To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Urzędowy list. W Jupiterze zakipiała złość, gdy uświadomił sobie, że wśród nielegalnych machinacji Moocha może być także miejsce na kradzież czeków na wypłatę rent ze skrzynek listowych. Pomyślał, ile też starych osób lub kalek w ten sposób obrabowano. Wszedł po schodach na piętro. Szybkie przeszukanie sypialni i łazienki ujawniło sterty brudnych ubrań i niewiele więcej. Dom nie miał drugiego piętra, nie miał piwnicy i nie było tu śladu Todda Strattena. Jeśli wybredny i ostrożny Clark Burton miał jakieś powiązania z młodymi mieszkańcami tego domu, trudno było je sobie wyobrazić, poza tym, że może od czasu do czasu korzystał z ich usług. Ależ jakich usług? Dom budził w Jupiterze odrazę i przygnębienie. Już właśnie ruszał do wyjścia, gdy w jego walkie-talkie odezwał się Bob. - Jupe, Mooch nadchodzi. Jupe śmignął do jadalni. Spojrzał przez okno. Mooch nadchodził od Alei Pacyfiku. Chłopiec uświadomił sobie w przypływie paniki, że jeśli otworzy okno i zacznie przez nie przełazić, Mooch go zobaczy. - Hej, Jupe, ruszaj się! - zawołał Bob. Jupe pospieszył do drzwi kuchennych. Na frontowym ganku słychać było kroki. Detektyw nerwowo odplątywał drut przytrzymujący klamkę. Po kilku sekundach drzwi otworzyły się i Jupe wyszedł na ganek kuchenny. Psy zaczęły ujadać zgodnym chórem. - Hej, co się tam z tyłu dzieje?! - wrzasnął Mooch z ganku. Zadudniły jego kroki, gdy zbiegał ze schodów i okrążał dom. Jupe błyskawicznie ogarnął spojrzeniem podwórze. Było otoczone wysokim płotem z desek. Jupiter wiedział, że nie zdoła wspiąć się na płot dostatecznie szybko. Jedyna furtka w ogrodzie znajdowała się od strony podjazdu. Właśnie w tej chwili Mooch szedł do niej. Jupe był w potrzasku! Tylko jedno wyjście przyszło mu na myśl. Popędził do komórek dla psów na końcu podwórza. - Hej, ty! - wydzierał się Mooch z podjazdu. Nie tracił czasu na otworzenie furtki, przesadził płot i skoczył na podwórze. Jupiter dopadł do rzędu komórek pod tylnym płotem. Szarpnął skobel na pierwszej z brzegu. Rozradowany owczarek alzacki skoczył na drzwi. Otworzyły się na oścież i pies był wolny. - Hej, wracaj! - wrzasnął Mooch na psa. Jupe skoczył do następnej komórki i otworzył drzwi. Drugi pies wypadł na wolność, szczekając zajadle. Zatrzymał się na moment, oceniając wielkość owczarka. Następnie zaatakował go. Głośne warczenie i ujadanie wypełniło podwórze, a Mooch tańczył wokół psów, wrzeszcząc jak obłąkany. Jupiter otworzył trzecią i czwartą komórkę. Mooch zupełnie stracił głowę i starał się rozdzielić walczące psy. Natychmiast go pogryzły. Pobladły i przerażony Bob zajrzał sponad płotu. Sięgnął do haczyka od wewnątrz i otworzył furtkę. W tym momencie psia walka, która stała się jednym wspaniałym szczekaniem, warczeniem, skowytem, gryzieniem i skokami wolności, przetoczyła się w stronę otwartej furtki. Mooch krzyczał, szarpał się, wyskakiwał i machał rękami w daremnych wysiłkach. Owczarek wycofał się z walki i jak błyskawica wypadł z podwórza. Nagle walka wygasła. Psy śmignęły na Przelotową i rozbiegły się w cztery strony. Mooch biegł za nimi gwiżdżąc i wołając, starał się dopaść najpierw jednego, potem drugiego. Bob usiadł na krawężniku i zwijał się ze śmiechu. Przelotową nadjechała ciężarówka współlokatora Moocha. Młody człowiek zatrzymał ciężarówkę na poboczu i wyskoczył z niej. Starał się zabiec drogę jednemu z psów, ale szybko tego zaniechał. W ulicę skręciły dwa samochody patrolowe. Mooch zwiewał. Przesadzał płoty i krzaki, aż przepadł za sąsiednim podwórzem. Jego współlokator zmierzał w przeciwnym kierunku z równym pośpiechem. Po psach nie było już śladu. Kilku sąsiadów obserwujących zajście stało na gankach swych domów. Policjanci wysiadali z samochodów patrolowych. Jupe odczuwał satysfakcję, gdy niespiesznie odchodzili obaj z Bobem. Może nie dokonali wiele, ale przynajmniej zniweczyli niegodziwe przedsięwzięcie Moocha