To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Uriel oddali³ siê od niej tylko na pewien czas, poniewa¿ Taran zanadto siê z nim droczy³a, ale to mia³o tragiczne skutki. Rafael nic nie wiedzia³ o proœbie Uriela, by ofiarowaæ mu jeszcze jedno ¿ycie na ziemi. - Nie mo¿na byæ takim dra¿liwym! - oburzy³ siê któryœ z gospodarzy. Rafael uœmiechn¹³ siê. - Czasami nic na to nie mo¿na poradziæ. Taran czu³a siê doprawdy ¿a³oœnie. Na razie przynajmniej nie musia³a siê lêkaæ o swoje ¿ycie, ale dokucza³o jej upokorzenie, niewygody i ¿al. Zawiod³a wszystkich. Nie patrz¹c na nic, rzuci³a siê sama w rêce rycerza Zakonu. “Taran!” Niemal z krzykiem wci¹gnê³a powietrze w p³uca. G³os Uriela w jej g³owie! Uriel tu by³, Uriel! Zrozumia³a, ¿e musz¹ siê porozumiewaæ myœl¹, aby nikt niczego siê nie domyœli³. Ich prywatna tajemnica. “Jesteœ tutaj! Dziêki ci, najdro¿szy! Teraz ju¿ wszystko bêdzie dobrze!” “Niestety. Musisz wróciæ do bêd¹cego pod ochron¹ dworu, zanim Sigilion znów zostanie wypuszczony”. “A co zrobimy z Robertem? Statek p³ynie w stronê otwartego morza!” “Robertem zajmê siê ja. Nie wolno mi zabijaæ, ale na pewno coœ wymyœlê”. Jak to mo¿liwe, by w jednej chwili wszystko tak pojaœnia³o, by pojawi³a siê nadzieja? Uriel wróci³. Pod s³oñcem nie by³o ju¿ nic trudnego. “Jak ci posz³o w niebie? Pozwolono ci wróciæ do postaci cz³owieka?” “To nie jest niebo, Taran. Czêœciowo mi pozwolono, pod warunkiem, ¿e najpierw unieszkodliwiê Sigiliona”. I znów dooko³a pociemnia³o. “Beznadziejne zadanie!” “Owszem, ale poradzê sobie. Muszê!” “Dlaczego?” “Poniewa¿ ciê pragnê”. Uœciska³aby go, gdyby nie by³a zwi¹zana, a on niewidzialny. Uderzy³a j¹ przera¿aj¹ca myœl: “Urielu? Nie masz chyba zamiaru powróciæ jako noworodek?” Jêkn¹³. “Mój Bo¿e! Mam nadziejê, ¿e tak siê nie stanie!” “Bo wtedy nigdy mnie nie dogonisz”. “Nie wyczu³em, aby tak mia³o siê staæ. Chyba bêdê taki jak teraz”. Taran nie pyta³a go o wiek. OdpowiedŸ mog³aby wprawiæ j¹ w zak³opotanie. “Nie mogê ciê uwolniæ, Taran, ale zaufaj mi”. “Oczywiœcie!” Zorientowa³a siê, ¿e j¹ opuœci³, ale odesz³o tak¿e przygnêbienie. Robert nie móg³ poj¹æ, co siê dzieje ze statkiem. Chocia¿ ze wszystkich si³ stara³ siê utrzymaæ kurs prosto na ujœcie fiordu, statek go nie s³ucha³, stale kierowa³ siê w bok, jakby chcia³ zawróciæ. I nie doœæ na tym: naprawdê skrêci³. Co siê sta³o? Czy¿bym zgubi³ ster? Próbowa³ zajrzeæ w wodê od strony rufy, ale niczego nie zobaczy³. Wiatr od morza mocniej dmuchn¹³ w ¿agle. Przybijê do brzegu i sprawdzê, co siê dzieje z t¹ ³ajb¹, pomyœla³ Robert. Ale statek nie chcia³ p³yn¹æ w stronê l¹du. Obra³ kurs prosto na Christianiê i zdawa³o siê, ¿e doskonale wie o wszystkich wysepkach i ska³ach, trzyma³ siê bowiem œrodka szlaku i omija³ wszelkie przeszkody. Robert, zdumiony, przestraszony i wœciek³y, zacz¹³ krzyczeæ. Uriel z niepokojem patrzy³, ¿e zapada wieczór. Nie uda im siê zd¹¿yæ do domu przed noc¹. W³aœciwie wcale na to nie liczy³, ale pragn¹³, aby znajdowali siê choæ trochê bli¿ej, nie na œrodku basenu portowego, sk¹d roztacza³ siê widok na nabrze¿e Christiana. Czekali ju¿ tam na nich wszyscy ludzie ze dworu i okolicy. Jakiœ czas temu b³yskawicznie wyprawi³ siê w umówione miejsce i da³ znaæ Rafaelowi, ¿e przybêd¹ drog¹ morsk¹ i natychmiast przyda im siê pomoc. Na pewno bêdzie mu brakowa³o zdolnoœci swobodnego poruszania siê w przestrzeni, poza czasem. No i mo¿liwoœci stawania siê niewidzialnym. Nic jednak nie mo¿e siê równaæ z têsknot¹ za Taran. Musi j¹ mieæ. NiewyraŸne wspomnienie mówi³o mu, ¿e jego dotychczasowe istnienie by³o doœæ ubogie w mi³oœæ. Pewnie dlatego znajdowa³ siê teraz w wytêsknionym trzecim wymiarze, dziêki ascetycznemu ¿yciu w pokorze, aby zadowoliæ wy¿ej stoj¹ce moce w zamian za wieczne ¿ycie. Wiedzia³ wszak, ¿e wielu ludzi traktuje religiê jako ucieczkê od lêku przed œmierci¹. Czy w taki w³aœnie sposób myœla³ w swym dawnym ¿yciu? Czy te¿ wierzy³ szczerze? Tak ma³o wiedzia³ o tym, co dawniej robi³. Czu³ tylko, ¿e brakowa³o mu mi³oœci