy na ziemię