To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Wyrósł przez noc. - Skąd wiesz? - Te tereny były celem naukowych ekspedycji. Wyniki ich badań znajdziesz w książkach przyro- 116 dniczych. Przez kilka pierwszych tygodni pęd rośnie prawie dwie stopy dziennie. Później trochę wolniej. Jednak wiele z nich nigdy nie urośnie. - Dlaczego? - Zostaną zjedzone przez zwierzęta. Pędy bambusowe są słodkie i delikatne. - Wiem. Podają je w chińskich restauracjach. - Zgadza się. Watussi i Pigmeje bardzo je lubią. Są również przysmakiem goryli. Spójrz, goryle już tu były. Ślady wyraźnie o tym świadczyły. Przypominały odciski bosych stóp, lecz z pewnością nie ludzkich. W porównaniu z nimi te pozostawione przez ludzi Hala wyglądały jak stopki dzieci. Mimo to podobieństwo do ludzkiej stopy było duże. Z łatwością można było odróżnić pięć palców. - Ale dlaczego te ślady są takie głębokie? - Bo goryl jest ciężki. Waga męskiego osobnika dochodzi do siedmiuset funtów, to jest cztery razy więcej, niż waży przeciętny człowiek. - Skoro tu były, dlaczego nie zjadły tego pędu? - Może wówczas jeszcze nie wykiełkował. Chodź, mały, zostaliśmy w tyle. Jeśli jest tu gdzieś któryś z tych włochatych dżentelmenów, to nie mam ochoty samotnie stawiać mu czoła. - Co znaczy samotnie? Masz przecież mnie. Hal wybuchnął śmiechem. - Niewielką miałbym z ciebie pociechę. Goryl powaliłby cię na ziemię jednym małym palcem. 117 - Rozejrzał się wokół. - Teraz prawdopodobnie nas obserwują. - Nie mamy się czego obawiać - powiedział Roger uspokajająco. - Gdyby któraś z tych bestii chciała narobić kłopotów, zaatakowałaby naszych ludzi. - Miałaby atakować trzydziestoosobową bandę? Nie sądzę. Ale takie dwa maluchy jak my byłyby łatwą zdobyczą. - Jeśli zachowują się tak jak inne zwierzęta, nie zaczepią nas, dopóki my ich nie zaczepimy. - Wyczytałeś to pewnie w książkach - powiedział Hal. - I rzeczywiście to prawda. Z drugiej jednak strony, skąd możesz wiedzieć, co je zdenerwuje? Chłopcy przyspieszyli kroku. Zaczął padać deszcz, a czarne chmury sprawiły, że w lesie zrobiło się ciemno i nieprzyjemnie. Zewsząd dobiegały niskie, gardłowe pomruki, na dźwięk których chłopcy zaczęli rozglądać się na boki, jakby oczekiwali, że spoza każdego drzewa może wyskoczyć goryl. - Spójrz, gniazdo goryli - powiedział w pewnej chwili Hal. Ujrzeli poszarpane legowisko z gałęzi tak ze sobą splecionych, że tworzyły sprężysty materac, jakieś dwie stopy nad ziemią. - Myślałem, że one mieszkają na drzewach. - Umieją wspinać się po drzewach, ale nie chcą po nich łazić. Są bardzo ciężkie i mogłyby się pod nimi zerwać gałęzie. Największe osobniki nie opuszczają ziemi. 118 Leśne pomruki przybrały na sile i wydawały się coraz bliższe. Roger wziął się w garść. Nie pozwoli, żeby jakaś małpa robiła z niego głupka. Ruszył śmiało naprzód. Zaczynał być głodny. Nie minęło wiele czasu od śniadania, ale jak większość chłopców w jego wieku był wiecznie głodny. Dostrzegł w mroku pęd bambusa. Skoro goryl może to jeść, on również. Odciął roślinę nożem. Rozgniewany goryl Nagle ciemności rozdarł ryk, od którego skóra ścierpła mu na karku. W odległości pięciu stóp od niego pojawiła się czarna plama, którą początkowo brał za cień. Teraz spostrzegł, że był to ogromny goryl, wielki jak Watussi, lecz o tuszy trzech lub czterech Watussi razem wziętych. Jedynym jasnym punktem w czarnym cielsku były białe zęby. Goryl miał ciemne, głęboko osadzone oczy, nozdrza niczym z gumy i brodę przypominającą czarną szczotkę. Wyciągnął wielką łapę i wyrwał Rogerowi z ręki bambusowy pęd. Rzucił go w zarośla, skąd natychmiast dobiegł dziecięcy pisk. Potem zaczął walić pięściami w potężną pierś, wywołując w ten sposób głuchy dudniący odgłos. Jakby tego było mało, za chwilę powietrze wypełniły gardłowe ryki. Tej lekcji Roger nigdy nie zapomni. Trudno przewidzieć, co może rozzłościć zwierzę, a kiedy człowiek się tego domyśli, może być już za późno. Goryl wpadł we wściekłość, bo ktoś ośmielił się kraść obiad jego rodziny. Roger zaczął się wycofywać. Serce waliło mu jak oszalałe. Nie mógł przecież walczyć z tym olbrzymem. Poza tym ani on, ani Hal nie mieli 120 broni. Dysponowali jedynie nożami myśliwskimi, które przy tej bestii wyglądały jak wykałaczki. Roger przysunął się do stojącego bez ruchu Hala. - Nie ruszaj się - rzucił starszy brat. - Jeśli wyczuje, że się go boisz, skręci ci kark. Goryl wciąż ryczał i walił się w pierś. Jego potężne ramiona porastały włosy o długości ośmiu cali. Łapska miał wielkie jak bochny chleba. - Odpowiedzmy mu w jego języku - powiedział Hal. Zaczął walić pięściami we własną pierś. Wyszczerzył zęby, wykrzywił miłą zazwyczaj twarz w tak okropnym grymasie, że stała się równie brzydka jak goryla, i ryknął, ile sił w płucach. Roger poszedł za jego przykładem