To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Dawid powiedziaB panu?.. - Mój wnuk wydoro[laB, nie uwa|asz? PrzyjechaB grubasek, a teraz prawie kulturysta. Tyle, |e w [rodku dziecko. - Nie takie znowu dziecko, prosz pana. - Bo si w tobie zakochaB? - Wci| udaj pogodny luz. - Ja byBem zakochany kiedy miaBem dwana[cie lat. Tak samo naiwnie i ufnie. NosiBem za ni teczk, fundowaBem kino, caBe kieszonkowe wydawaBem na prezenty, kwiatki, czekoladki... PrzyszedB starszy chBopak, as siatkówki w szkole, kiwnB na ni palcem i zostawiBa mnie w jednej chwili. Jeszcze si [miaBa, |e smarkacz ma czelno[. - Po co pan mi to opowiada? Kiedy[ byBo inaczej. - Zawsze jest tak samo - rzucam ostrzej ni| bym chciaB. - ChBopcy dojrzewaj pózniej, ale nie ma to wpBywu na ich wra|liwo[, gBbi prze|ywania, doznawanie AV5DV5?. Oni to ukrywaj, nadrabiaj min. Tym mocniej boli. A ja nie chc, |eby Dawid ju| teraz AV5DV0V, ma na to czas, gdy bdzie starszy. Dosy prze|yB jako Piggy. - Ja go z tego wycignBam - stwierdza hardo Katarzyna. - Po cz[ci ty - zgadzam si. - Ale to ci nie daje prawa udawa zakochanej. - A kto daB panu prawo twierdzi, |e udaj? Patrzy na mnie wrogo swymi wielkimi, gorejcymi [lepiami. Mam to gdzie[. Tym lepiej. - Grasz miBo[, |eby wydbi zaproszenie do Melbourne - mówi chBodno. Oczy Kasi z nagBa zachodz mgieBk i wilgotniej. Milczy, pochyla gBow. - Jak panu nie wstyd tak mówi... - sBysz. 175 - Mówi co my[l. A my[l, |e bawisz si Dawidem i zaBatwiasz swoj spraw. - Pan jest wstrtny! - Kasia zrywa si z Bawki. - Siadaj - polecam sucho. - O ile zaproszeD zabiegasz? O jedno, dla siebie, czy o dwa? I dla kogo to drugie? Nie odpowiadaj. Wiem. Ciekawe tylko, jak wmówiBa[ Dawidowi... Nie koDcz. - O, Ludwik, wróciBe[! - Dawid rado[nie wyciga do mnie rk, jak m|czyzna do m|czyzny. Potem odwraca si do Katarzyny: - KasieDko, przepraszam... - Przyglda jej si z niepokojem. - Co ci jest? StaBo si co[? Próbuje poBo|y jej dBoD na ramieniu. Kasia nie pozwala si dotkn. Biegnie do motorynki. - Zapytaj dziadka - rzuca, zapuszczajc silnik. Dawid, osBupiaBy, pozwala jej odjecha. Pózniej powoli odwraca si do mnie i patrzy pytajco. Wzruszam ramionami. - Co jej takiego powiedziaBe[? - pyta cicho. Nie mog wywali mu caBej prawdy. Po prostu nie mog. Niech sobie bdzie szcz[liwy a| do dnia wyjazdu, niech wierzy we wzajemno[ uczu