To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Wczoraj asystowała ci do późnej nocy, dzisiaj zerwała się o świcie, bo wypadał jej dyżur. - Nie wiedziałem... - zaczął Adam. - Wcale się nie dziwię - wpadł mu w słowo Da­niel. - Jesteś tak zaabsorbowany szukaniem dziur w całym, że nie dostrzegasz, jaki skarb masz w ze­spole. - Daniel wsunął krzesło pod stolik. - I jeśli chcesz wiedzieć, to ja jej zasugerowałem, żeby zrobi­ła sobie przerwę na kawę. Jeśli więc musisz się na kimś wyżyć, to rób to na mnie. - Przepraszam - powtórzył Adam, ale mleko już się rozlało. Daniel ma rację, nie powinien był zwracać się tym tonem do Kasey. Nie miał prawa dawać upustu zazdrości, jaką wzbudził w nim widok tej kobiety tak dobrze się bawiącej w towarzystwie Daniela. - Nie zapomnij o tej liście, którą mi obiecałeś, Adamie. Matthias wyszedł za nim ze stołówki. - Co? Ach tak, oczywiście. Przepraszam. Mam ją w gabinecie. Chodź, załatwimy to od razu. Zaprowadził Matthiasa do małej klitki pod scho­dami, którą zaanektował na swój gabinet, i otworzył kluczem drzwi. Dokumenty leżały na biurku. - To pełna lista - powiedział, wręczając je Matthiasowi. - Każda skrzynia jest opisana, a więc ze sprawdzeniem nie powinno być kłopotu. - Wystarczy mi kopia. - Matthias oddał mu jedną kartkę. - Zaraz wysyłam kierowcę na lotnisko. Ma to przywieźć tutaj, czy do waszego hotelu? - Tutaj... Nie, do hotelu... Sam nie wiem. - Adam odetchnął głęboko. - Przywieźcie wszystko tutaj. I powiedz kierowcy, żeby po powrocie skontaktował się ze mną. Każę komuś z zespołu poszukać jakiegoś miejsca, gdzie będziemy mogli to wszystko zwalić i posortować. - Dobrze. - Matthias złożył we czworo kartkę schował ją do kieszeni. - Może to nie moja sprawa, ale musisz jakoś rozwiązać ten problem, jaki masz z doktor Harris. Mało wam stresów, żeby jeszcze w ten sposób uprzykrzać sobie życie? Po wyjściu Matthiasa Adam westchnął. Łatwo powiedzieć, ale spróbować nie zaszkodzi. Kasey zastał w pokoju zabiegowym. Rozmawiała właśnie z Amelią, zatrzymał się więc przy drzwiach, by im nie przeszkadzać. Mała straciła dużo krwi i kiedy ją przywieziono, bardzo cierpiała, ale kroplówka i środki przeciwbólowe już działały. Uśmiechnęła się nawet, kiedy Kasey pogłaskała ją po główce. Kasey obejrzała się i na jego widok z jej oczu wyparowała cała czułość. Ciarki przebiegły jej po kręgosłupie, kiedy zobaczyła wpatrującego się w nią Adama. Od tamtej nocy, kiedy operowali postrzelonego mężczyznę, z rozmysłem schodziła mu z drogi. Na szczęście pracowała przeważnie z Davidem Prestonem. Z początku David odnosił się do niej z rezerwą, ale po kilku operacjach to się zmieniło. Zespół powoli ją akceptował i gdyby nie wrogie nastawienie Adama, wszystko byłoby w porządku. - No i jak? - zapytał, podchodząc do łóżka. - Dobrze. Ciśnienie wraca do normy, stan się poprawia. - Zasypała go liczbami - puls, ciśnienie krwi, poziomy nasycenia tlenem - bo łatwiej było rozmawiać o pacjentce niż o ich osobistych animoz­jach. - To znaczy, że kroplówka i środki przeciwbólo­we pomogły i mogę operować? - Tak jest, proszę pana. - Kasey uśmiechnęła się do dziewczynki, nie zważając na jego ściągnięte brwi. - Ty też nie możesz się już doczekać, prawda, Amelio? - Tak. - Mała uśmiechnęła się do nich nieśmiało. - Chciałabym znowu chodzić. Adam pochylił się nad nią ze ściągniętą twarzą. - Będę się starał, najlepiej jak potrafię, Amelio, ale musisz być dzielna. Z twoją prawą stopą nic już się nie da zrobić, a lewa też jest w bardzo złym stanie. Strasznie mi przykro. Kasey zobaczyła łzy w oczach Amelii. Sięgnęła po chusteczkę higieniczną i otarła je dziewczynce. Czemu to powiedział? Przecież to okrutne. Adam dostrzegł chyba jej wzburzenie, bo odciągnął ją na stronę. - Wiem, co myślisz - powiedział - ale lepiej nie składać obietnic, których nie da się dotrzymać. Ona musi zrozumieć już teraz, że nie mogę jej w żaden sposób pomóc, bo inaczej nigdy się nie pogodzi z nieszczęściem, jakie ją spotkało. - Przecież to jeszcze dziecko! - zaprotestowała Kasey. - Nie mogłeś jakoś delikatniej? - Nie. Ona nie ma prawej stopy. To fakt. Lewa jest tak poharatana, że nie wiem, czy ją zdołam urato­wać, a jeśli nawet, to czy będzie mogła w przyszłości na niej stanąć. Kasey zobaczyła w jego oczach ból i uświadomiła sobie, że nie jest wcale taki obojętny na los dziew­czynki. - Bardzo bym chciał być cudotwórcą, Kasey, ale nim nie jestem. Będę robił, co w mojej mocy, ale w tym przypadku niewiele można zdziałać. - Masz rację. Przepraszam. - Kasey westchnęła