To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Wyraźnie odzyskał siły i, jako że nie mógł rozmówić się z Mokhtarem, wszystko wylało się z niego teraz. Jednak Byrne nie dopuścił do tego. — Teraz nie mamy czasu. Chcę się stąd wynieść. Ruszamy. Ponownie nabraliśmy szybkości, kiedy wjechaliśmy na asfaltowany odcinek drogi, a ponieważ musieliśmy przejechać przez Tam, Billson został umieszczony z tyłu wozu i przykryty kilkoma djellabami. Droga na południe opuszczała Tam w Fort Lapperine i gdy wyjechaliśmy zza rogu, zdałem sobie sprawę, że przed poste de police stoi mężczyzna, kołysząc w ramionach pistolet maszynowy. Odetchnąłem z ulgą, kiedy podskakując zniknęliśmy z jego pola widzenia. Jakieś cztery mile za miastem Byrne zatrzymał się i przeszedł na tył wozu. Przyłączyłem się do niego. Odkrył Billsona i powiedział: — Jak się czujesz? — W porządku. Byrne spojrzał na niego zamyślony. — Możesz iść? — Iść? — Tuż za tym zakrętem jest policyjny punkt kontrolny — zwrócił się do mnie Byrne. — Założę się, że ten sukinsyn powiedział im, żeby się na mnie zasadzili. — Odwrócił się do Billsona. — Tak, iść. Niedaleko, dwa, może trzy kilometry. Mokhtar będzie z tobą. — Myślę, że dam radę — odparł Billson. Byrne skinął głową i odszedł porozmawiać z Mokhtarem. Zwróciłem się do Billsona. — Czy jesteś pewien, że sobie poradzisz? Spojrzał na mnie słabo. — Mogę spróbować — odwrócił się, aby popatrzeć na Byrne'a. — Kim jest ten człowiek? — Kimś, kto ocalił ci życie — odparłem. — Teraz ratuje twoją szyję. — Wróciłem i wsiadłem do szoferki. Niebawem wsiadł też Byrne i ruszyliśmy dalej. Odwróciłem się i ujrzałem jak Billson i Mokhtar znikają za paroma przydrożnymi skałami. Byrne miał rację. Na tym punkcie kontrolnym rzeczywiście porządnie nas przetrzepali. Jak mi powiedział później, bardziej niż zazwyczaj, o wiele bardziej. Nie należy się jednak sprzeczać z człowiekiem uzbrojonym w karabin. Przeszukali wóz otwierając każdą torbę i pojemnik. Nie zawracali sobie jednak głowy ponownym pakowaniem. Musieliśmy zrobić to z Byrne'em sami. Długo rozmyślali nad moim paszportem, zanim oddali mi go z powrotem. Następnie musieliśmy wypełnić kolejne fiche, znów w trzech egzemplarzach. — Co za cholerna głupota — powiedziałem. — Dopiero co robiłem to dziś rano. — Zrób to — odparł Byrne krótko; zrobiłem. W końcu zezwolono nam jechać dalej. Wkrótce po opuszczeniu punktu kontrolnego Byrne zboczył z głównego szlaku na mniejszy, nie oznakowany. — Główna droga prowadzi do In Guezzam — powiedział. — Ale tam przerzucenie cię przez granicą mogłoby się okazać trudne. Fort Flatters będzie lepszy. — Podjechał jeszcze kawałek i zatrzymał się. — Poczekamy tu na Mokhtara. Wysiedliśmy z wozu, a ja spojrzałem na mapę. Po kilku minutach zagadnąłem: — Jestem zaskoczony, że ich tu jeszcze nie ma. Dość długo staliśmy na punkcie kontrolnym, a przejście trzech kilometrów nie zajmuje wiele czasu. — Raczej ośmiu — odparł Byrne spokojnie. — Gdybym powiedział mu prawdę, mógłby się opierać. — O! W tej chwili na poboczu drogi wyłonił się Mokhtar. Niósł Billsona przerzuconego jak worek przez plecy. Ułożyliśmy go z tyłu wozu tak wygodnie, jak to było możliwe, ocuciliśmy wodą i ruszyliśmy dalej. 17 Jechaliśmy do Air bez pośpiechu, robiąc nieco ponad sto mil dziennie. W tym właśnie okresie lepiej poznałem Paula Billsona przyjmując, że go w ogóle poznałem, gdyż był człowiekiem trudnym do zgłębienia. Myślę, że Byrne poznał się na nim dużo lepiej niż ja. Mimo swej gadatliwości w Abalessie stracił ochotę do mówienia, po tym jak zemdlał w czasie obchodzenia punktu kontrolnego. Czuł się już jednak dużo lepiej, kiedy wieczorem rozbiliśmy obóz. Mieliśmy teraz namioty, które wieźliśmy na bagażniku, na dachu wozu. Podczas gdy Byrne i Mokhtar rozstawiali je, opatrzyłem ranę Billsona. Była czysta i zaczynała się już goić, jednak przed założeniem świeżych bandaży zapudrowałem ją proszkiem penicylinowym. Wyglądał na zdezorientowanego. — W ogóle nie wiem co się dzieje — rzekł żałośnie. — Kim jesteś? — Już ci mówiłem, Max Stafford. — Nic mi to nie mówi. — A czy coś powie, jeśli oświadczę, że odpowiadałem za ochronę we Franklin Engineering? Uniósł wzrok. — Na miłość boską! Chcesz powiedzieć, że ścigałeś mnie aż tutaj, bo opuściłem Franklin w pośpiechu? — Niezupełnie, ale coś w tym sensie. Jest wiele rzeczy, które możesz mi powiedzieć. Rozglądnął się. Obóz rozbiliśmy po osłoniętej od wiatru stronie grzbietu, niemal na jego szczycie. Kiedy Byrne wybrał miejsce, zakwestionowałem je. Moim zdaniem lepiej byłoby rozbić obóz na płaskim terenie u stóp grzbietu. Byrne pokręcił głową. — Nigdy nie rozbijaj obozu na nisko położonym terenie. Na Saharze więcej ludzi ginie przez utonięcie niż z pragnienia. — Kiedy wyraziłem niedowierzanie, wskazał góry na północnym wschodzie. — Tam może szaleć burza z piorunami, a ty nic o tym nie wiesz. Ale wezbrany potok rwący przez wadi mógłby przepłynąć właśnie tędy. — Przyznałem mu rację. — Gdzie jesteśmy? — zapytał Billson. — Jakieś pięćdziesiąt mil na południowy wschód od Tammanrasset. — Dokąd jedziemy? — Do Nigru. Trzeba wydostać cię z Algierii, jesteś poszukiwany przez policję. Złamałeś prawo. — Dlaczego to dla mnie robicie? Zawiązałem jeszcze jeden węzeł na bandażu i obciąłem końce. — Niech mnie diabli wezmą, jeśli wiem — powiedziałem. — Z pewnością dowiodłeś, że jesteś strasznie przykrym człowiekiem. Z całą pewnością Niger to ostatnie miejsce na świecie dokąd chciałbym pojechać. Pokręcił głową. — Wciąż nie rozumiem. — Czy zapamiętałeś coś związanego z człowiekiem, który cię postrzelił? — Trochę — odparł Billson