To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Nie s¹dzisz, ¿e to podstêp? - Niewa¿ne. Bo jest tylko jeden sposób, by siê o tym przekonaæ, zgadza siê? - Tak. A¿ cz³owiek têskni za starym, dobrym Fidelem. - Prawda? De Herrerasom zupe³nie odbi³o. Dopiero jak œci¹gn¹ katastrofê na swój naród, zaczn¹ siê zastanawiaæ, w którym momencie pope³nili b³¹d. Licz¹, ¿e ten okrêt podwodny bêdzie nas trzyma³ w szachu, ale... - Chcê wam pomóc, Conch. Zrobiê wszystko, co w mojej mocy. Z pobudek osobistych. - Osobistych? - Powiedzmy, ¿e mam zadawnione porachunki z nowym dyktatorem. - Alex, powiedz, o co chodzi. Jestem twoj¹ przyjació³k¹ i muszê to wiedzieæ. - Manso de Herreras i jego dwaj bracia zamordowali mi rodziców. Tydzieñ po moich siódmych urodzinach. Zrobili to na moich oczach. Po raz pierwszy, odk¹d siê znali, Conch odebra³o mowê. £zy zalœni³y w k¹cikach jej oczu. - Tak ci wspó³czujê - powiedzia³a wreszcie. - Jakoœ sobie z tym poradzê. - Wiem. - Uœcisnê³a jego d³oñ. - Radzisz sobie z tym od trzydziestu lat, prawda, skarbie? - Po prostu stara³em siê o wszystkim zapomnieæ. - Na pewno jest ci ciê¿ko. Zawsze wiedzia³am, ¿e sta³o siê coœ strasznego. Coœ bardzo bolesnego. Oczywiœcie kr¹¿y³y pewne plotki, ale nie mia³am odwagi poruszaæ tego tematu. - Muszê przyznaæ, ¿e myœl o zemœcie wydaje mi siê ogromnie kusz¹ca. - Mój ty biedaku. 264 - No dobrze, zmieñmy temat. Wróæmy do polityki. Jakie macie plany? - Nowy oœrodek dowodzenia kubañskich buntowników mieœci siê na wyspie po³o¿onej niedaleko Manzanillo. Wiesz, o któr¹ chodzi. Telarana. To nasz pierwszy cel. Jak tylko zabierzemy wszystkich z Gitmo, zetrzemy tê bazê w py³. Okrêt, który teraz nazywa siê „Jose Marti", wróci³ na Telarana z wysp Exuma. Bóg jeden wie, co tam robi³. - Domyœlam siê, ¿e by³ to rejs próbny dla oficerów kubañskiej marynarki wojennej. - Bardzo mo¿liwe. Tak czy inaczej, obserwujemy ich dwadzieœcia cztery godziny na dobê. Jeden z satelitów szpiegowskich poœwiêca Telarañi ca³¹ swoj¹ uwagê. Tym razem okazali siê na tyle g³upi, by siê wynurzyæ. Trudniej bêdzie namierzyæ to cholerstwo pod wod¹. - Jak mogê pomóc, Conch? - Prezydent wys³a³ mnie tu, ¿ebym skoordynowa³a wysi³ki Departamentu Stanu i mojej grupy specjalnej z dzia³aniami admira³a Howella i Floty Atlantyckiej. Mam pewien pomys³. Powiedz, co o nim s¹dzisz. Wykorzystamy „Blackhawke'a", by wysadziæ na brzegu Kuby dwie grupy zwiadowcze. Twój jacht nie bêdzie siê tak rzuca³ w oczy jak niszczyciel. - To z³y pomys³. Na pewno roi siê tam od ³odzi patrolowych. Bracia de Herreras znaj¹ mnie i wiedz¹, do kogo nale¿y „Blackhawke". Jestem na ich czarnej liœcie. Daj mi trochê czasu, mo¿e wymyœlê coœ lepszego. - Bêdê z tob¹w kontakcie. Przefaksujê ci najœwie¿sze zdjêcia z satelity. Aha, ostatni punkt programu. To dla ciebie. Da³a mu ma³¹ kopertê, na której widnia³o jego nazwisko, napisane czarn¹ kredk¹. - W œrodku nic nie tyka - powiedzia³a Conch. - Sprawdzaliœmy. Nie ma te¿ w¹glika. Zosta³a podrzucona do amerykañskiej sekcji interesów w konsulacie szwajcarskim w Hawanie. Dostarczono mi j¹ na Key West. - Dziwne. - Oglêdnie powiedziane. No dobra, muszê lecieæ. Wojskowi nie lubi¹, jak ka¿e im siê czekaæ - powiedzia³a, objê³a go za szyjê i poca³owa³a w policzek. Otworzy³a drzwi i wysz³a na skrzyd³o. - Trzymaj siê, Conch - powiedzia³ Alex. - Gdybyœ czegokolwiek potrzebowa³, wal do mnie jak w dym. - Dziêki, Conch. - De nada. Ach, te po¿egnania... có¿, jakoœ sobie z tym poradzê. Zamknê³a drzwi i zeskoczy³a na pok³ad. Alex odprowadzi³ j¹ wzrokiem. - „Kittyhawke", s³yszysz mnie? - powiedzia³ kontroler lotów. - S³yszê - powiedzia³ Alex. 265 - Komandorze, przykro mi, ¿e zawracam g³owê, ale jeœli skoñczy³ pan ju¿ macanko, to mo¿e zabra³by pan ten swój zabawkowy samolocik z mojego pok³adu? Ca³y dywizjon „Czarnych Asów" czeka na zgodê na l¹dowanie. Musieli wstaæ wczeœnie rano i pewnie s¹ w nie najlepszym nastroju. - Rozumiem, „Kittyhawke" ko³uje na pas i czeka na zgodê na start. - Bêdê za panem têskni³. Wniós³ pan trochê romantyzmu w moje szare ¿ycie. - Mnie te¿ bêdzie pana brakowa³o - powiedzia³ Alex, pchn¹³ manetki gazu i zaj¹³ pozycjê startow¹