To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Jego niezwykle błękitne oczy obserwowały Killashandrę uważnie, nieruchoma twarz nie wyrażała żadnych emocji. Leniwym ruchem pogłaskał ją po nodze. Stopniowo jego usta wygięły się w uśmiechu. Co mógł powiedzieć, jakie myśli drzemały za tymi błękitnymi oczami, Killashandra nie wiedziała. Potem dotknął girlandy, którą wciąż nosiła, starannie rozprostowując zgnieciony kwiat. - Czy dołączysz do mnie? Nie będziemy mieli zbyt wiele czasu w drodze na południe. Tanny, Theach i Erutown popłyną z nami i będziemy zrzucali ładunki tu i ówdzie. - Oczywiście, że dołączę do ciebie - zawołała Killashandra z entuzjazmem. Nie przegapiłaby tej podróży za nic w świecie. Tylko... jak Lars przyjmie wyjaśnienia? Czy ją porzuci? Cóż, nie musiała się wcale przyznawać, że jest śpiewaczką kryształu, którą uwięzili na wyspie! Wiatry w przystani Grzbietu były na tyle silne, by zasługiwać na miano niebezpiecznych, ale prawidłowo obciążony “Poławiacz” doskonale trzymał się na wodzie. Erutown, który jako jedyny z nich nie był żeglarzem, zajął koję w kabinie na dziobie, czekając, aż lekarstwo na chorobę morską zacznie działać. Theach objął w posiadana niewielki terminal, uśmiechając się z roztargnieniem do pozostałych członków załogi, by po chwili wrócić do programowania. Teraz, kiedy Tanny znalazł się na morzu, okazał się wymarzonym kompanem. Traktował Killashandrę z wielką cierpliwością. Postawili żagle, gdy siła wiatru spadła do trzech stopni, i opuścili przystań jako pierwsza większa jednostka. Inne dopiero załadowywano, przygotowując do misji ratunkowych na pobliskie wyspy. Po przymusowej bezczynności dobrze było mieć wreszcie coś do roboty Killashandrze nie przeszkadzał deszcz ani wiatr. Wraz z Tannym dokonywała co jakiś czas inspekcji skrzyń na pokładzie. Świeżą wodę i jedzenie wyładowano na pierwszym postoju, razem z pewną ilością lekarstw. “Poławiacz” ostrożnie wymijał śmieci unoszące się na wodach niewielkiej przystani: dachy, ściany domów, niezliczone drzewa papuzie, owoce kołyszące się jak łyse głowy. Ten widok zaskoczył Killashandrę i omal nie zdradziła się przed Tannym swoją nieznajomością wyspiarskiego życia. Mieszkańcy schronili się na jedynym płaskowyżu wyspy, teraz jednak wyciągali już na ląd rzeczy dające się uratować. Radosnymi okrzykami powitali “Poławiacza”, a niektórzy brodząc po pas ruszyli, by dopchać do brzegu wodoszczelne pakunki Cała operacja zamknęła się w czasie, jakiego “Poławiacz” potrzebował, by zrobić zwrot i skierować się ponownie ku pełnemu morzu. Tak samo wyglądało to na pół tuzinie kolejnych małych wysepek. Killashandra zapoznała się wcześniej z mapami i kompasem: szli po łukowatym kursie, a “jej” wysepka leżała w najdalej na południowy zachód wysuniętym punkcie ich podróży. Wszędzie znajdowały się wyspy, małe, duże i średnie. Na wszystkich dało się dostrzec ślady huraganu, na większości drzewa papuzie przygięte były jeszcze do ziemi po ciężkiej walce z żywiołem, na niektórych mniejszych wysepkach pupugowce zostały przewrócone. Ponieważ nikt nie komentował tych zniszczeń, Killashandra nie mogła zapytać, jak szybko drzewa odrosną. Odpowiadając na słabe wezwania o pomoc, zawinęli w końcu do przystani na średniej wielkości wyspie, która straciła maszty komunikacyjne i nie mogła nawiązać kontaktu z Wyspą Aniołów. Lars i Tanny zeszli na ląd, podczas gdy Killashandra odprowadzała ich wzrokiem z pokładu, a Theach i Erutown pozostali w kabinach na dole. Część z pilnie potrzebnych przedmiotów znajdowała się na jachcie, a co do reszty Lars porozumiał się z Wyspą Anioła. Kiedy wreszcie podnieśli kotwicę i odpłynęli, Killashandra zdała sobie sprawę ze wzrastającego podniecenia Tanny'ego. Nie potrafiła rozpoznać okolicy, ale jeśli rzeczywiście zbliżali się do miejsca jej “zesłania”, to ona w czasie swojej ucieczki oddalała się od najbliższego źródła pomocy. Kiedy dotarli do następnej masy lądu, nie potrzebowała okrzyku ulgi Tanny'ego, by wiedzieć, że to “jej” wyspa; ogromne drzewo papuzie pośrodku było wystarczająco charakterystyczne. Przetrwało nie tylko ono, również jego odrosty, a także niewielki szałas, jaki zbudowała pod ich osłoną